2022/12/23

Co z tą choinką, Lechici?

 

    Zmiany, zmiany, zmiany... Wręcz dzwonią tych zmian zapowiedzi (oczywiście w 432 hz!) przez mroźne powietrze z sań Dziadka Mroza, który pędzi przez ziemie Słowian z misją Pobudki!

    Dlaczego Pradziadowie nie przynosili choinek na święta?

    Zacznijmy jednak od początku...  Cofając się o setki lat, a już zwłaszcza o tysiące - musimy zdać sobie sprawę z różnicy decydującej. Nasi Przodkowie, ludzie, których duchowe tarcze miały kształt serca, nigdy nie ścięliby drzewa dla paru tygodni świętowania. I nie tylko chodzi w tym o to, że byłoby to dla nich równoznaczne z zabójstwem Istoty żywej, ale też i zarazem niemądre marnotrawstwo. Dawni Słowianie niczego nie marnotrawili, ich wszelkie projekty służyły Życiu. Dlatego domów prasłowiańskich podczas obchodów Szczodrych Godów nie zdobiły choinki wycięte w lesie, a po prostu dorodne, ale jednak tylko gałęzie. I właśnie tu tkwi klucz do wejrzenia w rozsądek tych, którzy tak dekorowali swe izby. Wniesienie ściętego świerku czy jodły, jeśli by już nawet ktoś tak bez skrupułów uczynił, dawałoby sporą ozdobę, ale już niewielkie ilości eteru drzewa oderwanego od życia. Dom wypełniłyby tylko opary cennej energii. Bo też poza dekorowaniem jako takim liczyła się dla naszych pradziadów moc chwili i moc przedmiotu oraz rytuału, które z taką specjalną chwilą czyniły interakcję. Pora naszym Dzieciom i Wnukom przekazać wedę, że tak jak ubiory Słowian nigdy nie były projektowane tylko dla ozdoby, ale i zawsze z intencją zasilenia konkretnych sfer, funkcji lub zamysłów - tak samo wszystko, co wkładano jako komponent świąt, miało zawsze znaczenie - i działanie.

    Tym samym konkretne intencje, afirmacje, błogosławieństwa i święta geometria (czyli po prostu zdrowe częstotliwości kształtów i kompozycji) stały za uszykowanym stołem, tak jego zdobieniami jak i uszykowanym jadłem. Tak samo było z ubiorami i wszelkimi ozdobami, w tym - uciętą gałęzią drzewa, zwaną podłaźniczką. Tę rolę mógł też pełnić szykownie zdobiony wierzchołek choinki, niczym uroczysty szpic, co zapewne ma przełożenie na piękne szpice nasuwane współcześnie na nasze drzewka świąteczne.

    Tajemnica łączności DNA a afirmacje świąteczne...

    Tym drugim tajemniczym powodem mocowania w oknach, drzwiach czy powałach sufitu podłaźniczek, poza wspomnianym szacunkiem do życia i statusu naszych leśnych sojuszników, była świadomość eterycznych połączeń DNA wszelkich istot żywych. Wniesienie gałęzi do przestrzeni domu było jednoznaczne z wniesieniem w nią energii pozostawionego w lesie drzewa, wciąż żywego i pełnego Mocy. Wyprawa po podłaźniczkę była radosna i ożywcza, ale miała też charakter duchowy i kontemplacyjny: intuicja kierowała kroki ludzi do takiego drzewa, jakie było najlepsze w danym czasie dla wsparcia zdrowia, harmonii i projektów członków Rodu, co zresztą było jednoznaczne z pomyślnością całego Rodu jako wspólnoty dusz. Podłaźniczka pozostawała przez kilka tygodni w połączeniu z drzewem i emitowała dla świętujących taką energię, którą życzyli sobie sprowadzić afirmacjami i głosem intuicji. Jednocześnie wspierała rytuały oczyszczania domu z niezbyt dobrych energii i nalotów z odchodzącego roku, aby w nowy wejść w harmonii. Patrząc zatem także w sposób praktyczny - mimo że wciąż duchowy - zrąbanie jodły czy świerku byłoby już tylko uzyskaniem dekoracji i niczego poza tym.

    Pisząc te słowa, świadomie i sercem zasilamy trwający już proces wycofywania się ze sprowadzania tak zwanych żywych - a przecież wyrwanych z Życia - choinek do domu, kiedy jeszcze do niedawna było odwrotnie; kalkulacje ekonomiczne zachęcały do sprawienia sobie sztucznego drzewka raz na zawsze. To się już jednak kończy i warto, aby sprzedawcy żywych choinek zaczęli liczyć się z tym, że coraz więcej ich Rodaków będzie błogosławić żyjącym drzewom i rezygnować z nich jako ozdób na chwilę. Można przekierować się na sprzedaż podłaźniczek, bo popyt na nie z wszelkich logicznych powodów (wzrost świadomości i czucia Przyrody i jej świętych mocy) może tylko rosnąć, w każdym razie przez najbliższe 10-20 lat. 

    Prawdą jest jednak, że świadomi, uduchowieni Lechici, mający oczywiście taką możliwość, będą czynić to, co czyniły wszelkie Rody Ludów Rdzennych, zanim je usystematyzowano - głowa Rodziny, ojciec, albo najstarszy syn, albo ojciec z synami, wybiorą się w las z intencją napotkania drzewa, które zezwoli na odebranie sobie gałęzi i zasili Rodzinę tak, jak ona sobie afirmuje. To rzecz pójścia za głosem wewnętrznym z oczywistą powinnością dochowania szacunku i wdzięczności dla drzewa. I zawsze wypada odpłacić temu drzewu błogosławieństwem, które z pewnością przyjmie jako świadoma i czuła Istota. Jakość rytualna i poziom energii takiej wyprawy naturalnie przebiją pozyskanie podłaźniczki drogą handlową... co jednak też ulegnie zmianie, kiedy w Lechistanie zapanuje powszechna euforia życia i życzliwość. Bo wtedy nawet w zakupionej gałęzi choinki może wibrować radosne światło sprzedawcy (barter zadziała jeszcze lepiej), którego po prostu uszczęśliwia fakt, że spełnił nasze pragnienie...

    Zatem stanęliśmy u wrót nowego stadium naszej transformacji, mając świadomość tego, że Przodkowie nie zabijali drzew bez uświęconej potrzeby i zgody Wspólnoty Drzew, i tego, że tkwimy u schyłku epoki, w której wybieraliśmy między urokliwym, ale zabitym drzewem, a choinką z plastiku. Co zatem dalej z tym będzie?Zupełnie logiczny i wygodny owoc tego wszystkiego. Zwyczaj wnoszenia ściętych drzew oczywiście wkrótce odejdzie. Natomiast sięganie po tradycyjne i lecznicze podłaźniczki nie musi być wcale jednoznaczne z rezygnacją z dużych sztucznych choinek. To - jak we wszystkim - będzie już po prostu autonomiczną decyzją każdego Rodu, każdej Rodziny, decyzją przyjmowaną przez otoczenie spokojnie, życzliwie, wyrozumiale. Tak to już jest, że ewolucja ewoluuje wszystko i wszystkich, i jeśli cokolwiek ma walory czy to pożyteczne czy kolorujące duszę, nie ma potrzeby tego odrzucać tylko dlatego, że wprowadził to system. W każdym systemie za sterami siedzieli sataniści i ich hybrydy, ale i w każdym systemie byliśmy my, Istoty Boże, i zawsze wykreowaliśmy coś z serca. Mimo wszystko. 

    Podłaźniczka jest wystarczająco odświętna i magiczna dla starszych, nakierowanych na kontemplację Lachów, ale Dzieci będą także wypatrywać czaru dużej, bogato zdobionej choinki. W domu rodzinnym może zatem stanąć sztuczna choinka i zawisnąć żywa gałąź. Będzie nie tylko piękniej, ale wbrew pozorom obie te dekoracje afirmują pomyślność spraw. Przejdźmy zatem do sedna, a zatem do choinki...

    O PRL krążyły stereotypy, które czas i nasze obserwacje dość surowo zweryfikowały, to jest że był to czas bubli i czas szarzyzny i smutku. Można te zarzuty przypisać jedynie pewnym sferom i zjawiskom, ale tylko tyle. Jeśli chodzi o dekorowanie świąteczne, to za PRL miało w sobie więcej słońca niż dzisiejsza Polska po westernizacji. Pisałem o tym kilka lat temu w świątecznym poście na profilu, który to profil zniknął w ramach przypominania o standardach. Od lat 90. obserwowałem westernizację Polski, w tym stylu dekorowania domów i sklepów. Najpierw z Zachodu przyszła moda na białe światełka, która zaczęła wypierać kolorowe. Świętujące miasta i domostwa Lechitów, zamiast nabierać kolorów, zaczęły je tracić. Z czasem poznikały też ciepłe lampki choinkowe, ich ledowe zamienniki mają barwy ostre, ale na pewno nie ciepłe i kojące.

    Potem z witryn sklepowych zaczęły znikać choinki przystrajane przez personel w domowym stylu, a w zamian zaczęły pojawiać się handlowe gotowce. Takie z taśmy. Bez intencji, ciepła, energii kreacji. Bo to nie jest tak, że pracownicy sklepu ubierają choinkę nie czując nastroju. Czuli go w każdym razie dawniej i choć takie drzewko było naturalnie skromniejsze od domowego, to miało to włożone serce i energię oczekiwania na święta - i zasilało nastrój świąteczny jeszcze bardziej. Mimo że zestawy bombek w PRL bywały w pewnych okresach powtarzalne (ale nigdy tak jak chińskie taśmozrzuty ze sklepów sieciowych), a łańcuchy "wiecznie" klejone z papieru kolorowego - to każda choinka i tak była inna, i w każdej zawarty był ciepły pierwiastek człowieka. Ubieranie choinki było do niedawna istotnym rytuałem wliczonym w cały skład czynności i obrządków świątecznych dla nas wszystkich; dziś niejeden raz ustrojone drzewo między świętami trzyma w garażu lub na poddaszu, a cały rytuał sprowadza się do ściągnięcia pokrowca. Oczywiście system taktycznie i metodycznie przeciągał nas szeregiem podpiętych lin od życia świadomościowo-kompletującego do życia wygodnie skrótowego, to prawda. Tyle tylko, że poddać się temu, mimo że daje poczucie komfortu, to odciąć się od pewnych blasków - ulotnych a ważnych - życia i od energii ściśle związanych z intencją włożoną w pracę i projekt przy okazji świąt. Na tym zawsze traci dusza, a w konsekwencji traci i ciało, gdyż straty jednego zawsze splatają się ze stratami drugiego. 

    We wspomnianym artykule sprzed kilku lat napisałem jeszcze o widocznym spadku chęci do dekorowania domów w Polsce. To był jeszcze czas sprzed spreparowanej pandemii, zatem - niby - daleki od statusu depresji narodowej, o czym z grubsza dziś można powiedzieć. Ale i to smętne zjawisko jest zrozumiałe. Jeszcze przez lata 90. przeszliśmy rozpędem na fali entuzjazmu i optymizmu z powodu dołączenia do "dobrobytu Westów". Z czasem charakter tej pułapki musiał się objawić, co więcej: dusze Słowian nie mogą na dłuższą metę sycić się ani spełniać dzięki gadżetom i luksusom. Prawdziwą wolną, świadomą i sensytywną duszę prędzej czy później musi to przestać stymulować. W przeciwieństwie do więzi międzyludzkich i potrzeb duchowych, a na tym polu zaszły zmiany na niekorzyść.

    Zatem czy warto kosztem czasu i starań uczynić i dekorowanie i samo świętowanie bardziej uroczystym, duchowym i magicznym (kreującym)? Naszym zdaniem zdecydowanie tak.. i tym samym pojawia się kwestia, przy całym podkreślonym znaczeniu i Mocy podłaźniczki, co może nam dać sztuczne drzewo, jeśli okażemy mu więcej zaangażowania i świadomych intencji. Co sprowadza wreszcie kwestię, czym jest choinka (i zamiennie lub łącznie podłaźniczka, poza tym, że wnosi w dom błogosławieństwo Matki Ziemi) i jaka powinna być?

    Jeśli przyjrzymy się z większą uwagą obecnie dominującym drzewkom, to możemy dojść do wniosków, które wcześniej przegapialiśmy. Oto przykłady:




    Takie choinki ujęły wielu Słowian - oczywiście przybywając z Zachodu - bo to prawda, są estetyczne, harmonijne i miłe dla oka. Jednak patrząc na nie ze świadomością słowiańskiego umiłowania kolorytu i tym bardziej z pamięcią o przystrojeniach z dawniejszych dekad i stuleci, ta ocena dla wielu z nas będzie już zweryfikowana. Takie drzewka są co prawda estetyczne, ale systemowe pojęcie estetyki uczyniło ją surową, w wielu przypadkach zimną. To tak jak z mieszkaniami wielu Słowian, którzy przyjmując mody (programy) wyrzucili drewno, dywany, wykładziny, boazerie, i zaczęli zamiast ciepłem, przytulnością i kolorami, czyli odwieczną, kojącą duszę atmosferą gniazda rodowego, wypełniać wnętrza bielą, czernią, grafitem. Co sprowadziło surowość i energetyczny chłód niczym w prosektoriach.

    Choinki na powyższych zdjęciach są pozbawione kolorytu i oryginalności. Zdają się być produktami ściąganymi z taśmociągu i ustawianymi w domu nie przez serce i nie dla serca, a dla... słów uznania ewentualnych gości za nasz świetny gust. I tym samym choinki takie, mimo zaznaczonych wyżej walorów, ostatecznie i kompletnie odeszły od zasad dekorowania naszych Przodków. Bo jeśli chcielibyśmy pójść za tymi zasadami, a jest to jak najbardziej możliwe nawet, jeśli poza podłaźniczką decydujemy się na bardziej okazałą choinkę sztuczną, to warto wtedy uwzględnić, że:

    - drzewko świąteczne nie jest dla Słowian tylko ozdobą poprawiającą nastrój i upiększającą obchody Szczodrych Godów, ale afirmacją. Afirmowanie choinki odbywa się tak poprzez zdrowe, wdzięczne myślokształty podczas jej dekorowania, jak poprzez charakter tych dekoracji. Zatem - skoro choinka ma afirmować-kreować nam na kolejny rok bogactwo, pomyślność, szczodrość darów - a to było częścią całych obchodów dawnych Słowian - to nie może jej cechować ani oszczędność czy skromność wyrazu, ani automatyzm przystrajania (o kupowaniu gotowca nie wspominając). W wystrój drzewka wkładamy serce, nadzieje, pragnienia, życzenia, błogosławieństwa, afirmacje, projekty, kreacje. Na cały rok. Oznacza to, że moc sprawczą dla wszelkich takich intencji czynią nasze energie włożone w choinkę-afirmację: obfitość i szczodrość.

    - jak świat światem, choinka była i powinna być baśnią dla Dzieci żyjących w domu. Zaczarowanym Lasem. Wielu z nas pamięta przecież własne oczarowanie, kiedy przybrana choinka zabierała nas do takiej baśni. Ale aby tak się stało, należy pójść śladami Przodków i... dopilnować, przynajmniej w jakimś możliwym stopniu, niepowtarzalności zawieszanych na gałązkach ozdób. Żadna z naszych Prababek nie ozdabiałaby czegoś tak wyjątkowego jak choinka kompletami niczym nie różniących się bombek-klonów. Każda ozdoba była swoista i wnosiła odrębny koloryt i odrębną afirmację. Dlatego na dawnych choinkach nie tylko mieniło się złoto i srebro, ale wisiały i figurki z drewna i pokarmy afirmujące dostatek i zdrowie Rodu.

    Tymczasem w naszych słowiańskich duszach niezmiennie tkwi po części uśpiony zapis, że wszelkie dekorowanie jest odpowiednikiem boskiego kreowania, radości i rozmachu tworzenia, projektu na chwałę mocy istot bożych i przydanej im nieskończonej wyobraźni. Biorąc zatem to wszystko pod uwagę, i tradycje Przodków, i słowiańską świadomość sprawczej mocy symboli i rytuałów, i dziecięce umiłowania baśniowego kolorytu - lepiej jest, jeśli drzewko postawione na czas świętowania ma przesyt i przepych, aniżeli oszczędność i niedobory ozdób.













    ...ale forma i gęstość dekorowania staną się naturalnie odrębnymi tradycjami odradzających się Rodów Słowian i będą rezonować z potrzebami ich dusz i rodzinnymi afirmacjami. Najważniejszym kryterium dla wszystkich niech będzie zatem wrażenie, jakie czyni choinka świąteczna na Dzieciach i nie tylko na nich: wszak rolą tej ozdoby jest radować, pokrzepiać, uskrzydlać i inspirować duszę na kolejny etap życiowych projektów.

    Nie dajmy się także manerwować kolejnymi negatywizmami, wypuszczanymi ostatnio w całej, taktycznej serii odbierania Lechitom entuzjazmu i ustalonego, rodzimego podłoża odrodzenia i przetrwania, czyli Słowiaństwa. W tym przypadku dotyczy to przekazu, jakoby choinka i jej szpic tudzież gwiazda honorowały Istoty Demoniczne. Ani gwiazda, ani pentagram nie zasilają i nie sprowadzają w nasze progi demonów i reptoidów - jeśli coś to czyni, to nasza ukierunkowana na Zło energia. Wyczuwajmy symbole, afirmujmy je, emitujmy w sobie światło Źródła, a z siebie życzliwość i dobro, to wszystko. Świętujmy z radością życia i współdzielenia!    

    W pełni rozumiejąc że świąteczne drzewo i świąteczny obrządek w każdym domu Lechity są i na pewno będą na pół dzielone z tradycjami i upodobaniami Rodaków, na pół zaś przybiorą kształt odrębny i swoisty dla każdego domu, wszystkim Wam życzymy, aby Wasze choinki i podłaźniczki były od dziś na zawsze afirmacją o najwyższej Mocy sprawczej, niezmiennie zasilającej rodowy - i tym samym narodowy - dobrostan.

    Czcibor i Dobromiła

 


    Ilustracje i zdjęcia ze stron: https://moje-gniezno.pl/69204/gnieznienska-choinka-rozswietlila-rynek/ , https://pl.pinterest.com/pin/38702878039091887/ oraz https://www.facebook.com/starebombkiprl/.


    Rosnące sentymenty do PRL-u często określa się z typową tendencją do upraszczania "tęsknotami za dzieciństwem". Tymczasem jako Słowianie zamknięci w ograniczeniach komunistycznych byliśmy znacznie bliżej rodzimego kolorytu i harmonii niż obecnie, o czym rosnąca świadomość przypomina coraz częściej. Poniżej zdjęcia ze strony Bombki PRL z dawnych lat - Kolekcja

Zdobienie choinek po PRL-owsku...





...a na tej rodzimej choince można ujrzeć nawet ozdoby jeszcze z Przedwojnia:

Zachęcamy do sentymentalnego i magicznego zanurzenia się w galeriach strony: https://www.facebook.com/starebombkiprl

Mimo że w Gnieźnie są aż dwie fabryki bombek, to choinka na Rynku jest typowym dla wielu polskich miast przykładem usystematyzowania świętej ozdoby Słowian: stanowi projekt handlowy bez włożonej pracy duchowej i świadomości intencjonalnej, cała jej atrakcyjność sprowadza się do typowego rażenia bielą ostrych lampek ledowych (zamiast ciepła kolorowych tradycyjnych), generalnie daje wrażenie odbarwionej, smętnej, ubogiej i zdjętej z taśmociągu, reszty mizeroty dopełnia kształt pozbawiony naturalności i uroku. Mimo to takie choinki nadal budzą zachwyt wielu z nas...

 

Święto to czas szczególnych możliwości czarowania - w dosłownym pojmowaniu tego słowa. Afirmujemy, projektujemy i kreujemy dobrostan: własny, rodowy i narodowy. Dlatego nie tylko domowe przystrajanie choinki może nieść sprawczą Moc, ale - do dobra wspólnego, także miejskiej. Tak jak na poniższym zdjęciu mieszkańcy angielskiej wsi Greetland, tak Słowianie z mniejszych miast mogą czynić światło w sercu wspólnym dekorowaniem drzewka na rynku, a w większych: dzielnicowych i osiedlowych. I to właśnie przewidujemy w naszym przyszłym, rozkwitającym powszechną życzliwością Lechistanie...

 


Bogatą, różnorodną i intrygującą choinką czynimy Dzieciom baśń, a przy okazji czynimy ją sobie: przecież nie ma lepszej baśni dla dorosłego niż radość jego Dziecka...

 

12 komentarzy:

  1. Piękny artykuł, od siebie dodałabym jeszcze że zamiast choinki (albo oprócz!) możemy też wrócić do tradycyjnego chochoła, który w samej swej istocie był afirmacją dobrobytu oraz czystą wdzięcznością za ubiegły rok.

    Z serca wszystkim życzę szczęśliwych i rodzinnych Szczodrych Godów. Nawet jeśli fizycznie nie mamy możliwości być z najbliższymi to w jedności serc niech pojawią się w ten czy inny sposób wraz z Przodkami przy naszym stole. Niech dobre duchy mają nas wszystkich w swej opiece i niech żar serc nigdy nie gaśnie. Niech się dobrze wiedzie dobrym ludziom zarówno tu u nas, jak i tym na krańcach świata, a miłość rozleje się po całej Mateczce Ziemi.
    Niech się stanie, niech się stanie, niech się stanie!

    Żywia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten sentyment do PRLu potrafi być niebezpieczny. Nie wiem kto i dlaczego chciałby wracać do czasów, gdzie Rząd zabraniał nam wszystkiego w imię służby ZSRR.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sentyment to atrybut wrażliwej i refleksyjnej duszy. Mógłby wprowadzać na manowce, gdyby nie towarzyszyła mu świadomość. PRL był po prostu innym stadium niewoli Słowian - ale pod większością względów lepszym, na przykład nie stosowano tylu ogłupiających i degradujących programów i tylu środków ludobójczych. Młodzież nie ma bardzo wartościowego punktu odniesienia - dlatego łatwiej ją wymanewrować i zaciągnąć w trzęsawisko.

      Usuń
    2. Pod większością względów lepszym? W PRLu nie mieliśmy tak swobodnego dostępu do praktycznie dowolnej dziedziny wiedzy, pito jeszcze większe ilości alkoholu i ta "kultura picia" do dziś pokutuje. Za czasów PRLu kompletnie bagatelizowano np.: problemy natury psychicznej, problemy środowiska naturalnego i wiele innych.

      Usuń
    3. Zdecydowanie bardziej niebezpieczny jest obecnie sentyment do iluzji bycia wolnym. Pod wieloma względami w PRL było zdecydowanie więcej wolności aniżeli w czasach obecnych. Edukacja była na zdecydowanie wyższym poziomie, ludzie nie byli mentalnie truci przekazem medialnym, materializm i konformizm nie były głównym celem istnienia większości, służba zdrowia była służbą zdrowia a nie przedstawicielstwem handlowym koncernów farmaceutycznych, ludzie byli bardziej życzliwi sobie i pomocni i wiele innych które mógłbym wymieniać.
      Kultura picia i imprezowania rozwinęła się właśnie obecnie, a do tego doszły inne niebezpieczne używki które wcześniej były niedostępne i większość nie miała pojęcia o ich istnieniu. Piszesz również o zabranianiu wszystkiego w imię służby ZSRR, tak jakbyś do końca nie rozumiał(a) w jakich czasach żyjesz obecnie. To właśnie po upadku PRL zniszczono w szybkim tempie cały przemysł na naszych ziemiach bądź pozwolono go przejąć zachodnim korporacjom, a teraz robi się to z rolnictwem. To jest przyczyną tego, że z kraju samowystarczalnego pod każdym względem staliśmy się kolonią okupowaną i drenowaną na każdym kroku przez okupanta.
      Problemy środowiska naturalnego pojawiły się właśnie teraz, kiedy chciwość korporacji i poszczególnych jednostek osiąga apogeum. Puste medialne frazesy o ociepleniu klimatu czy różnego rodzaju zanieczyszczeniach (abstrahując od ich celu i słuszności) są nic nie warte przy utrzymaniu obecnej polityki chociażby masowej wycinki terenów leśnych o czym mowa w innym z wpisów Szanownych Autorów.
      W żadnym wypadku nie twierdzę, iż PRL to było coś dobrego. Tak jak wspomnieli Autorzy to było inne stadium niewoli Słowian, ale patrząc z perspektywy czasu obecnie w tej kwestii jest dużo gorzej.
      pozdrawiam serdecznie
      Marcin

      Usuń
    4. Zgadzamy się w pełni.
      Zresztą logicznie patrząc strategia satanistów polega na pogłębianiu nędzy i upodlenia ludzi, nie ma sensu zatem zakładać, że z gorszego położenia przeszliśmy w lepsze. Ale nałożone hologramy mogą takie iluzje czynić.

      Usuń
  3. Kiedy słyszę: szary PRL, siermiężny PRL, mam ochotę krzyknąć: ludzie, czy wyście całkiem potracili pamięć?!? Ulice miast i ściany kamienic nie były upstrzone reklamami - to prawda, ale to nie znaczy, że było szaro. Pamiętam moje osiedle sprzed lat: małe, okrągłe klomby z różnokolorowymi bratkami, olbrzymi klomb z krzakami czerwonych róż... Przychodzili pracownicy Zieleni Miejskiej i te róże pielęgnowali. Troskliwie i kompetentnie. Żyły długo, co roku cieszyły oko i serce. Tak było, dopóki nie przyszło nowe: równo przycięte trawniki, rachityczne krzaczki posadzone wzdłuż sznurka. I wszechobecna, sterylna martwota. To już nie jest świat dla róż. Biało - czarne apartamentowce, nowe, szare elewacje na niegdyś pastelowych budynkach. Jeśli pojawia się gdzieś kolor, to jest krzykliwy i do niczego niedopasowany.
    Nie idealizuję przeszłości. Wystarczy obejrzeć stare zdjęcia i porównać. To oczywiście kwestia gustu, ale odnoszę wrażenie, że z gustem stało się coś bardzo niedobrego, zanikło nie tylko wyczucie koloru, ale i harmonii, proporcji...

    Co do wolności: kiedy człowiek wie, że jest niewolnikiem, to może się postarać ten stan zmienić. W skrajnym przypadku uzyskać choćby wolność wewnętrzną - bo to nie kraty tworzą więzienie. Wiedza i świadomość to podstawa. Kiedy zaś będąc niewolnikiem ma się człowiek za wolnego, to marny jego los.
    Dziękuję za piękne zdjęcia. Choinka mojego dzieciństwa (sztuczna) była równie piękna. Często nocą zakradałam się, żeby ją podejrzeć: miałam koncepcję, że to zaczarowana królewna, która śpiąc, przybiera swą prawdziwą postać :-) Taka była śliczna!

    Pozdrawiam serdecznie
    Dziewanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewanno, tylko piękne i wolne dusze potrafią dostrzec baśń przed sobą. :)
      Co do PRL, jego wizerunek był taktycznie demonizowany, żeby Polacy wyciągali ręce po Zachód, a zarazem biernie przyjęli rujnowanie krajowego potencjału gospodarczego. Prym wiodła między innymi chazarska GW.
      Pamięć ludzka jest zawodna, a umysł podatny na programowanie, więc wypełnianie przestrzeni treścią taktycznie nakierowaną z czasem skutkuje. Andrzejów Lepperów mieliśmy wtedy niestety zbyt niewielu.

      Usuń
    2. A pamiętacie "produkty czekoladopodobne" wpychane Polakom przez ówczesną Władzę? Albo ten cyrk ze skupem makulatury?

      Usuń
    3. No pewnie. :) A propos tego wyrobu, ostatnio mi chodził po głowie, pamiętam smak, tylko zdobyć się nie da niestety. Makulatura to nawet nie cyrk, a poważne straty choćby dla zbiorów ówczesnych magazynów i czasopism, wielu ludzi żałuje, że poszło na zew makulatury.

      Usuń
    4. No i to był niejeden taki wybryk PRLu. Między innymi właśnie dlatego za tym nie tęsknię. Tęsknię za latami dzieciństwa, które dobrze wspominam, a nie ówczesny system.

      Usuń