Od całych wieków za tak samo cenny jak piękny minerał postrzega się bursztyn. Część z nas zapomniała już jednak o tym, jak ogromną wartość ma ten owoc drzew iglastych i morza. Pamiętam, że moja babcia nie rozstawała się z nim nawet na chwilę. Nosiła piękną dużą kolię. Zawsze powtarzała mi, że jantar ją chroni i usuwa migrenowe bóle głowy. Po prawdzie ma on dużo szersze działanie i zastosowanie. Przypominamy zatem tym, którzy dawno nie sięgali po bursztyny, że używa się ich także do pogłębienia medytacji, rozjaśniania myśli i nastroju.
Starożytni magowie radzili, aby nosić go bezpośrednio przy skórze, wówczas zachowa się długie życie, zdrowie i urodę. Trzymany pod łóżkiem zapobiega bezsenności i koszmarom sennym. Jest naszym słowiańskim magicznym kamieniem ochronnym. Ma chronić przed urokami, klątwami i energetycznym wpływem toksycznych i podczepionych ludzi. To bardzo pozytywnie wibrujący amulet, który dokłada do osłony przed agresją demoniczną.
W jego skład wchodzi krzem, magnez, żelazo, wapń, potas, związki organiczne połączone z jodem, substancje lotne, kwasy żywiczne, które pobudzają system nerwowy, regulują pracę nerek i jelit, stanowią środek przeciwzapalny i antytoksyczny. Kwas bursztynowy ma potencjalne działanie uspokajające, przeciwpadaczkowe oraz przeciwlękowe. Z kolei terpeny są to związki o działaniu przeciwbakteryjnym, przeciwgrzybiczym, antyseptycznym, przeciwzapalnym, przeciwreumatycznym oraz przeciwbólowym.
Jak przekazywała mi babcia, jantar wspomaga nasze siły witalne przy stanach grypowych, którym towarzyszy gorączka. Jest naturalnym lekiem przy niskim ciśnieniu. Zwiększa przepływ krwi, wspomaga tym samym niwelowanie zatorów żylnych. Jego częstotliwość znakomicie synchronizuje się z częstotliwością naszej świętej substancji, krwi (podobnie jak czerwona nić z lnu). Łagodzi objawy menopauzy, w tym uderzenia gorąca.
A poza tymi wszystkimi atutami prozdrowotnymi i walorem wsparcia energetycznego i duchowego bursztyn jest zwyczajnie-niezwyczajnie piękny. Ma ciepłe słoneczne odcienie od żółci po brązy i oliwki.
Moje serce skradł już dawno, myślę, że to również za sprawą babci. Powiem Wam o jeszcze jednej ciekawostce, bursztyn jest ciepły... Każdy minerał, jeśli jest naturalny, w dotyku jest zimny, ale nie bursztyn. Jego autentyczność możemy też sprawdzić pocierając go w dłoniach. Wydziela on wtedy typowy zapach żywicy. Ot, taka magia. Jakże obfita jest zawartość tego wyjątkowego kamienia, daru Matki Ziemi dla naszego ludu i nie tylko - przecież zachwycił i oczarował całą Ludzkość. Czy to nie poruszające, kiedy pomyśleć, że tak cenne wsparcie dla duszy i ciała zrodziło się w morzu Słowian? Jesteśmy w czasie trudnej transformacji - ale nie jesteśmy sami i bezbronni, nawet Źródło nas wspiera: w Rosji zalega tarcza Słowian - szungit, w Polsce "słońce wschodzące między duszą a ciałem", czyli bursztyn. W każdej słowiańskiej krainie czeka skarbiec Mocy, trzeba sobie tylko przypomnieć...Błogosławimy Wam
Dobromiła i Czcibor
Ach, piękny jantar...
OdpowiedzUsuńMój Tata, który był jeszcze przedwojenny, przekazał mi wiedzę o zdrowotnych właściwościach bursztynu, a ja... I tu nieszczęście: trudno o większą niezgodność charakterów niż ta między mną a jantarem. Rozwód natychmiastowy, bez orzekania o winie. Patrzę z przyjemnością na kobiety (i mężczyzn ;-)) w bursztynowej biżuterii, ale na sobie bursztynu nie zniosę! Więc nie noszę. Trudno. Korzystam z innych darów Ziemi.
Po pierwsze: krzemień pasiasty. Mam cudny wisiorek, kupiony w Sandomierzu. Jest to krzemień krajobrazowy - na niewielkim prostokącie natura wymalowała pejzaż: łagodne wzgórza, wijącą się wśród nich drogę, wschodzące Słońce, głaszczące promieniami fale chmur... to wszystko w spokojnych i smakowitych odcieniach kawy z mlekiem. Krzemień jest gładki i bardzo miły w dotyku, odnoszę wrażenie, że lubi być głaskany. W pierwszej chwili zimny, jak przystało na minerał, ogrzewa się szybciutko i wydaje się mi się zawsze, że to nie moje ciepło, tylko ciepło Matki Ziemi, zaklęte w tym cudeńku. I pewnie tak właśnie jest. I dodam jeszcze, choć to może zbyt patetyczne, że czuję przez mój krzemień bardzo silną, fizyczną, organiczną więź z sercem Polski.
Po drugie: labradoryt. Patrzę na oczko w moim pierścionku. Nie, to nie minerał, to samo niebo, którego cząstka spadła na ziemię. Nasze niebo Północy, wysoko zawieszone, świetliste, najpiękniejsze na świecie niebo Hyperborei. Ile barw i jakie przestrzenie mieszczą się w tym maleńkim, okrągłym oczku!
Lubię też inne minerały: fluoryt, czarny turmalin, kwarc rutylowy (złoty i zielony). Lubię, doceniam i noszę, ale krzemień i labradoryt wymiatają ;-)
Pozdrawiam
Dziewanna
Cudowny komentarz ,pełen miłości do natury .Dziękuję i pozdrawiam z Allgau
OdpowiedzUsuńZerknęłam do internetu: bardzo jest pięknie w Allgau! Z kraju naszych sąsiadów znam niestety tylko Saksonię i jestem nią zachwycona i wciąż na nią tęsknię... Za krajobrazami, architekturą i ludźmi.
UsuńPozdrawiam z Mazowsza :-)
Dziewanna
W ramach podtrzymywania mojego ukochanego bloga wśród żywych... bałtyckie impresje :-)
OdpowiedzUsuńWidzisz bursztyn - myślisz: Bałtyk!
Mój Bałtyk jest zimowy: siny, spieniony, sztormowy, ryczący. Lodowaty, przeszywający do szpiku kości wicher gna spienione bałwany, a po niebie pędzi siwo-stalowe chmury. I wyrzuca na brzeg skarby :-)
Widzę bursztyn, podnoszę. Bursztyn jest ciepły, nie jest kamieniem. Wiem, że to żywica dawnych drzew. Zamykam oczy, a zimny, siwy Bałtyk śpiewa pieśń o Starej Ziemi:
Morze jest płytkie, szelfowe. Seledynowo-różowa woda szybko się się nagrzewa. Wyspy naszego archipelagu porośnięte są bujnym, sosnowym lasem. Las pachnie upajająco. Jak miło oddychać żywicznym powietrzem, czujecie? Ja to czuję, stojąc na plaży w zimowy zmierzch. Z drzew spływa żywica, płynne Słońce. Słońce spływa do wielkiej rzeki. Rzeka płynie na południe, woda niesie na południe cząstki naszego północnego Słońca. Nasza piękna rzeka, którą teraz nazwaliśmy Erydanem.
To Erydan niesie bursztyn, nie Bałtyk. Bałtyk śpiewa teraz smutną pieśń. Nadchodzi lodowiec, biała śmierć. Lód ścina wodę, miażdży drzewa żywiczne. Lód sunie korytem bursztynonośnej rzeki. Lód miażdży jej koryto. I nie ma już Erydanu. Lodowiec wreszcie się cofa, a uwolniona spod jego ciężaru ziemia zaczyna się podnosić. Wyrastają góry Skandynawii. Zmiażdżone koryto Erydanu tworzy nieckę, w niej stoi woda po stopionym lodowcu. Jezioro? Morze? Kałuża...
Kałuża. Pieśń jest smutna, zimny wiatr suszy łzy. Więc to nie twoje skarby, Bałtyku? To nic. I tak Cię kocham. Sam w sobie jesteś skarbem :-)
Krucza Czarna
(d. Dziewanna)