Działy tematyczne

2018/01/21

Dwa prawa lechickiej gościnności

   
   
     Istnieją dwa główne prawa lechickiej gościnności:
     1. Życzliwe i szczodre zadbanie o gości, tak rodzimych, co oczywiste, jak o przybyłych spoza granic. My, Polacy, jesteśmy znani w świecie z wielkiego serca dla gości nie przypadkiem,  co istotne, mamy świadomość tej reputacji, a także znaczenia samej tej pięknej, szlachetnej, duchowej cechy. I słusznie jest ta cnota traktowana jako cecha narodowa. Tej cnoty nie odebrały nam, co znamienne, setki lat poddania mrocznemu generatorowi watykańskiemu, a nawet traumatyczne przejścia wielu okrutnych inwazji. To coś bardzo niezwykłego. To bardzo dobitnie zaświadcza, że wyniszczenie, rozkradzenie, okupowanie, dziesiątkowanie, materializacja i westernizacja, które to wszystkie procesy zamknęły cały naród w utajonym zniewoleniu, zaś część jego w umysłowym i duchowym ograniczeniu, nie potrafiły unicestwić najznamienitszych lechickich cech. Innymi słowy - żadne użyte przeciw nam metody agresji nie odebrały nam naszego potencjału! 
     Mimo uciążliwości życia i wsączanego programu nieufności, rywalizacji i zawiści, nadal święcimy szlachetne prawo gościnności. Kiedy ktoś przybywa do naszego Domu, jest niczym dziecko ciekawe odkryć w nieznanym dotąd kawałku świata. Dlatego gościem należy zająć się z odpowiedzialnym zaangażowaniem, ale i z radością człowieka, który z dumą oprowadza kogoś po kątach, w których czuje się spełniony i szczęśliwy. Szczodrość i życzliwość zrównoważonej duszy Słowianina sprawia, że obcokrajowiec czuje się w jego ojczyźnie ważny, adorowany, bezpieczny i obdarowany.
     Rozmiar i charakter lechickiej gościnności jest tak niezwykły i hojny, że logicznie i uczciwie musimy za tym ustanowić drugie jej prawo, a mianowicie
     2. Brak pobłażania dla obcych kalających polskie obyczaje, prawa, zabytki, dobra, świętości, a zwłaszcza wyrządzających krzywdy tak gospodarzom, jak wszelkim istotom (innym gościom, zwierzętom, rezydentom) na lechickiej ziemi. Oprócz formalnie rozumianego przestępstwa mówimy to o wyjątkowo uderzającym, pogardliwym stosunku dla prawa pierwszego gościnności polskiej, i mamy pełne prawo odpowiednio przez to wzmocnić karę. 
     Uważam, że nie istnieje żadna kara zbyt surowa, ''niedobra'', jeśli jej skutki dla winowajcy nie przekraczają skutków krzywdy doznanych przez ofiarę. Wobec tego rodzaju przestępstwa, oprócz zwykłej kary zgodnej z kodeksem karnym państwa, musi być zatwierdzony bezwzględny wyrok dożywotniej banicji, którą to zresztą karę uważam także za konieczny dodatek do wszelkich wyroków zasądzonych na polskich obywatelach, którzy dopuścili się działań sprzecznych z racją stanu narodu.
     Jaki efekt da banicja i surowe wyroki za przestępstwa obcokrajowców na Lechitach? Przede wszystkim zapewni ochronę naszym rodom i dobrom narodowym, zaś samą taką przestępczość bardzo szybko ściągnie do zera. Pamiętajmy, że narody świata nie będą nas szanować bardziej niż my siebie sami. 



     Prawdziwy polski, lechicki, patriotyczny i wolny od sabotażu, korupcji i farbowanych lisów rząd zawsze pokaże swoją polityką, że Dom Lechity nade wszystko chroni Lechitę, po tym zaś pozostałych. Takiej postawy po rządzie PiS nie widać i nie należy się spodziewać, zważywszy wszystko, co zarządził on przeciw lechickim rodom. Jest oczywiste, że naszą niewymuszoną powinnością jest ugościć i wesprzeć każdą liczbę przybyszy spoza granic, tym bardziej że sami takiego wsparcia i serdeczności zaznaliśmy i zaznajemy, choćby u Irlandczyków, ludzi że do rany przyłóż. Jednocześnie nie może omijać to logicznego i niepodważalnego prawa gospodarzy ziemi do zachowania poczucia bezpieczeństwa i stabilności państwa pod każdym względem (kulturowym, językowym, ekonomicznym, militarnym). Dlatego liczbę cudzoziemców powinno ustalać najznakomitsze narzędzie wolnego narodu: słowiański wiec (czyli - referendum). Nie powinien tego z kolei ustalać rząd, nawet jeśli jest wolny od podejrzeń o korupcję i zaprzedanie, bo odosobniona grupa władcza, nieweryfikowana w czasie dłuższym niż rok - z natury ulega degeneracji i niekorzystnym dla racji stanu wpływom.
     Jedną z podstaw skutecznej walki obronnej jest etniczna stabilność państwa, co potwierdza historia, w tym nieszczęsny rok 1939, kiedy postawy żyjących w Polsce Niemców, Ukraińców czy Żydów były sabotujące i zdradliwe. Tylko głupiec nie uczy się z cienia, który historia codziennie rzuca na politykę. Tylko ignorant albo sabotażysta marnotrawi korzystny układ etniczny, który gwarantuje skuteczną obronę terytorium, w tym jego ciągłości narodowej i ekonomicznej.
     W rozsądnej polityce ochrony państwa nie może zabraknąć trzeźwego spojrzenia na stosunek do Polski poszczególnych państw. Tylko ktoś pozbawiony rozsądku albo niewolny od hipokryzji powie, że nie robi różnicy, czy między Polakami pojawia się dwa miliony Niemców, dwa miliony Ukraińców, dwa miliony Izraelitów, czy dwa miliony Węgrów. 
     Za otwartymi gościnnie bramami naszego państwa, zatrudnieniem, wszelkim życzliwym wsparciem, nie mogą iść bezkrytycznie i masowo przyznawane renty, odszkodowania, przywileje językowe i wszelkie przywileje obniżające status gospodarzy, czy wreszcie obywatelstwa. To są elementy rozmontowujące pancerz narodowy Lechitów pod względem militarnym, mentalnym, ekonomicznym i każdym innym.
     Jako Lechita witam gości szczerze ucieszony, ale i tu należy wyznaczyć granice, by komfort turysty nie przerósł naszych wysiłków w uszczęśliwianiu go. Kiedyś pod jednym z filmów na YouTube trafiłem na komentarz kogoś z Zachodu: ''Dlaczego polski policjant nie mówi po angielsku?''
     A dlaczego miałby?? Przecież to nie Anglia ani żadna Australia. To polskojęzyczna Polska, z jednym językiem urzędowym. Jeszcze w latach 60-70. każdy turysta kupował w kiosku minirozmówki czy słowniczek z językiem kraju, do którego się wybierał. Tyle, by się nie zgubić, by mieć pod kontrolą podstawowe sprawy egzystencjalne na obcej ziemi. Dziś panuje wygodnictwo pod szyldem ''angielski jest językiem świata''. Ja zaś uważam, że wypada jednak kupować sobie takie rozmówki, zadać sobie minimum trudu, poszerzyć horyzonty, albo sprawić tłumacza. Bo jakoś podróże funkcjonowały tysiące lat, angielski jest może tym językiem świata (od niedawna), ale ja nie zamierzam się tym do niczego zobowiązać. Owszem, mówię po angielsku i chętnie udzielam wskazówek cudzoziemcom, uważam jednak, że powinni liczyć na znajomość angielskiego u Polaków spoza obsługi hotelowej, a nie domagać się niej. To cała różnica.
     Rozumiem, że jest pożądane, by komisariat policji miał w personelu kogoś, kto zna taki czy inny język, jednak pretensje do funkcjonariusza z patrolu uważam za fanaberie. Jakoś Francuzi nigdy się nie kwapili do mówienia po angielsku i w tarapaty z powodu upadku turystyki nie popadli...
     Szanowny Zachodzie, my, Lechici, uczymy się angielskiego bądź niemieckiego, kiedy mamy na to ochotę, nie zaś, ponieważ tak wypada, bo to wymóg współczesnej cywilizacji (tej upadającej?).Tyle w kwestii przesadnych zabiegów, natomiast każdy serdeczny gest wobec cudzoziemca na miarę możliwości i ochoty uważam za piękny przejaw polskiej duszy.
     Nie może być natomiast pobłażania za przestępstwa popełniane przez turystów czy rezydentów na naszej ziemi, to jest poza dyskusją. Jest naturalne, że bierność czy wręcz subiektywizm rządu, magistratu i policji, w połączeniu z nieograniczoną liczbą napływających grup etnicznych wywoła u części każdej z nich poczucie siły, roszczeniowość, a nawet poczucie bezkarności i idące za tym impulsy do agresji. Nie może być tak, że obcokrajowcy chodzący po polskich ulicach biją Polaków - świadczy to dobitnie, że respekt takich łotrzyków wobec gospodarzy i ich administracji jest zerowy. O wdzięczności za gościnę nie wspominając.
     Kto korzysta z naszej gościnności - ten zaznaje wielkiego zaszczytu i dobroczynności. Kto ją zaś szarga - nie zasługuje na kolejne wizyty. Konsekwentnie.
     Niezależnie od interwencji policji, nie może być też tak, że cudzoziemcy biją Polaków, a ci nie oddają ciosu. Pozwalać się obić i znieważyć we własnym domu?... Takie postawy oznaczają brak charakteru, odwagi, honoru i krewkości ugodzonego w ciało i godność Sarmaty. Takie postawy to efekt działań i rządu, i zrabowanej antycznej historii, i zakłamań, i odebranej dumy. Tak to skutkuje. Nadmiar traum nie zbuduje mocnej karaceny. Oczywiste.
     Dzisiejsza sytuacja jest patologiczna: rząd sprawia wrażenie, jakby się wstydził podnosić polskość ponad inne narodowości. A to zwykłe prawo każdego rządu tego świata, i tego rządu obywateli. Tymczasem, gdy pobity jest cudzoziemiec - media i urzędnicy rządu podnoszą wielkie larum, gdy zaś pobiją Polaka, jakoś larum i afery nie ma. A powinny być tym bardziej, bo ziemia lechicka jest nasza i tylko nasza. Reakcje rządu i mediów powinny być takie, by cudzoziemcy z obawy wystrzegali się nas krzywdzić. 
     Media huczały ostatnio o rasistowskich pobiciach - Polacy bili obcokrajowców. Ale nie było już huku i uderzeń ministerialnych pięści w stół, gdy Czeczeni bili Polaków, albo wpadli do szkoły w Coniewie. Nie było larum, marszczenia brwi urzędniczych, gdy Ukraińcy pobili Warszawiaków. Dlaczego? Bo byłoby to przesadne? Niegrzeczne? Nie w stylu Unii?...
     Surowe gromienie i wyrokowanie agresji wobec cudzoziemców jest słuszne (gdy nie chodzi o słuszną walkę, naturalnie), bo jest to ochrona narodowej cechy gościnności i tych, którzy z niej czerpią. Brak jednak zdecydowanie proporcji w działaniu odwrotnym to jest odpowiednio surowym ściganiu za łamanie drugiego prawa gościnności.
     To jest patologia. Jeszcze nieduża. Dużą mają kraje zachodnie, gdy kobiety już nie są bezpieczne na ulicach nawet za dnia. By jednak nie dopuścić do tego stadium u nas, by zachować poczucie bezpieczeństwa, swobody, i poczucie bycia w swoim domu [lechickim], należy uchwycić ster, który wymknął się z rąk narodu. Napływ cudzoziemców musi być kontrolowany i obłożony konsekwentnie respektowanymi zasadami. Świadomość gości w tej kwestii musi być podnoszona, a ich przekonanie o czujności naszego rządu niezachwiane. Na drodze do Lechii po taką właśnie odpowiedzialną gościnność zmierzamy. Wszelkie akty agresji grup etnicznych o charakterze antypolskim, zwłaszcza pobicia, rabunki i cięższe, powinny być akcentowane wiecami pod lokalnymi urzędami i mediami. To musimy w sobie wygenerować. Bierność nie zmieni postawy rządu, wiec zademonstruje złość i oczekiwania społeczeństwa. Liczy się każdy człowiek, który stanie w wiecu, czy choćby wykona telefon. Potrzebny jest ruch - ruch to zmiany, ruch to życie.

     Lechici! Jesteśmy u siebie. Na własnej od tysięcy lat ziemi. Można przegrać uliczną czy knajpianą walkę pod naporem silniejszych i liczniejszych napastników, ale trzeba pokazać charakter lechickiego lwa. Bo lwy żyją w naszych sercach, choć wielu z nas o tym zapomniało.
     Można umknąć z pola walki - jeśli to rozsądnie ratuje zdrowie i życie, lecz tylko wtedy, gdy w takim polu nie zostawi się towarzysza, dziecka, kobiety czy zwierzęcia, na pastwę przeciwnika. Tego nam, Lachom, nie przystoi zrobić. Nie porzucamy żadnych stworzeń w opałach, ani też owadów, ani drzew, z którymi świadomy Słowianin tworzy zasilające łącze. Trzeba tę złość charakteru pokazać, gdy jest ku temu okoliczność. 
     Bo strach to powinien czuć obcy, na myśl, że miałby rękę podnieść na gospodarza lechickiej ziemi.
     Gościna to święta rzecz.  Od zawsze na zawsze na naszej ziemi dla wszystkich dobrych dusz. Adam z Bremy napisał o dawnych Wolinianach, że „pod względem obyczajów i gościnności nie ma ludu bardziej uczciwego i przychylnego” , bo tak jest, że otwarte serca i zastawione stoły dla wszelkich przybyszów nigdy nie stały w sprzeczności z niezwyczajnym naszym męstwem, gdy nadchodził wróg i niszczyciel. I tak niech trwa. I tak, jak my musimy szczodrze opiekować się przybyszami, i nie krzywdzić ich w żaden sposób, nie przysparzając Ojczyźnie dyshonoru, tak gościom nie wolno łamać praw i obyczajów polskich, i atakować gospodarzy. Prawo lechickie jest proste. Dla dobrego gościa - wszelkie gesty i wygody, każda życzliwość i pomoc. Dla złego gościa - surowe pożegnanie. 
     Jesteśmy wojownikami, Lwami Lechistanu. Adorując, chroniąc i prowadząc gości, okażmy dumę spojrzeniem - życzliwym, ale mocnym - wszystkim, którzy goszczą w Lechickim Domu, to może nie będzie już trzeba zaciskać pięści. Bądźmy takimi, by uśmiechnęły się oblicza hetmanów, rotmistrzów, królów, walecznych przodków, gdy czasem zerkną ku nam z przeszłości. Trenujmy ciało w siłowni i na bieżni, szlifujmy jakość myśli i dyscyplinę charakteru, a w sercach niech ponownie wykwitnie sławna, a przez setki lat niczym marmur utrącona kolejna cecha naszego narodu - męstwo.
     Bądźmy lwami i nośmy głowy wysoko, niech nasze wybranki czują się z nami bezpieczne, dumne i szczęśliwe. 
     Sława!
     Czcibor
   
Patrick Ney, Anglik żyjący w Polsce, o naszym kraju:


     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz