Pierwszy poród lotosowy przeprowadziliśmy w zupełnej zgodności z naszymi decyzjami i przygotowaniami: w świętym słowiańskim rytuale uczestniczyliśmy tylko my dwoje - i nasz syn Milan. Tym samym przyjęcie Milana do Rodu miało harmonijny i hermetyczny przebieg dzięki odizolowaniu się od energii zewnętrznych, w ścisłej przestrzeni i wibracji rodowej. Przy okazji filmu nagranego dla naszego Druha i barda Lechitów, Jaruhy, zaznaczaliśmy jednak, że dopuszczenie do porodu położnej jest korzystne, zwłaszcza dla pierworódek, ale i zważywszy na to, że operowanie noworodkiem pozostającym w połączeniu z łożyskiem jest utrudnieniem. W takim wypadku dodatkowa para rąk, zwłaszcza kogoś doświadczonego i mającego serce dla święta narodzin jest dobroczynne i odciążające dla żony i męża. Jedyne, co zalecamy w takim przypadku, to odszukanie położnej z duszą, Istoty pozytywnie wibrującej i zharmonizowanej - ponieważ będzie mieć ona wpływ na równowagę nie tylko Rodziców, ale przede wszystkim Dziecka, a porodowe doznania Dziecka będą rezonować w nim już zawsze. Oczywiście niezmiennie uważamy, że poród jest rytuałem przeznaczonym energii żeńskiej - nie licząc męża, jeśli chce w nim uczestniczyć, bo i nie musi (to tylko kwestia woli i ustaleń małżeństwa, a nie warunek słowiańskich reguł porodowych). Obecność mężczyzn spoza Rodu jest niewskazana.
Kiedy swego czasu zapisywaliśmy w Przestrzeni intencję Powszechnej Narodowej Adopcji Sierot, sami otworzyliśmy w sercu plan - aby przyjąć przynajmniej jedną sierotę do Rodu i otoczyć wszystkim, do czego zdolne są tylko dusze. Tymczasem okazało się, że do naszego Rodu miał przybyć kolejny lotosowy mężczyzna. Przyjęliśmy to z poruszeniem, bo mężczyźni wracają do Ziemi Lechów, aby odtworzyć Rody, oczyścić linie rodowe, zharmonizować energię męską, roznieść w ojczystej przestrzeni zrównoważenie, siłę ducha i charyzmę kreatorów. Dla Rodziców oznacza to splecenie radosnego wyróżnienia ze zobowiązującą do czujności i odpowiedzialności postawą.
Tym razem szybko uznaliśmy, że w drugim rytuale narodzin asysta położnej będzie dobrym posunięciem, przede wszystkim ze względu na Milana, który jest żywym, wręcz eksplozywnym srebrem i to nie tylko odebrało nam część sposobności do kontemplacyjnego przygotowania kolejnego porodu, ale stawiało pod dużym znakiem zapytania samą harmonię tego rytuału. A jest to - priorytetem ponad inne. Oczywiście konsekwentnie nie uznajemy żadnej opieki zastępczej dla naszego Malucha i zgodnie z Wedami, ale i z własnym wewnętrznym przekonaniem nie narzucamy Dzieciom rozłąki - dopóki same nie okazują do niej gotowości.
Rozpoczęliśmy zatem poszukiwania położnej lub douli, co okazało się dobrą okazją do poczynienia obserwacji na temat tego, jak rozwinęła się w Polsce sytuacja w temacie porodu lotosowego i domowego w ogóle. Mamy zatem już mocno osadzony i obiecujący przyczółek w tym drugim, z kolei lotos w jednych kręgach położnych i regionach Kraju wyraźnie był odbierany z rezerwą, a innych ze zrozumieniem albo zainteresowaniem. Dało się zauważyć, że indywidualnie było jeszcze trudniej, z kolei szkoły rodzenia, których mamy już w Kraju sporo, niekoniecznie oferują otwarte pole współdziałania, którego oczekiwałyby świadome Słowianki. O tym napiszemy szerzej w osobnej publikacji, dość powiedzieć, że położna z duszą znalazła się - kilka tygodni przed terminem porodu. Była to położna dokładnie taka, jakiej życzymy każdemu Rodowi w Ojczyźnie i każdej Istocie, która się w nim ma pojawić i w harmonii zadomowić. Link do szkoły rodzenia i bloga tej pięknej duszy podajemy pod artykułem.
Przygotowania
Przebieg ciąży był tym razem trudniejszy dla Dobromiły, która mierzyła się jeszcze z rezonansem dolegliwości, będących pamiątką po chorobach, która przezwyciężyła, a Milan jako aktywny i zajmujący eksplorator nie pozwalał na takie spektrum przygotowań w wyciszeniu, na jakie sam mógł liczyć, gdy się do naszego świata wybierał. Dobromiła zatem przeszła owe 9 miesięcy heroicznie, mierząc się z wieloma trudnościami, ale - przepowiedzieliśmy to oboje - sam poród miał to wszystko wynagrodzić i tak też się stało. W cyklu przygotowań, poza komunikacją z duszą, pamiętaliśmy o bosędze, ponieważ afirmacje i błogosławieństwa czynione w połączeniu z Matką Ziemią mają szczególną siłę odczucia i realizacji. Jest to zatem istotne dobrodziejstwo w przypadku kreowania harmonii okresu ciąży i pomyślności porodu. W tej intencji wypaliliśmy także mnóstwo białych świec. Bosakowanie jest zresztą szczególnie cenne teraz, w czasach skoków częstotliwości Ziemi, nie tylko równoważy matkę i dostraja ją do tych częstotliwości, ale to czyni z Maluchem szykującym się do narodzin.
Bosęga stała się naszą główną platformą przygotowania duchowego. Typowych medytacji tym razem nie zrobiliśmy wiele. Ale łącze z Matką Ziemią było silne i codzienne, nawet zimą. Afirmacje kierowaliśmy na rzecz sił i opanowania Czcibora w rytuale narodzin, na rzecz sił i witalności Dobromiły oraz błyskawicznego, łagodnego dla niej porodu - i na rzecz dobra samego Witolda. Pod koniec ciąży zmęczona Dobromiła wypatrywała narodzin, nie mniej oboje wiedzieliśmy, że Witold miał doskonale obrany moment wejścia w naszą przestrzeń, obliczony idealnie co do jego potencjałów i planów życiowych. Dotyczy to zresztą wszystkich schodzących dusz i dzieje się tak, o ile cały poród nie jest niczym zakłócony - a jak wiemy, w szpitalach nadal jest to niestety praktycznie przesądzone. Co prawda różne są szpitale, różni lekarze i położne - jest coraz więcej otwartych choćby na poród lotosowy - ale energia szpitala, żeby choć w połowie osiągnęła poziom harmonii domowej, wymagałaby niewyobrażalnych zabiegów oczyszczających. Zakłócenia to nie tylko stresy i burze wokół samej ciąży - tu jeszcze wbrew pozorom wiele maleństw może mieć osłonę ze strony opiekunów, na przykład dusz Przodków i dlatego warto ich przyzywać i im wdzięcznie błogosławić.
Każde starania dla spokojnego przebiegu ciąży są ważne i owocne, choć trudno w pełni uniknąć gorszych chwil. Najbardziej decydujący jest moment narodzin. Można powiedzieć, że konstruuje on w szczególnym stopniu platformę odporności psychicznej Malucha, co między innymi przejawia się spokojem, którym wręcz emanuje niczym Istota absolutnie ufna i przekonana o otaczającej ją miłości i ochronie.
Jakiś tydzień przed porodem Czcibor zaszedł do tej samej wierzby, pod którą prawie dwa lata wcześniej zakopał łożysko Milana. Ponownie objął ją i poprosił o wsparcie, afirmując:
Użycz mi swej siły i napełnij spokojem
Odbierz trudy Dobromile i wspomóż ją swą energią
Chroń Witolda i nasz Ród
Dziękuję Ci za to i błogosławię
Trwaj tu nietknięta, chroniona, silna, czerp ze świata, trwaj ile zechcesz.
Afirmacji z Matką Ziemią było sporo, w miarę upływu czasu wypełniało nas coraz bardziej odczuwalne opanowanie, niepokoje i gorsze nastroje rozpłynęły się, aż w dziewiątym miesiącu byliśmy tak gotowi i spokojni, jakby nie czekało nas odpowiedzialne i złożone zadanie, lecz prosta, codzienna czynność.
Matko Ziemio,
której wdzięcznym dzieckiem jestem i wiernym strażnikiem
chroń mnie i mój Ród jak ja chronię Ciebie i Twoje owoce i dobra
użycz mi swej siły i otocz ulgą i ochroną Dobromiłę i narodziny Dziecka
Wypełnia mnie Twoje światło i Moc,
Dziękuję Tobie, stało się, stało się, stało się.
Naturalnie niektóre afirmacje w połączeniu z Matką Ziemią - zwykle w ciszy późnego wieczoru i zawsze boso - były bardziej rozbudowane i połączone z wizualizacjami i wyraźnymi, poruszającymi odczuciami. To czyni Moc kreowania.
W piątek, 27 maja tknięci przeczuciem, nasi przyjaciele i Towarzysze Drogi, Jaruha ze swą wiedźmą Beatą, o czym dowiedzieliśmy się potem, błogosławili nam i przesłali intencje na pomyślny poród. Tego samego dnia, późnym wieczorem, wyszliśmy oboje do pobliskiego zagajnika brzozowego i w objęciu tak naszym, jak z drzewami, wykonaliśmy swoje rytuały, uzyskując ostateczną gotowość i absolutny spokój. Następnego dnia rano urodził się Witold.
Narodziny Witolda
Praca czyni owoce, intencje i energie włożone w projekt czynią kreację. Długotrwałe afirmacje, wizualizacje i błogosławieństwa urzeczywistniły przebieg porodu po prostu we wszystkim. Okazał się niespotykanie szybkim - trwał godzinę - i nie odebrał Dobromile ani połowy sił w porównaniu do poprzedniego. Był w każdym aspekcie łagodniejszym i stało się tak, jak afirmowaliśmy i kreowaliśmy, jak prosiliśmy u Przodków, u Wierzby, u Matki Ziemi, jak błogosławili nam przyjaciele - zgodnie z naszymi życzeniami wynagrodził tym samym Dobromile trudy samej ciąży. Sam Witold zawitał do nas w pełni Mocy i Równowagi, spokojny i w doskonałej kondycji. Wszystko to potwierdza, jak wielką magię sprawia skupienie energii na celu dzięki koalicji kilku źródeł - od własnej boskiej zdolności poprzez wsparcie przyjaciół i Przodków do Matki Ziemi, Przyrody, Stwórcy. Oczywiście wymaga to zasadniczej platformy: czystych, życzliwych intencji, naturalnie splecionych z wdzięcznością. Nie jest to trudne. W pewnym momencie, za którymś zakrętem duchowej drogi, wdzięczność za Życie staje się odczuciem codziennym, stałym, przenikającym duszę na wskroś i niosącym jak silnik napędzany światłem.
Wdzięczni i tak mocno wspierani, wykreowaliśmy wszystko - w tym podział porodu na dwie piękne części: przyjęcie syna przez ojca, i przejęcie rytuału przez położną. Wszystko ułożyło się idealnie - zatem za zgodą samej duszy Witolda i za błogosławieństwem Źródła. I bez najmniejszych wątpliwości to wiemy, że to także za sprawą Witolda i Źródła w odpowiednim czasie przygotowań do porodu, i w odpowiednim czasie samego porodu, pojawiła się u nas...
...Karolina - położna z duszą
Poszukiwania położnej, która na w sobie światło i równowagę konieczne dla zsynchronizowania z energią Rodu i miejscem narodzin lotosowego Dziecka, nie były łatwe i szybkie. Wiedzieliśmy jednak, że choćby w ostatnim momencie, stanie się tak, jeśli będzie to dobre dla nas wszystkich i dla syna. Byliśmy gotowi także na powtórkę z porodu Milana i budowaliśmy w sobie spokój. Karolina Stećko znalazła nas - a my ją, bo tak to trzeba ująć w "przeznaczeniu dusz" kilka tygodni przed narodzinami. Zanim jeszcze spotkaliśmy się po raz pierwszy, było jasne, że jest to właśnie ta dusza, która zapewni Witoldowi harmonijne zamocowanie w naszym świecie. Dobromile wystarczy spojrzeć na zdjęcia ludzi, aby zobaczyć - lub nie - światło wychodzące z ich dusz przez oczy. Wiedzieliśmy od razu i poszukiwania - które choć długie, nie były jakieś usilne i zdeterminowane, ustały.
Po godzinie Czcibor trzymał Witolda na rękach. Chwilę po tym Karolina była z nami. Czy 100 kilometrów to za duży dystans, aby położna asekurowała poród? Nie. Trzeba tu przeniknąć wszystkie aspekty. Porody trwają kilka godzin, to sporo czasu. Tu zawarliśmy świętą umowę między duszami. Czcibor był gotów przyjąć syna w świat i w Ród tak jak poprzedniego, i tak afirmował - "tylko jeśli będzie to dobre dla Witolda i nas wszystkich. Niech tak się stanie". Kiedy zaczął się poród, Czcibor błogosławił żonie, po czym rzekł: "Synku, chodź już do mnie, chodź do nas, czekamy tu na Ciebie". Po chwili Maluch był na jego rękach.
Biorąc to wszystko pod uwagę, Karolina przybyła w najlepszym, wykreowanym momencie - zresztą naprawdę szybko - i wzięła na siebie drugie stadium, to jest łożysko oraz oprawę noworodka, zgodną z Naturą. Uczyniła to wszystko z nadzwyczajnym opanowaniem i dosłownie odczuwalną pozytywną aurą. Nie tylko że nie zakłóciła energii domu i spokoju Rodziców i Dziecka, ale je wręcz zasiliła własnym światłem wynikłym z wewnętrznej mądrości, spokoju, doświadczenia i czułości. Dlatego nie tylko będziemy już zawsze wdzięczni Karolinie, Pierwszej Cioci Witolda, za doskonałe współtworzenie naszego święta narodzin - ale z pełnym przekonaniem polecać ją wszystkim Rodzicom.
Co mogliśmy przekazać?
Narodziny Witolda są tak samo radosne, jak zobowiązujące. Żyjemy przede wszystkim sercem, które chce projektować dobrostan naszym Dzieciom i zapewnić im najlepsze pole kreowania i spełnienia. Jednocześnie mamy poczucie misji przyjętej przez nasze dusze, aby wraz z innymi zaangażowanymi w takie intencje duszami przywrócić domowy, naturalny, harmonijny poród jako powszechny, jako najlepszą możliwość dla Dziecka, Rodziców, Rodu, Regionu, Ziemi - jeśli tylko nic nie stoi temu na przeszkodzie. Mamy za sobą dwa słowiańskie porody lotosowe. Jeden ściśle rodowy, bez asysty położnej, drugi z położną. Oba piękne, duchowe, szczęśliwe. Zapisaliśmy w przestrzeni, że można urodzić dwóch zdrowych, silnych, szczęśliwych Lechitów po czterdziestym roku życia na diecie bez mięsa i bez nadmiaru suplementów, które ograniczyły się do witaminy D, K, C, B12 i żelaza. Resztę uczyniły soki wyciskane z warzyw i owoców oraz Moc Dobromiły i sprzyjających dusz.
Doświadczenia tych lotosowych narodzin niech służą wszystkim - acz jednocześnie okazały się i naszym cennym poznaniem. Weda nigdy nie jest zamkniętą księgą, wciąż wszystkim zapisuje nowe kartki. Czerpiemy z tego z inspiracją i wdzięcznością. Odczuwamy głębokie spełnienie. Mimo mnóstwa projektów i niegasnącej motywacji dzielenie się tym doświadczeniem będzie do tego spełnienia dokładać.
Poród słowiański, w domu lub w plenerze, bez szpitalnych energii nacisku i chaosu, przynosi wiele nagród i cudów. Odkryje je wiele Matek i wielu Ojców, którym błogosławimy. Wielu Rodziców będzie zaskoczonych, kiedy okaże się, że niezbyt dobre wróżby i przestrogi bliskich i znajomych się nie spełnią. Niemowlęta nie będą płakać po nocach i dniach. Jeśli będzie je trzeba karmić z butelki, okaże się, że uznawana za przesądzoną zmora kolek jelitowych wcale się nie zjawi. Tak czynią cuda spokoju przestrzeni porodowej i uchronienie noworodka od szczepionek. Zamiast burzyć spokój i radość Rodziców, tak urodzone Dzieci same są wręcz generatorami spokoju.
Ostatnie wskazówki
Najważniejsze są spokój i równowaga Rodziców i Dziecka. W te wartości trzeba najbardziej emitować intencje i energie. Estetyka i czystość są ważne, ale nie decydujące - nie chodzi o laboratoryjną sterylność, lecz wysokie i zrównoważone wibracje miejsca porodu. My dwóch synów przyjęliśmy na świat w bloku, w salonie.
Oprócz codziennej pracy nad własną siłą ducha, warto mieć w domu koty, które regularnie oczyszczają przestrzeń Domu i podnoszą częstotliwość. Warto odpierać zakusy ciemnych bytów lub negatywne myślokształty i energie nieżyczliwych ludzi amuletami, afirmacjami, płukankami z czarciego ziela lub soli, co dotyczy wszystkich domowników. Miejsce porodu doskonale wyizoluje i ochroni krąg z soli.
Jeśli nawet bardzo ukochani krewni, zamiast pokrzepiać, wnoszą zaburzenie spokoju lub myśli lękowe swoimi słowami, należy się od nich odciąć przynajmniej na kilka tygodni przed rytuałem narodzin. Powinni to przyjąć i zrozumieć.
Tak samo jak najlepsi nawet Rodzice Rodziców - niech przyjmą ze zrozumieniem, jeśli na kontakt fizyczny lub wzrokowy z wnukiem przyjdzie im poczekać 5- 10 dni, bo ich Dzieci uznają taki okres izolacji za korzystny dla równowagi noworodka dostrajającego się do nowych energii.
Równowaga jest kluczem.
Trzeba być piękną i czystą Duszą, by mieć odwagę i by w tak cudowny sposób przejść i opisać rytuał przybycia nowej ISKIERKI ŹRÓDŁA na tę przepiękną planetę ZIEMIĘ.
OdpowiedzUsuńNiech wam się DARzy we wszystkim co piękne i dobre dla maluszka i całego Waszego RODu.
DarBog🙏💓
Dziękuję Ci za jak zwykle poruszające i krzepiące Słowo. Zasługa tu moja żadna, zaszczyt na pewno. Dzięki Dobromiłce doświadczam niezwykłości. 🌱⚡😃 C
UsuńGratulujemy kochani, jakże wspaniale, że się tak pięknie wszystko poskładało ❤️. Życzymy własnej i tylko własnej drogi Waszemu synowi (w sumie to obu synom) by byli wolni od początku do końca
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy Ania Piotr i Krzesimir
Witajcie, dziękujemy Wam z serca za piękne błogosławieństwo, niech im się stanie. :)
UsuńRaduję się razem z Wami Kochani szczęśliwi Rodzice , niech Wam się wszystko pięknie układa i niech Wasze
OdpowiedzUsuńpiękne doświadczenie udzieli się innym młodym Rodzicom , wierzę, że tak będą przychodzić na nasz piękny świat
następne piękne Światełka , nasza przyszłość. Z serca błogosławię całej Waszej Rodzince.
♥️❤️❤️
Usuń