Herba znaczy po łacinie trawa, circumcidet - przycinać.
Jednym z masowo wessanych w słowiańską współczesną obyczajowość otumanień , oprócz religii czy wiary w sojusze z tradycyjnymi (zatem... sprawdzonymi) wrogami jest wyrżnięty z duszy szacunek do Przyrody. Objawia się to między innymi ślepym naśladownictwem zachodnich praktyk strzyżenia traw.
Nasi przodkowie nie przycinali trawy, bo pomysł tak osobliwy do głowy im nawet nie przyszedł. Widzieli w niej piękno, jeden z przejawów Przyrody, a Przyroda nie jest czymś, co się poprawia, lecz czymś, z czym się współistnieje.
Przyjęcie tak prostej i oczywistej wartości harmonizuje wszystko. Odejście od niej odbiera równowagę na każdym polu życia człowieka.
Otępiały, zwesternizowany Słowianin postępuje jakby rzucono na niego zaklęcie Herba Circumcidetus. Nie weryfikuje praktyki strzyżenia traw ani sercem, ani rozumem.
A tak jedno, jak drugie musiałoby dać jedną odpowiedź: polskie społeczeństwo wpadło w obłęd na punkcie przycinania trawy.
Tak wygląda trawnik Amerykanina:
Zaprogramowano nas na amerykański model społeczny tak mocno, że obce nam wzorce piękna i porządku, mimo tysięcy lat własnych słowiańskich tradycji i wartości, przyjmujemy właściwie z błyskawicznym automatyzmem, jako oczywistość.
Amerykański trawnik podoba się wielu Polakom, ponieważ odbierają go jako... estetyczny, schludny, idealnie równy, proporcjonalny.
Do tych słów nasuwa mi się szybko kolejne: nijaki...
Właściwie co znaczy "estetyczny" i dlaczego w Matrixie z estetyczności czyni wysoką wartość. Estetycznie to wyjściowo czysto, ale też skromnie, smętnie, bezbarwnie. Pojęcie tak rozumianej estetyki rozparło się szeroko i architektury, odzieży, motoryzacji... Jeszcze w latach 70. i 80. ubiory, samochody i studia telewizyjne tętniły kolorami. Teraz występuje dominacja zimnych barw i surowej atmosfery.
Estetyka nie powinna stanowić determinującej wartości, a skoro taką jest, to nie warto się jej trzymać. Czystość i schludność są istotne, jednak nie powinny odbierać w naszym polu życia kolorów i przejawów tak Przyrody, jak ludzkiej kreacji. Nasze dusze rozkwitają w kolorach, nabierają optymizmu w cieple.
Świadomy Słowianin nie okaże zachwytu trawnikiem Amerykanów i Westów, lecz rodzimym, podpartym szacunkiem i podziwem dla Przyrody.
Tak wygląda trawnik Słowianina:
Który trawnik naprawdę nakarmi duszę, przyda optymizmu, humoru, życzliwości dla samego siebie i innych? Zimna estetyka będzie działać adekwatnie na duszę człowieka, być może będzie stymulować dyscyplinę, organizację, porządek, ale nic poza tym. Ukwiecona, barwna łąka doda czegoś więcej: radości życia, inspiracji, chęci działania, a ponadto wesprze procesy zdrowotne ciała i psychiki (na przykład wychodzenie z traum, w tym żałoby).
Tu zresztą dochodzimy do sedna problemu, który sprawia, że nasi Rodacy schematycznie powtarzają amerykański pomysł na trawnik.Na zdjęciach powyżej mamy oczywiście różne rodzaje trawy - gatunek hodowany pod koszenie i naturalne łąki. W przypadku przycinania trawnika można mówić o surowym, nawet biednym otoczeniu domu - lecz zgodnym ze sztuką i całkiem przyjemnym. Natomiast koszenie łąk to fatalny błąd wynikły z ignorancji.
Prawda jest taka, że ogromna liczba mieszkańców miast nie odróżnia trawnika od łąki. Większość traw miejskich, które bezmyślnie brane są jako trawniki strzyżone lub nie - są łąkami, dzikimi trawami, co dalej oznacza: bazami żywotnymi kwiatów, owadów, ptaków, zalążków drzew. Przekaz tej treści powinien być powszechny w polskich przedszkolach i szkołach, oraz w domowych ogniskach (rodowe mądrości i refleksje dla dzieci są nieodzowną częścią edukacji i rozwoju dzieci, co dziś w wielu lechickich domach nawet marginalnie nie występuje...). Mamy zatem narodowe zjawisko dramatycznej nieświadomości na jednym z najważniejszych pól życia. To właśnie dlatego w polskich miastach władze z dumą i entuzjazmem chwalą się w lokalnych mediach z nabycia ciągników koszących. Ciągniki te wprowadzane są zamiast na trawy wokół budynków publicznych, także na tereny parkowe, wokół jezior, osiedli...
Omamieni Lechici nie widzą różnic między trawą, a łąką. Tymczasem są one uderzające:
- trawnik to specjalne wyhodowana pod zasiew i koszenie trawa, która po przystrzyżeniu pozostaje miękka i zielona, gdy tymczasem łąka/naturalna trawa traci barwy i nie wygląda po podcięciu ani ładnie, ani estetycznie, lecz zwyczajnie martwo
- wystarczy przejść się boso po strzyżeniu trawnika, by wiedzieć czy jest on nim w istocie - bo staje się miękkim dla stóp dywanem, czy też jest łąką, która kłuje podeszwy ostrymi źdźbłami i która nadaje się do bosęgi i kontemplacji tylko w stanie nienaruszonym przez człowieka
- pozostawione bez ingerencji łąki stają się zsynchronizowanym szańcem przyrodniczym, ekosystemem, który jest w stanie przetrwać pewien okres suszy bez destrukcji - trawnik może ocalić w takim okresie tylko sztuczne nawadnianie.
Prawdziwy problem naszego zwesternizowanego Narodu nie leży zatem tyle w samym upodobaniu do przyciętych trawników, ale w pozbawionym weryfikacji, maszynowym cięciu wszystkiego, co się trawą jawi. Tymczasem łąki nie są stworzone do koszenia i się do tego nie nadają!
Nie tylko, że tracą wtedy piękno, cały urok, ale też znika pole życia i doświadczania dla owadów i ptaków. To zaś powinno być dla Słowian zawsze brane pod uwagę, jako że jesteśmy Strażą Przyrody.
Prawdopodobieństwo uśmiercenia owadów podczas koszenia zwyczajnych trawników jest stosunkowo niskie, w przypadku wolnych traw/łąk bardzo wysokie. Giną całe rodziny owadów, co więcej: niszczone są zalążki drzew. Ani jednym, ani drugim, wprowadzony w trans kosiarz nawet nie pomyśli. Marnotrastwo zalążków drzew jest szczególnie katastrofalne w okolicznościach nasilonej systemowej walki z lasami i parkami, i spadkiem tlenu na obszarze miast. Ratunkiem będzie wpływ świadomych Lechitów na ludzi żyjących w ich lokalnym otoczeniu - przełom w traktowaniu drzewostaniu i obezwładnianiu dewastacyjnych działań władz miejskich musi się zrodzić w lokalnych ogniskach (dopóki Polska jest okupowana) i etapowo ogarnąć całe terytorium Kraju jako Lechicka Rewolucja Ocalenia Rodzimej Przyrody.
Tak dla cięcia traw, jak drzew, zatrudniani jako kosiarze i ścinacze Polacy są całkowicie pozbawieni świadomości słowiańskiej i empatii dla Przyrody. Tymczasem w wolnej Ojczyźnie do takich zadań należałoby włączać świadomego przyrodnika, który dzięki intuicji i wiedzy ważyłby losy zagrożonych roślin i zwierząt.
Znikanie łąk z miast to amerykański i zachodnioeuropejski element matrixowego społeczeństwa, który do Polski manewrowanej przez Chazarów i masonów musiał trafić, było to nieuchronne. Ostatnie dwa lata to nasilona planowa rzeź na zwierzętach, parkach i lasach, co nareszcie budzi rosnącą liczbę naszych Braci i Sióstr. Jest to jednak pobudka na bolesnych gruzach.
Tymczasem miejskie łąki giną, a kiedy wraz z nimi znikają owady, ubywa ptaków. W przestrzeni miejskiej, pod każdym względem bardziej destruktywnej/niezdrowej dla ludzi niż wiejska, jest to strata po prostu dramatyczna. Ptaki bowiem odbierają pole emocjonalne i duchowe ludzi, których mają w zasięgu swoich dźwięków, i poprzez ich dostrojenie uzdrawiają i harmonizują ludzi.
Są wyjątkowo mocnym czynnikiem wyciągającym z depresji. Ubywanie łąk kwietnych, drzew i ptaków z miast musi przekładać się na spadek biologicznej i psychicznej formy dziesiątek tysięcy naszych Rodaków.
W interesie społeczności miejskiej i całego naszego Narodu jest zatem, aby drzew i łąk kwietnych przybywało - a nie ubywało.
Ten proces zostanie wkrótce zapoczątkowany, tak jak dzieje się to już w Rosji. W Moskwie poszczególne rady osiedlowe/dzielnicowe poddają kwestie koszenia lokalnych traw pod głosowanie, i choć zwolenników "smutnej estetyki" nadal jest więcej, to jest to istotne pierwsze ogniwo przemiany świadomościowej całego rosyjskiego narodu.
Podobnie będzie to przebiegać w naszej Ojczyźnie, także dlatego, że zuchwale maksymalizowane wycinki drzewostanu z jednoczesnym promowaniem technologii 5G przyspieszyło trzeźwienie Lachów. Niech cudownym omenem będzie wieść z Białegostoku, gdzie duch słowiańskich przodków zstąpił, by kaganek pioniorów przełomu ponieść na cały Kraj: mieszkańcy i władze tego miasta zdecydowali, że rezygnują z koszenia części traw miejskich, aby stały się one łąkami kwietnymi...
Lechici wstają...
Wstań i Ty, i daj przykład Braciom i Siostrom, jak żyć z Przyrodą.
Dziękuję Ci,
Czcibor
Białostocka Jutrzenka...:
http://www.bialystokonline.pl/wyslali-petycje-do-miasta-lepsze-laki-i-dzikie-trawniki-niz-suche-stepy,artykul,107154,1,1.html
O stosunku zaczarowanych Lechitów do trawy pisałem rok temu:
http://lechickieodrodzenie555.blogspot.com/2018/04/westernizacja-umysow-stosunek-lechitow.html
Amerykanizacja umysłu:
Łąka nie ma praw ani wiejskich, ani miejskich. Łąka ma prawa do życia, i jest go pełna...
Na Ziemi Lechów zaczęła się potężna transformacja. Rosnącą świadomość i moce osobiste, stymulowane w zreformowanych na poziom wedyjski szkołach, oraz w codziennym połączeniu z Przyrodą, sprawią, że nie tylko szacunek do niej powróci jako powszechna cnota narodowa. Ponadto uzyskamy zdolność wejścia w energetyczny i mentalny kontakt z całą żywą strukturą Natury - i z duchem Matki Ziemi.
To istotnie jakaś potworna zmora ostatnich czasów: kompletnie idiotyczna i upierdliwa moda zaimplementowana, czy raczej zainfekowana skądinąd. Nic to, że susza, że po precyzyjnym wystrzyżeniu aż do gruntu, zieloniutki dotąd trawnik zmienia się na długo w pożółkły od słońca ugór, jałową do cna, martwą, ponurą i jednorodnie beztlenową powierzchnię. Musi być ślicznie równo, urzędowo. Standardowo!
OdpowiedzUsuńA pomijając Twoje Tomku uwagi n/t ekologii, bioróżnorodności, "zdrowotności" i innych aspektów "trawnikowych", zwrócę uwagę na coś, jakimś niezbadanym trafem, ważnego dla mnie. Osobiście. Choć naiwnie po części, mam nadzieję, że nie tylko.
Mianowicie hałas i smród spalinowy!
Dawniej przychodził facet z kosą i pomalutku, po cichutku, kosił co należy (często niestety również, co nie należy), nie budząc jednak bezsensownie połowy miasta. Teraz mamy postęp, technikę i technologię, a więc i wymyślne, koszmarnie przecież drogie maszyny do koszenia. Postęp, progres.
Trzeba zakupić kilka takich (bezcenna w tym względzie administracja) różnych; większych, mniejszych, obrotowych, siekających, tnących, wyrywających, rozdrabniających, itd. A wszystkie okropnie wyjące, hałasujące, warczące jak stado głodnych wściekłych z tego głodu wilków, smrodzących przy tym benzynowo w oparach sinego tlenku ołowiu. Do tego, po skoszeniu zgrubnym, trzeba jeszcze gdzieniegdzie podciąć precyzyjniej, po aptekarsku, maszyną mniejszą, montowaną wygodnie na biodrach koszącego, Bogu Ducha przecież winnego robotnika.
Dalej, bo przecież musi być jakieś "dalej", trzeba tę ściętą trawę (siano) zebrać, wywieźć...
I znowu kiedyś, czyli dawniej, przychodził facet z grabiami, zgarniał siano na kilka kupek i zabierał dla królików, które za komuny, półlegalnie, w kazamatach, hodował. Ku zaradzeniu permanentnym niedoborom mięsnym sklepowym.
Teraz przyjeżdża wyjąca maszyna, która niemiłosiernie smrodząc, wsysa z benzynowym mozołem te ścinki i wywala gdzieś na daleki, podmiejski śmietnik.
Ale i to przecież nie koniec sprawy.
By estetyka trawnika, jego standardowość urzędowa była pełna, wysyła się pracownika z dmuchawą spalinową, który te pozostałe drobne ścinki trawy powietrznie, pod ciśnieniem wytwarzanym takoż hałaśliwie, rozdmuchuje wokół, tworząc kilka mniej, czy bardziej udatnych kupek siana. Które przeważnie leżą sobie gdzieś pod murem, aż łaskawy wiatr czy deszcz, rozwalcują je mniej więcej równomiernie po okolicy jako użyźniający jako tako kompost.
Taka jedna akcja koszenia trawnika może trwać i dwa, trzy tygodnie - aż do momentu, gdy trawa, jak jaka głupia, odrośnie złośliwie ponownie. Co szczęśliwie czasem się zdarza.
I tym sposobem, w pełni lata, gdy wszystkie możliwe okna bezbronnie pootwierane są na przestrzał, (swobodny smród i jeszcze bardziej swobodny hałas), mamy aż do jesieni, prawie codziennie, nieustający powód emocjonalnego wprawiania się w użyciu wszelkich możliwych kombinacji wyrazów i słówek, powszechnie uznawanych za wulgarne, a nawet skrajnie niecenzuralne.
Strzygący i przedmuchujący trawę faceci to doświadczeni fachowcy, izolujący się skutecznie (splendid isolation) od maszynowego hałasu i naszych spontanicznych, rzucanych w ich kierunku tekstów specjalnymi nausznikami, co w rezultacie wcale ich „nie rusza”, ale nasze małoletnie dzieci czy wnuki takich zabezpieczeń nie mają.
I to, być może, jest kolejnym przyczynkiem, powodem, coraz większego schamienia, spsiania się naszego życia społecznego, tak subtelnej do niedawna, wyrafinowanej kultury jako takiej?
Ergo – przestańmy raz na zawsze kosić bezsensownie nasze miejskie, coraz skromniejsze trawniki. Niech sobie rosną spokojnie, niech plenią się wśród gęstej, może i wybujałej zanadto trawy robaczki przeróżne, motylki, niech całość produkuje tak potrzebny wszystkim oxygen. Komu to przeszkadza?
I tylko patrzeć, jak znów całość kulturalna, cywilizacyjna, wróci powolutku (i po cichutku) na dobre, stare, utarte tory, odrodzi się? A wśród zieleni przyjemniej, raźniej, bezpieczniej!
LG
Nic dodać! Ewidentnie wprowadzona technologia zamiast usprawniać, uprzykrza życie - nie tylko odbiera szanse zdrowienia, ale i regeneracji nerwów. To nie przypadek, że się tak dzieje - jesteśmy poddawani programom zaszczucia i zdziczenia, jak szczury w klatce.
UsuńCo do odrodzenia Przyrody - wystarczy TYLKO jej nie przeszkadzać, a nastąpi Big Bang...
Dziękuję Ci.
Drogi Autorze, otóż łąka jest bliska memu sercu, bo rozległa, piękna i tajemnicza rosła sobie tuż za moim domem. Była krainą mojego dzieciństwa, do której często uśmiecham się w myślach. Cudowna kraina pełna barw i zapachów. Ta cudowna zielona przestrzeń napełniała radością moją duszę, była wytchnieniem, azylem, była Baśnią. Czy dzieci z utkwionym wzrokiem w ekranie komputera czy smartfona, z umęczonym ciałem, zmuszonym do bezruchu potrafią to zrozumieć. Jak cudownie jest biegać po zielonym dywanie pod błękitnym niebem, kiedy i ziemia i niebo sprzyjają wspólnie małej istocie. Cóż trudno przecenić czym jest rozległe zielone królestwo przyrody zwane łąką.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci z całego serca za temat ten i inne które tu poruszasz, bo zaiste zyskały one znakomitego piewcę, mistrza słowa, który sprawia, że słowa żyją i błyszczą w słońcu niczym brylanty. Ode mnie masz nagrodę Nike co roku. :-)
Myślę, że żarliwa siła wiary i nadziei twych słów poruszy nie tylko ludzkie serca ale i ukryte bijące dla nas serce tej Planety. Bądź pozdrowiony Czciborze, niech los Ci sprzyja razem z ziemią i niebem. :-)
Już tu brak słów, by należycie podziękować za Twe słowa, Greenway ;) :D
UsuńŻyczę Ci wielu kojąco-wtulających spotkań z Przyrodą tego lata!! :) :)
I zdecydowanie warto się wyciąć z miasta/systemu/rutyny i wtopić w plenery, szczególnie samotnie...
Dziekuje za ten artykul.
OdpowiedzUsuńNareszcie sie rusza w swiadomosci.
A jeze, koniki polne i inne motyle beda mogly ZYC <3
Arkona
I właśnie też i o to chodzi, Arkono! NIECH ŻYJĄ!
UsuńRzeczywiście ZMIANA DZIEJE SIĘ...
Dziękuję za wizytę :-)))
Usuńsuper
OdpowiedzUsuńDziękuję. :-)
UsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń:) Również pozdrawiam, z podziękowaniem :)
Usuń