2018/09/02

Bałtycki generator Słowian

 


     Witam wszystkich Gości po letniej pauzie. Wybaczcie dłuższe milczenie, wynikłe z silnej potrzeby odcięcia się ciałem i duchem od spraw matrixowych w celu odetchnięcia, regeneracji, cieszenia się Naturą... Ale oto już wracamy do walki o nasz wspólny lechicki Dom. ☺
     W okresie jesienno-zimowym będziemy pisać między innymi: 
     - o tym, że Lechici narodem wyjątkowym i wybranym
     - o tym, kim był Bruce Lee
     - o pojednaniu z Rosjanami
     - o gimnastyce starożytnych Słowianek
     - o obu kinowych Dywizjonach
     - o tym, jak wygląda dramatyczny problem zmanipulowanych Lechitów z życzliwością
     - o Edmundzie Niziurskim
     - o matrixowo-westernizujących mediach typu RMF FM
     - o pułapkach duchowych warsztatów
     - o aurze Polaków Przedwojnia
     - o tatuażach
     - o odrodzeniu Lechii Dębowej...
     Aby zaś pożegnać lato, które wyjątkowo i nie przypadkiem zasiliło nas Lechów i nasze osobiste, i narodowe procesy złotą energią, dziś napiszę krótko i z humorem o moich wczasach na  niezrównanym w urodzie i zasilaniu wybrzeżu bałtyckim, które to wczasy były nie tylko radosne, ale i epickie...
   
 
 

     Aby nie wywołać nastroszenia brwi u właścicieli pensjonatu, w którym regularnie bywam z Kompanią, zmieniam nazwę i pensjonatu, i miejscowości... 😉
     Pod koniec sierpnia, zwyczajowo i chwacko ufni w stabilne piękno słowiańskiej pogody, zajechaliśmy kolejny raz do ulubionego Dorszewa. Z zewnątrz pensjonat ''Rybitwa'' (inspiracja Wakacjami Mikołajka, a jakże 😉 ) nie był zmieniony w niczym - ta sama przyjemna zielona elewacja z dodatkami klinkieru. Ale w środku zaszły zmiany, które wraz z Kompanią przyjąłem z zawodem: niestety panuje i w kraju Lechów wszędobylski światowy trend unowocześniania wszystkiego. Samo w sobie nie jest to negatywne, gorzej gdy pęd za pokazaniem, że ''gospodarz czuwa i nie został w XX wieku'', powoduje przerost formy nad treścią i utratę klimatu. Znikły zatem w ''Rybitwie'' wieloletnio cieszące oczy zielone, smurzasto malowane ściany i stylowe mosiężne lampy. W zamian za to pojawiła się surowizna białych ścian i białych, prostokątnych lampek, co gorsza na fotokomórkę. Nie wątpię, że jest to oszczędnościowa forma oświetlenia, ale okazała się rozbrajająco zawodną, a całość nie dawała w ogóle atmosfery morskiego pensjonatu, lecz sterylnej kliniki... co spotykam w wielu polskich mieszkaniach i czego nie preferuję.
     O gustach się niby nie dyskutuje, więc... Więc tylko dodam, że aby ugotować strawę na kolację na piecu korytarzowym, musiałem mieć asystenta, który maszerując po pięć kroków w tę i we w tę utrzymywał lampy w zapaleniu. 😃 Później podpowiedziano nam, aby zapalić małą żarówkę pod okapem, ale i tak fotokomórki sprawiały cowieczorowy kłopot: zapalały się z opóźnieniem do siedmiu kroków, a gasły przy przystanięciu. No a wiecie... siedem kroków w ciemności to Swaróg tylko wie, gdzie może zaprowadzić! 😄
     Jako Kompania ciesząca się prostymi, naturalnymi rzeczami - a zatem oderwaniem  od matrixa i wtopieniem w Przyrodę - cieszyliśmy się... prostymi, naturalnymi rzeczami. ☺ To jest: dobrym acz niekoniecznie najzdrowszym jedzeniem, plażowaniem, kąpielami w morzu, akupresurą stóp na szyszkach, nieskończoną i przez najznamienitszych rachmistrzów nieogarniętą liczbą spacerów brzegowych, no i - wieczorną gimnastyką (aby ciało słowiańskie w formie zachować). Zresztą w ramach tej formy graliśmy w piłkę wodną i rzucaliśmy ringo, co zawsze osobliwie fascynuje. ;)
     Nie tylko Natura dostarczała nam codziennie pozytywnych odczuć i niespodzianek. Zastanawialiśmy się, czy w kurortowej aptece tudzież drogerii dostaniemy antysystemową pastę do zębów bez fluoru. Okazało się, że nawet był takich wybór. ☺
     Jako całoroczny kawosz, zazwyczaj robię sobie przerwę z kofeiną na czas urlopu, jednak nie mogłem sobie odmówić rarytasu wyjątkowego smaku - mrożonej kawy w okolicznościach plażowych. 😎 Kawa mrożona była rzeczywiście mrożona - jakieś 80% okazało się bryłą. 😜 Było i zabawnie, i pysznie.
     Wczasy umiliły mnie i Kompanii dwie lektury - jedną jest niesłychanie morsko-wakacyjnie atmosferyczna książka... tak jest: Wakacje Mikołajka 😉 - i tę rekomenduję jako część wyposażenia plażowego w komplecie z kocem, parawanem, olejkiem kokosowym (a nie jakimś parabenochemikaliusem) i dmuchaną orką. Druga książka umilała wieczory, a było nią O czym szumią drzewa Petera Wohllebena.
     Nic naturalnie nie przebije samej kąpieli w morzu, która to kąpiel jest orzeźwiająca, oczyszczająca, odmładzająca, ujędrniająca, a nawet, rzekłbym, sławianizująca. 😉😃
     Branie się za bary z falami nie może się znudzić, jest w tym jakaś ukryta specyficzna energia, która Swaróg pewnie wie (no przecież że nie Crom), co robi w tym czasie z duszą człowieka...  Ochoczo też trenowaliśmy nowatorską technikę ''Jupi'', myślę że całkiem podejrzaną psychiatrycznie dla widzów, a polegającą na jednoczesnym okrzyku ''Jupi!'' i wyskoku w wodę ''na Supermana'', co często narażało odsłonięte żebra na cios wodny. 😄
     Kwestia kąpieli w morzu przy bardzo mocnych i wysokich falach jest specyficzna. Nie ograniczałbym jej tylko do rozwagi, która każe albo w ogóle jej sobie odmówić, albo trzymać się brzegu blisko i kontrolować przemieszczenie (które jest spore i nieustające). Myślę, że to także rzecz... świadomości. Takiej, która określa cele i zabezpieczenie swego życia. Która oddaje szacunek Stwórcy i Naturze, i pozwala sięgnąć po łącze dające idealne wyczucie momentu i możliwości... Ale w takich sprawach każdy decyduje sam, na miarę swego potencjału i odczuć.



     Unikalną była z kolei kąpiel w morzu o zachodzie słońca - przy wejściu tuż przed, i wyjściu tuż po tym zachodzie. Doznania i frajda specjalnego rodzaju, i ożywcze i radosne jak świat dziecka, który kiedyś jakoś odpłynął...
     ...ale który łapiemy chytrze z powrotem. ☺
     O zachodzie słońca na plażę wstępowali coraz liczniejsi fani puszczania płonących lampionów, których nieco bez politowania określiliśmy z Kompanią jako ''Polskę grillową''. Tak umownie, nie wulgarnie acz dobitnie, rozumiemy specyficzną polską grupę społeczną, skupioną na uciechach w rodzaju barbecue, Liga Mistrzów czy owe lampiony właśnie, ale na czystości i bezpieczeństwie Przyrody jakoś nie za bardzo. A to jest właśnie to - czysta i bezpieczna Przyroda, i całe jej Życie - do czego bije wdzięczne i troskliwe serce Lechity. Pisałem już jednak o rozjeżdżaniu się ludzi, w tym Polaków w dwa odrębne światy, i to jest też tego częścią...
     Nie popieramy lampionów, których podniebny urok jest wieczorami niepodważalny, ale które niosą ryzyko zaśmiecania wód czy pożaru lasu. Oby moda ta minęła szybko, najlepiej przyspieszona działaniem świadomych urzędów...
     Potrzebowałem Bałtyku i jego darów, łącza z tym żywiołem fascynującym i szczodrym, tak samo, jak potrzebowałem ich każdego roku wcześniej. Dzięki temu jestem zasilony i gotowy, by kroczyć z wami, Bracia i Siostry, ku słonecznym brzegom Lechii.
     To były piękne morskie wakacje.
     Ale przecież... napisałem wyżej, że także epickie, prawda?...
     Słowa ''epickie'' nie używam ze śmiertelną powagą, lecz umownie, po prostu w wymieszaniu satysfakcji, humoru i wzruszenia. Było epicko - ponieważ nie zważając na postawy i reakcje ludzkie, ewakuowałem osę z autobusu i przywróciłem jej kwiaty i wolność. A jako Lechita pragnę wolności i przestrzeni dla siebie, Narodu, rekina, tygrysa czy każdego owada. Dla całej żywej planety.
     Było zatem epicko, gdy inny członek Kompanii wyniósł na dłoni osę z dalszych już wód Bałtyku, i zapewniam - wzruszający to widok, gdy owad taki ufnie zaczyna się ruszać w tej ratującej go dłoni człowieka, oczyszczać z wody w drodze do swej wolności... Pomagaliśmy dojść do siebie tej małej istocie na jednym z leżaków do wynajęcia, aż zaintrygowany właściciel wychylił się z budki i zapytał podejrzliwie:
     - Czy mogę spytać, co tu się dzieje?
     Po czym usłyszał być może najdziwniejszą z możliwych dla siebie odpowiedź:
     - Ratujemy owada.
     Było epicko, gdy ktoś z Kompanii uratował biedronkę, a inny ktoś stanął w obronie os zabijanych przez dzieci ''Polaka grillowego''.
     I powiem wam jeszcze - jest niezwykłym i unikalnym odczucie, kiedy w jednej chwili łączy się w człowieku naraz: koncentracja na ratunku małego życia, i wzruszenie z nagle wynikłej i odczuwalnej więzi z tym małym życiem...
     Na drugi dzień po morskiej akcji ratunkowej, akurat deszczowy, przez otwarte okno wleciała nam do pokoju osa. Z dużą przyjemnością udzieliliśmy jej schronienia. Gdy deszcz przestał padać, osa odleciała. A może była to wdzięczna wizyta owada wyłowionego z morza? A któż to wie, wszak w kreacji boskiej wszystko się zdarza...
     To było piękne słowiańskie lato.
     Sława!!!
     Czcibor


   
   Ratowany owad odbiera intencje człowieka. Na chwilę powstaje wyjątkowa i poruszająca więź. Życie wspierające życie jest być może najwspanialszym doświadczeniem boskiej istoty obok miłości.



   Kąpiel w Bałtyku o zachodzie słońca... Doznanie prawie nie do opisania. 
   

7 komentarzy:

  1. Skoro taki z Ciebie heros i obrońca OS�� zapraszam do mnie-te jakże przemiłe stworzonka zrobiły sobie w kominie gniazdo...
    I przez kratkę wentylacyjną do domu wpadają ��
    A straż pożarna co na to?
    "Od roku takimi sprawami w prywatnych posesjach się nie zajmujemy"
    Cudownieeeee!
    Mam wejść teraz sama do komina? ��
    Autorze... Jakieś pomysły?

    J.W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem obrońcą os - tylko życia. Szczególnie słabszego i niczego nie winnego, a zwłaszcza tego, że Przyroda jest w destrukcji i zakłóceniu. Kłopoty z owadami i całą fauną wynikają właśnie z tego. Już samo chemtrails może powodować patologiczne reakcje u owadów. A szkodliwych czynników jest więcej.
      Ratowanie owada nie jest heroizmem, bo nie wymaga męstwa, tylko dobrego serca.
      I słowiańskiej świadomości.
      I wszyscy się tego na nowo uczymy jako samotni wędrowcy życia, jako Naród, jako Rasa.
      Co do podejścia straży czy innych urzędów - tkwią one w patologicznym skostnieniu, tak jak cały kraj zainfekowany przez masonów, Chazarów i watykańczyków.

      Usuń
    2. Dodatkowy problem to niewykształcenie w obecnej spatologizowanej Lechii kadry ludzi potrafiących porozumieć się ze zwierzętami czy nawet owadami (choć wkrótce będzie ich wielu) i ja nie wątpię, że to, podobnie jak postawa straży, dokłada ambarasu. Proszę nieco wpłynąć na straż... dzwoniąc do lokalnego radia. I proszę uzyskać zapewnienie, że osy będą usunięte tak, by zachowały życie. Życzę dobrego rozwiązania tej sprawy dla wszystkich.

      Usuń
  2. Ja jakiś czas temu uratowałem pająka. Jednak nie odważyłem się go wziąć na dłoń. Pająk chodził po ścianie. Wziąłem mały słoik, przyłożyłem w okolicy miejsca gdzie był pająk i wpadł on do tego słoika. Zakręciłem słoik, wyniosłem na dwór, odkręciłem, położyłem na boku i zostawiłem na trawniku. Pająk był początkowo oszołomiony i nie chciał wyjść, ale jak wróciłem pół godziny później tu już go nie było. Odzyskał wolność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lęk przed pająkami jest głęboko wkodowany. Pająki albo go odbierają, albo... dzielą. Ale słoik to niepodważalne koło ratunkowe - i to małe stworzenie, boska iskierka, kontynuuje swój odkrywczy marsz życia. Dzięki Tobie. :)

      Usuń
  3. Ho, ho! Witam serdecznie po wakacyjnej przerwie. Bałtyk piękny jako żywo o każdej porze dnia,ale te zachody słońca maja swoją moc. Wschody zapewne też, ale w porze kanikuły bądźmy wyrozumiali dla urlopowego rytmu dnia. :-) Co do małych stworzonek, zaopatrzonych w żądła i lubiących wpadać przez okno w porze obiadu, gdyż jak się okazuje te aromaty je bardziej wabią niż słodycze to również używaliśmy słoika w ewakuacji tychże. A teraz moskitiery w oknach skutecznie i użytecznie chronią nas przed nieproszonymi gośćmi. Niechże sobie latają swobodnie bez zaznajamiania się ze słoikową pułapką, która choć pożyteczna na pewno je stresowała.Pozdrawiam. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co za czasy, że aromaty obiadowe zwabiają osy tudzież pszczoły ;) Domyślam się, że obiad znakomity, polski, i też bym się zwabił ;-)
      Moskitiery świetne, choć nie dla mnie; nie lubię ujmować sobie ani światła słonecznego ani tlenu. :)
      Ale oszczędzanie owadów tym czy innym sposobem - i sobie spokoju ;) - brawo. :)

      Usuń