2020/07/05

Kampania dla zakończenia koszenia traw miejskich i wycinania drzew: rozmowa z pracownikiem gnieźnieńskiego Zakładu Zieleni



     Rozmowa została przeprowadzona na początku maja 2020 roku i ściślej dotyczy pracownika działu ochrony środowiska, którego oznakuję jako ZZ. Z tą osobą rozmawiałem dwa lata wcześniej, kiedy po słynnym huraganie zauważyłem niekontrolowany wyrąb drzew, które dobrze zniosły uderzenie żywiołu - a jednak padły ofiarą amoku wycinki. Tak samo jako kompletnie nonsensowne uznałem koszenie traw na terenie miasta, szczególnie łąk naturalnych i kwietnych. Moje obserwacje traktowania Przyrody zaczęły się w roku 2016, kiedy to wróciłem do Kraju z Irlandii po 10 latach.
     Moje wpisy na ten temat na profilu prezydenta Budasza pozostały bez rezonansu. Prezydent przestał mi odpowiadać w dniu, w którym pochwalił się zakupem ciągnika koszącego i zamieścił zdjęcie, na którym pojazd ten pracuje przy jeziorze miejskim Jelonek. Skomentowałem to jako amerykanizm, sprzeczność ze słowiańskim postrzeganiem Przyrody i zaznaczyłem wątpliwości co do niepokojenia ptactwa żyjącego w pasie trzcin taką praktyką mechanicznego koszenia.
     Do dziś prezydent Budasz nie odpowiada na moje pytania i komentarze, a część jest usuwana z profilu. Pas brzeżny wzdłuż trzcin nadal podlega koszeniu. 

     Przechodząc do wywiadu z ZZ:
     Czcibor: Miałem z panem bardzo przyjemne, pozytywne rozmowy przed dwoma laty w kwestii wycinki drzew, koszenia traw i tak dalej... Pamięta pan?
     ZZ: Tak.
     Czcibor: No to ja chciałem zapytać, czy coś się w tym czasie na tyle zmieniło, że już mi pan nie powie, że jestem jedynym człowiekiem, który dzwoni w takiej sprawie. To mnie bardzo nurtuje właśnie.
[obaj się śmiejemy]
     ZZ: No a teraz jaki problem mamy?
     Czcibor: My, Stowarzyszenie Lechistan Gniezno oraz Gniezno-Fakty-Interwencje prowadzimy teraz kampanię, aby wpłynąć na świadomość tak mieszkańców, jak urzędników. W końcu po to jesteście, abyśmy razem zmieniali wszystko na lepsze. Chodzi o świadomość przyrodniczą. Kampania ma na celu zakończenie - definitywne zakończenie - koszenia łąk miejskich, traw miejskich i dalszej wycinki drzew, która niestety jeszcze nie ustała. Tak jak o panu mam zdanie dobre, bo czuję w panu dobrą duszę, tak cały ten nasz gnieźnieński Zakład Zieleni postrzegam jako gniazdo kapitulanckie. Dlatego, że kiedy przychodzą do Urzędu Miasta deweloperzy, i stawiają na stół jakieś projekty, to nikt tych drzew nie broni. Nie uważa pan jako przyrodnik i Słowianin, że jeżeli ktoś przychodzi z projektem budowlanym, jakimkolwiek w ogóle, choćby parkingowym, to pierwsze co robimy, to mówimy tak: "Drzewo nie może być ścięte". Że szukamy projektu, który drzewo ocali. A nie jest tak, prawda?
     ZZ: No nie zawsze... No różne przypadki są. Tam, gdzie deweloperzy wchodzą, jest mnóstwo samo-posianych drzew, które nie przedstawiają wielkiej wartości przyrodniczej. To wtedy nie ma problemu, żeby taką zgodę wydać.
     Czcibor: Z mojego punktu widzenia pan jako przyrodnik powinien mieć wpisaną w duszę zasadę, że drzewo jest zawsze wartością. Nieważne czy to jest dąb czy buk...
     ZZ: No ja rozumiem...
     Czcibor: No właśnie...
     ZZ: ...i tak zawsze jest. Tylko jak mówię, w takich przypadkach, gdy coś jest samo-posiane, to długo nie rośnie, nie mówmy tu o jakichś cennych gatunkach drzew... No to nie ma problemu, żeby tę zgodę wydać.
     Czcibor: No to powiem panu dwa przykłady. Po pierwsze przy Pomniku Harcerzy ścięto parę drzew, całkiem niedawno. One były okazałe, w dobrej kondycji. I myślę, że bardzo ważne, bo w centrum miasta nie mamy za wiele drzew. Więc wydaje mi się, że każdy zakątek z drzewami jest taką wartością, można rzec świętością nawet. Niech mi pan powie, dlaczego te drzewa ścięto i kto to podpisał. Czy ja jako mieszkaniec Gniezna mogę znać odpowiedzi na takie pytania? Bo jako mieszkańca mnie to ciekawi.
     ZZ: Z wnioskiem o usunięcie występujemy do wojewódzkiego konserwatora ochrony zabytków. Bo te drzewa rosną w ścisłym centrum miasta, w obszarze konserwatora* i konserwator wydaje zgodę na takie drzewo.
     Czcibor: Nie wiem, czy Pomnik Harcerzy jest w ścisłym centrum...
     ZZ: Jest mapa wyznaczona i tego się trzymamy.
     Czcibor: Ja bym oczekiwał, byście mieli postawę ściśle skoncentrowaną na obronie Przyrody, której w Gnieźnie nie ma za dużo. Uważam, że powinniście bronić każdego jednego drzewa**. W Gdyni użyto specjalnych maszynowych przesadzarek, aby przenieść czyli de facto ocalić drzewa. Dlaczego tego nie można zrobić w Gnieźnie? To jest coś, co ratuje drzewo. Nawet jeśli się zgodzimy, że musimy w danym miejscu drzewo wyciągnąć - uważam, że to jest zawsze strata - no to można je przesadzić. Ale tego w Gnieźnie się nie robi. Pomnik Harcerzy jedno, drugie parking przy sklepie Dino na Winiarach... Nie chce mi się wierzyć, że brak nam w mieście takich lokalizacji, żeby obyło się bez wycinania drzew. Ja to widzę po prostu jako brak woli i świadomości urzędników, i brak siły - niestety brak waszej siły. Bo to nie powinno być tak, że jakiś urzędnik podaje wam tylko jakieś miejsce do formalnego zaakceptowania. Wy powinniście bronić zieleni.***
     ZZ: I tak jest, i bronimy. 
     Czcibor: Ale słabo. Dlaczego takie drzewa padają? Dlaczego Żuławy się poddały? Czy pan się zgodzi ze mną, że cała historyczna panorama Żuław pod Wzgórzem Lecha, plus nie mniej historyczna enklawa zieleni wokół tej zabudowy, jak na miasto o takiej randze, i jak na taką lokalizację (czyli "starówkową") - żeby tam pozwolono wejść deweloperowi? Po pierwsze zdemolował tkankę historyczną architektury, a po drugie wrąbał się w zieleń, która przetrwała długie czasy (między innymi o charakterze bagiennym). W rezultacie stanęły tam nowoczesne szpetne budynki, które to wszystko zniszczyły. Uważam, że to była bardzo zła decyzja, rozmawiałem o tym z prezydentem Budaszem dwa lata temu, i on w sumie przyznał mi rację. Te Żuławy są dla mnie nie do obrony. 
     ZZ: No wcześniej ktoś im wydał zgodę na kupno, kupili za ciężkie pieniądze, no i chyba nie po to wydają tę kasę, żeby, no... No tam też nic cennego nie było.****
     Czcibor: Dla mnie - powtórzę to wyraźnie, z całym szacunkiem dla pana stanowiska i pana wiedzy - ale dla mnie każde drzewo w mieście jest cenne, a drzewo, które rośnie na obszarze, na którym wieki mijają, a zachowuje on swoją naturalną zieleń, jest cenne szczególnie. Mnie się serce kraje, że musimy takie rzeczy przyjmować, poza tym cała panorama Żuław utraciła i urok, i historyczną ciągłość. Nie jestem też zwolennikiem tego traktowania tkanki architektonicznej w taki sposób w Gnieźnie. Weźmy przykład nowo postawionego apartamentowca nad Jelonkiem. Tak szczerze: czy panu się podoba, że w tkankę ewidentnie historyczną, z kamienicami z XIX i XX wieku, wstawia się taki budynek? Przecież to się nijak ma do tego. 
     ZZ: No wiele jest takich rzeczy, ja jeżdżę po mieście i obserwuję. No ale ktoś inny o tym decyduje.  Na takim Skiereszewie pośród domków jednorodzinnych buduje się duże budynki mieszkalne., wielorodzinne, no też jest tak trochę... No ale siły wyższe...
     Czcibor: Siły wyższe - wie pan, no tak to nie można mówić. Mamy od tego władze, żeby coś robić, tylko że w Polsce rządzi system. Ja tego systemu w żaden sposób nie poprę. Co innego budowanie w oddalonych od Starówki dzielnicach, weźmy projekt Winiary II, gdzie możną tę tak zwaną nowoczesną architekturę lokować. Ona mi się nie podoba i ja jej nie popieram, ale to rzecz gustu. Komu odpowiada, to się wprowadza. Natomiast ewidentne demolowanie ciągłości architektonicznej jakiejś dzielnicy przez nowe budynki to jest lipa. No ale zostawmy to. Tak z czystej ciekawości zapytam. Wiadomo, że nasadzacie drzewa, jako instytucja, ale i my to robimy i promujemy. Natomiast często przy okazji wycinki stosuje się argument o nasadzaniu brzmiący jak rekompensata. To mi się nie podoba - bo drzewo rośnie 20-30 lat, zatem kiedy teraz znika jakieś solidne drzewo, a w zamian pojawia się nasadzone - to dla nas jest taka rekompensata nic nie daje, prawda? Bo na okazałą formę tego drzewa trzeba poczekać kilkadziesiąt lat. Zgodzi się pan z tym?
     ZZ: No to prawda. Nie ma porównania. 
     Czcibor: No właśnie, nie ma. Dlatego lubię z panem rozmawiać, bo jest pan szczery. I dlatego też ma do was prośbę, abyście zaczęli bardziej walczyć o te drzewa, bo ich wiele nie zostało. Daje się już w końcu zauważyć nawet na profilach prezydenta i miejskich, że komentarze ludzie mówią o betonowaniu miasta, i to im się nie podoba...
     ZZ: Tak. Tak...
     Czcibor: Trzeba to zatrzymać. Mam inne pytanie. Żeby nie było, że jestem taki narzekacz - ten projekt nasadzania dębów nad Jelonkiem mnie ucieszył. Bardzo fajna akcja. Natomiast chciałbym z ciekawości wiedzieć, kto o tym zdecydował, że zamiast rodzimych dębów nasadzono amerykańskie. Nie mylę się, że czerwone dęby są amerykańskie?
     ZZ: To Zakład Zieleni Miejskiej tak zdecydował.
     Czcibor: Rozumiem. Ktoś, może zauroczony amerykańską Przyrodą, zadecydował, że będą dęby amerykańskie, a nie nasze rodzime. Po prostu.
     ZZ: Tak. Odnośnie tych nasadzeń - po to ten Zakład Zieleni powstał, że oni się zajmują nasadzeniami, pielęgnacją, no i oni decydują. Nie decyduje tutaj Wydział Ochrony Środowiska, tylko pani kierownik tamtego zakładu, pani Kania. 
     Czcibor: Rozumiem. Osobiście wolałbym rodzime, ponieważ mam taki pogląd, każdy kraj, każda ziemia na tej planecie ma specyficzną, swoistą, własną Przyrodę, i tak dalej, i nie popieram mieszania ani przeszczepiania. Więc szkoda, że to jednak amerykańskie dęby. Ale przyznaję, że bardziej mnie jednak cieszy, że to zostało nasadzone, bo jest to coś nowego. 
     ZZ: Tak.
     Czcibor: Czy istnieje spis wyciętych drzew w Gnieźnie w ostatnich trzech latach? Bo ja mam wrażenie, że wycięto ich więcej niż kiedykolwiek wcześniej, szczególnie w okresie dwóch lat po nieszczęsnej wichurze. Czy każdy mieszkaniec Gniezna, dla którego przecież pracujecie, ma prawo dostępu do takiego spisu? Do danych, ile tych drzew wycięto, i na jakiej podstawie? Redakcja Gniezno-Fakty-Interwencje wysłała pismo do kancelarii prezydenta z prośbą o udostępnienie takiego spisu, i nie mają od paru miesięcy odpowiedzi żadnej.*****
     ZZ: Ale do Urzędu Miejskiego?
     Czcibor: Tak. 
     ZZ: Nie, no pamiętam, że była taka odpowiedź...
     Czcibor: Gniezno-Fakty-Interwencje do dziś nie mają odpowiedzi z kancelarii prezydenta.
     ZZ: Ja to sprawdzę... Ale pamiętam, że dwa razy była wysyłana odpowiedź...
     Czcibor: Pomijając już, że pan to sprawdzi, co mnie cieszy, czy ja jako obywatel Gniezna mógłbym otrzymać dane na przykład z ostatnich pięciu lat porównawczo, ile drzew wycięto, bo jako mieszkańca mnie to interesuje?
     ZZ: No może pan złożyć zapytanie i wtedy odpowiemy. 
     Czcibor: Dobrze, cieszy mnie to, bo zajmujemy się jako Stowarzyszenie Lechistan Gniezno także wpływem na świadomość przyrodniczą. Działamy w duchu, krótko mówiąc słowiańskim. Jak wiemy, Słowianie ze swej natury są miłośnikami Przyrody.
     ZZ: Tak. 
     Czcibor: Ja bym chciał, żeby duch słowiański był w naszych urzędach i urzędnikach, ale go nie widzę. W ogóle. 
     ZZ: Duch jest, ale trzeba by było się bliżej przyjrzeć tematom; na co my tak naprawdę wydajemy zgody. Nie wydajemy zgody na drzewo, które stanowi jakąś wartość. No nie może być tak, że nie damy zgody na ścięcie drzewa jakiegoś samo posianego, które niedawno wyrosło i nie stanowi żadnej wartości. 
     Czcibor: Powtórzył to pan kolejny raz, ale ja się z tym zupełnie nie zgadzam. Drzewo samo posiane to jest owoc Natury. Idąc tokiem pana myślenia, ważne i wartościowe jest tylko to, co my posialiśmy, według pewnego planu. Natomiast posiew Natury jest bez wartości. Mnie się wydaje, że to jest dar od Natury, tym większa wartość, zwłaszcza w mieście. Miasto ze swego charakteru jest stosunkowo ubogie w Przyrodę, prawda?
     ZZ: Zawsze tej zieleni brakuje, no zawsze...
     Czcibor: No właśnie. Tu się zgadzamy. I też nie o to chodzi, by nie wolno było ściąć żadnego drzewa w tym Kraju. Ludzie chcą mieć domy i meble z drewna. To jest rzecz potrzeby, zasadności. Ale jeśli wycięto drzewa pod Pomnikiem Harcerzy, to na miły Bóg, dlaczego?
     ZZ: Zawsze we wniosku trzeba podać przyczyny. No i sobie przypominam, że była tam podana przyczyna: drzewo rozerwane w połowie, jakieś zagrożenie. Jest taka nagonka przeciw drzewom, bo były w kraju wypadki, nie daj Boże coś się wydarzy, kogoś zgniecie, zadusi, no to wtedy kryminał. I każdy kontroluje, sprawdza w jakiś sposób, aby zagrożenie usunąć. 
     Czcibor: Problem ma szerszy wymiar i myślę, że pan się ze mną zgodzi. W ostatnich dwóch latach zapanowała istna kampania antyprzyrodnicza. Gdyby pan się tu ze mną nie zgodził, to ja jestem w stanie w ciągu kilku dni zebrać dla pana około 50 materiałów z całej Polski, co dotyczy także puszcz chronionych. Pomijam nawet Białowieską, od której się zaczęło szaleństwo. Są miejsca, gdzie drzewa są wyrzynane bez żadnego powodu. Ptactwo i zwierzęta tracą swoje domy. Ludzie to zauważają. Tworzą tematyczne grupy na Facebooku skupione tylko na tym temacie, i są tym bardzo przejęci. Nie trzeba być przyrodnikiem, żeby widzieć, że sprawa śmierdzi. To są naprawdę drzewa wycinane planowo. I dlatego jesteśmy wyczuleni, i nie jest tak prosto przyjąć pańskie uzasadnienie, że drzewo stanowi zagrożenie. To dlatego mieszkańcy Gniezna, i innych polskich miast, którzy Przyrodę kochają, chcemy zobaczyć ekspertyzy. Jeżeli państwo istniejecie jako zakład dla nas****** - to nie powinno to być odbierane jako kłopotliwe, że my oczekujemy ekspertyz. Drzewa są potrzebne w mieście, bo - pomijając kwestię promieniowania 5G, w które jedni wierzą, drudzy nie - to jest to źródło tlenu, cienia, ulgi i wytchnienia, nade wszystko wspiera starszych ludzi, no i sprowadza ptaki. Bez ptaków życie smutnieje, nie? Dlatego o te drzewa walczymy. Jest to motywowane tym, że wszyscy odnosimy wrażenie, że one przestały być w Polsce chronione. Że zakłady zieleni, które powinny być bastionami przyrodników, i nas Słowian, służą po prostu systemowi. Niestety mam takie samo osobiste wrażenie; chodzę po Gnieźnie przez te ostatnie lata i widzę, gdzie drzewa znikły, i nie widzę dla tego sensu. Dlatego nie dowierzamy. Proszę się nie gniewać ale nie dowierzamy. I stąd pytania o ekspertyzy. Tak to wygląda, nie?
     ZZ: Yhm...
     Czcibor: Właśnie. 
     ZZ: Wobec takiego zapytania jesteśmy zobowiązani udzielić panu odpowiedzi. 
     Czcibor: Dobrze. 
     ZZ: Aczkolwiek przypominam sobie, że wcześniej pani redaktor z Gniezno-Fakty-Interwencje takie zapytanie wysłała, i taką odpowiedź otrzymała. 
     Czcibor: No ja niedawno z nią rozmawiałem przez telefon i ona tego nie potwierdza, ale i ja to sprawdzę, i pan, i na pewno się to wyjaśni. W każdym razie reakcja urzędu na pismo pani redaktor była "A po co to te dane?", i niech pan sam spojrzy jak to wygląda. Instytucje istnieją dla mieszkańców miasta, przynajmniej teoretycznie. Każde pytania i weryfikacje z ich strony powinny być przyjmowane w sposób naturalny. Więc to już mówi źle o podejściu urzędników. 
     ZZ: Ale to nie był na pewno nasz dział.
     Czcibor: No nie. Kancelaria prezydenta.
     ZZ: Nie wiem, czemu przesłano to do nas. 
     Czcibor: Jako mieszkaniec Gniezna, i członek Stowarzyszenia Lechistan, proszę pana, aby coś zmienić w traktowaniu całej tej kwestii drzew i Przyrody. Bo póki co, sam pan wie, jak to wygląda: deweloperzy wyciągają pieniądze na stół i biorą, co chcą. Tak nie może być dłużej w Polsce. Stąd mój apel. Urzędy działają jak działają, a drzewa są dla nas bardzo ważne. A druga sprawa to kwestia koszenia łąk. Zauważył pan pewnie, że w niektórych miastach Polski zmieniła się polityka.
     ZZ: Tak, jest inne podejście. 
     Czcibor: Zasadniczo ma to związek z suszą, na przykład w Poznaniu. Ale mi bardziej chodzi o zaprzestanie tej praktyki w ogóle, nie tylko ze względu na okoliczności pogodowe. Rozumiem oczywiście, że czymś innym jest koszenie trawy przed budynkiem reprezentacyjnym czy specjalnie sianych pod koszenie trawniczków, natomiast większość terenu miasta porastają dzikie trawy, łąki miejskie. Koszenie ich jest nieuzasadnione i odbiera cały urok. Osobiście wczoraj dzwoniłem w takiej sprawie, aby w okolicy, gdzie mieszkam, przestano obejmować zakresem koszenia kawałek oddalonej od budynków łąki. Przed koszeniem nabiera intensywnej zieleni i się ukwieca, po koszeniu traci barwy, kwiaty, rozkwit, urodę i występują brzydkie ziemiste place. Zgadza się pan ze mną, z tym, co mówię?
     ZZ: Tak.
     Czcibor: No właśnie. Bo przecież tak w Gnieźnie, jak w każdym innym mieście, gdzie mamy ten beton, taka ukwiecona łąka dodaje kolorytu i cieszy duszę człowieka. No i życie jest milsze, i też susze takie łąki przetrwają lepiej, bo nieścięte zmagazynują więcej wody, prawda?
     ZZ: Dokładnie. 
     Czcibor: Powiem panu inne niepozytywne przykłady w temacie. Choćby te koszmarnie przycięte drzewka przy ulicy Poznańskiej...
     ZZ: Pisaliśmy do nich w ubiegłym roku, po co w ogóle sadzić takie drzewa, które mają tylko pień...
     Czcibor: Właśnie. 
     ZZ: Takie drzewa niczemu w ogóle nie służą.
     Czcibor: Ale kto to zrobił?
     ZZ: Wielkopolski Zarząd Dróg Wielkopolskich w Poznaniu. Praktycznie co roku zwracamy im uwagę. Szkoda pieniędzy na przycinanie. Tylko dzięki interwencji zaczęli wycinać sekatorami, bo dotąd jechali piłą na okrągło...
     Czcibor: To znaczy, że to robi Poznań po prostu, tak?
     ZZ: Jest rejon w Gnieźnie. 
     Czcibor: Czyli jednak nasi. 
     ZZ: Tak, nasz rejon w Gnieźnie. 
     Czcibor: W takim razie ja do nich też będę dzwonić. Powiem tak - użyję mocniejszych już słów - jeżeli widzę drzewo tak przycięte, że do formy liliputa, który nie ma już szansy rozkwitnąć, to jest to dla mnie przykład otępienia. 
     ZZ: To były piękne drzewa, ale co roku są tak przycinane, że niestety nawet usychają.
     Czcibor: To jest tragedia. 
     ZZ: Cała naturalna faktoria tlenu dla ludzi w otoczeniu jest zabrana i nie ma czym oddychać. I to jest brzydactwo w mojej ocenie.
     Czcibor: To jest brzydactwo i kaleczenie Przyrody. Czy tacy ludzie powinni być w takim sektorze w ogóle zatrudnieni? Bo ja uważam, że nie. To są ludzie, którzy się do tej pracy nie nadają. Bo Przyrodę trzeba czuć, jak się o niej decyduje
     ZZ: Oni nie mają chyba nawet takich fachowców, którzy zajmują się zielenią. Na drogach krajowych proceder trwa. A weźmy takie akacje, które do jakichś niebotycznych rozmiarów się nie rozrosną. 
     Czcibor: Właśnie, one nie są w stanie ograniczyć widoczności kierowcom. 
     ZZ: Dokładnie. 
     Czcibor: Nasuwa się pytanie, kto takim ludziom powierza takie prace w Polsce? Moje zdanie jest takie, że bez znaczenia, czy ktoś zatrudniony zajmuje się przycinaniem, czy przesadzaniem, czy czymkolwiek w takiej sferze, powinien mieć nie tylko ukierunkowane wyszkolenie, ale i pewną świadomość przyrodniczą, pewien duch słowiański. Ja tego niestety u tych pracowników nie widzę. 
     ZZ: Firmy, które zatrudniają tych pracowników, nie wymagają żadnej wiedzy. Dają im piły i mają ciąć. Z lat obserwacji tak wynika. 
     Czcibor: I to jest cała kwestia. Moje osobiste obserwacje tego dotyczą tak Polski, jak Irlandii. Człowiek, który dostaje piłę do ręki, wpada w trans. On po prostu chce wyciąć więcej niż należy. Ten sam przykład z drzewami widzę na ulicy Orzeszkowej przy budynku NFZ. Też są te korony drzew przycięte koszmarnie. Pan to widział?
     ZZ: Tam są topole. Tak naprawdę znowu ktoś popełnił błąd, że posadził te topole. Są blisko budynku i znowu mamy obawy dyrekcji, ze za chwilę się zawali na budynek. Zrobili, co zrobili. Widziałem, bo miałem okazję przejeżdżać tamtędy. 
    Czcibor: No nie czepiam się przycinania drzew sąsiadujących budynków, tylko tych zapędów z tą praktyką. Człowiek, który przycina, nie umie wypozycjonować tego we właściwych proporcjach i to jest ten problem.
     ZZ: Tak. 
     Czcibor:  No dobrze. Nie będę już pana dłużej męczyć z tym tematem, teraz mam zamiar zadzwonić do dyrekcji rejonu dróg w Gnieźnie. Natomiast bardzo dziękuję za tę szczerą rozmowę, bo z panem można istotnie porozmawiać szczerze. 
     ZZ: Dziękuję bardzo.
     Czcibor: Pozostaje mi tylko prosić pana jako człowieka, który ma wpływ na traktowanie Przyrody w naszym mieście, aby coś zainicjować w sprawie zaprzestania koszenia traw, niezależnie od tego, czy mamy suszę czy nie.

     Zakończenie rozmowy. Z moim rozmówcą zasadniczo się zgodziliśmy, że proces przetransformowania społeczeństwa w postrzeganiu piękna (o wolności nie mówiąc) traw i łąk wymaga czasu. Jakkolwiek ja jestem co tego większym optymistą, bo jak uczciwie zaznaczyłem rozmówcy, postrzeganie przez takie mnóstwo ludzi trawy ściętej, odbarwionej, pozbawionej kwiatów jak ładniejszej niż niekoszona, wysoka, zielona, barwna i ukwiecona to amerykanizm i kontrola umysłu - a skoro tak, to zmiany mentalne społeczeństwa przyspieszą medialne przekazy ukierunkowane właśnie w stronę Przyrody. 
     Póki co zakłady zieleni mają dziesiątki i setki telefonów od ludzi domagających się koszenia. A co z telefonami od wolnych Lachów i prawdziwych z duszy przyrodników?
     Odniesienia:
     * Wojewódzki konserwator ochrony zabytków tudzież Przyrody powinien być człowiekiem-cytadelą w kwestii ochrony odpowiednio historycznej tkanki miasta i ochrony drzew. Przykłady tak z Gniezna jak z Poznania dowodzą, że pełni tylko jedną z wielu systemowych funkcji, ja których Naród Słowian nie może polegać. Niezależnie od tego konserwator musi mieć wpojone, że nie zarządza swoim obszarem, ani urzędu, a obszarem wszystkich mieszkańców.
     ** Nawet systemowym przyrodnikom, szczególnie opłaconym za powinność ochrony drzew, nie powinno się tłumaczyć, że niezależnie od ilości parków i alei w mieście, każde pojedyncze drzewo jest wartością dla ludzi i ptactwa, i wymaga żelaznej osłony, a zgoda na wycięcie powinna być podparta absolutnie żelaznymi argumentami, albo zastąpiona przeniesieniem drzewa.
     *** Zakład Zieleni czy Dział Ochrony Środowiska jako instytucje obsadzane z powołań urzędu systemowego są pozbawione prawdziwej autonomii i wpływu na zabezpieczenie drzew, które padają w mieście pod kolejnymi parkingami albo pod pretekstem rewitalizacji. Tymczasem instytucja służąca Przyrodzie powinna mieć zespół wybrany wiecowo przez mieszkańców miasta lub regionu i stać nad ratuszem w swojej sferze decyzyjności, a propozycje urzędników i deweloperów narażające stan zieleni traktować bardzo stanowczo
      **** Deweloperzy nie dają się poznać ze strony pokory i życzliwości wobec lokalnych mieszkańców (na przykład Żuław), którym redykują przestrzeń i zieleń, a często degradują historyczny charakter zabudowy dzielnicy (Żuławy, Cierpięgi). Mówi to tak o braku ducha słowiańskiego, gustu i odpowiedzialności ich samych, jak wydających im zgodę urzędników. Dlatego w Wolnym Kraju lokalni mieszkańcy poprzez wiec muszą mieć prawo zaważenia na takich projektach. "Nic cennego tam nie było" - rzekł mój rozmówca. Tylko jeśli założyć, że przestrzeń, łąki, drzewa, cisza, spokój i sentymentalne miejsca z dzieciństwa są bez znaczenia dla lokalnych mieszkańców...
     ***** Po paru miesiącach redakcja Gniezno-Fakty-Interwencje doczekała się odpowiedzi, niepełnej, i nie z kancelarii prezydenta miasta. O szczegółach będziemy pisać w kolejnych artykułach na Stowarzyszeniu lub na portalu GFI. 
     ****** Każdy urząd, każda instytucja, powinny służyć Narodowi i być gotowe w błyskawicznym czasie i pełnej otwartości do weryfikacji i rozliczenia swojej pracy. Ale tak się nie dzieje. Dlatego Kraj Lachów musi wejść na drogę do całkowitego zarządzania swoimi dobrami i prawami poprzez wiece.

     Wnioski. Rozmowa z pracownikiem Działu Ochrony Środowiska potwierdza to wszystko, co potwierdzają osobiste obserwacje i stan rodzimej Przyrody. Poddańcza i oddalona od praw i ducha Słowiańszczyzny polityka urzędów sprzyja swawoli deweloperów i degradacji narodowego stanu posiadania: enklaw planowej i naturalnej zieleni, oraz oryginalnej tkance architektonicznej starszych dzielnic miasta. Pracownicy zakładów sygnalizują nie tylko ograniczone możliwości powstrzymania wyższych urzędów, ale brak ducha słowiańskiego - co sprawia, że zasadniczy szacunek odnosi się do planowej zieleni, a niekoniecznie do wolnej, samo posianej. 
     Urzędy systemowe, w tym przydzielone sprawom Przyrody, często zawodzą w swoich funkcjach, tak dzięki braku ducha słowiańskiego, jak braku właściwej autonomii i siły, z góry odciętych przez system.  
     Nowe zasady traktowania Przyrody - jako wolnej samokreacji i zarazem dobra narodowego - wymagają całkowitego przeobrażenia nakierowanych na to instytucji. Oznacza to nie tylko uniezależnienie od interesów ratuszy, ale nowe szkolenie, obejmujące stare prawa wedyjskie, uruchamiające w pracownikach nie tylko poczucie odpowiedzialności, ale konieczne w interakcji z Naturą empatię, wdzięczność, szacunek i współodczuwanie.  

     Co robić? Polityka systemowa wobec Przyrody już się zmienia, nie ze względu na duchowe nawrócenie polityków i odczytanie przez nich ksiąg wedyjskich, lecz pod naporem przemian światowych i rosnącego oburzenia Narodu. Wyhamowanie systemowej machiny mielącej zieleń może potrwać jakiś czas ze względu na wiadomą mentalność urzędników obsadzających ratusze i urzędy niższego, regionalnego szczebla. 
     Aby przyspieszyć zmiany, reaguj, Lachu już teraz. Moc Przyrody i stan posiadania Przyrody naszej Ojczyzny są w każdych, także twoich rękach. Dlatego też czyń tak, i do czynu tego zachęć innych Rodaków:
     - zakłady zieleni i zarządy wspólnot mieszkaniowych i osiedli sygnalizują, że dostają liczne telefony od ludzi domagających się skoszenia traw lub przycięcia drzew. Stań po drugiej stronie, aby przechylić szalę: pisz, mailuj, dzwoń do tych instytucji i do mediów. 
     - bierz udział w zebraniach rad i wspólnot mieszkaniowych i proponuj zmiany i głosowanie. Zasady wiecu uszanuj - jeśli dziś zwolenników koszenia jest więcej, to przyszłość odwróci proporcje, tego bądź pewien. Ze spokojem ducha, życzliwością i szacunkiem Słowianina przyjmuj wyniki wieców - aż doczekasz wypatrywanych zmian.
     - dawaj nieinwazyjny przykład sąsiadom i Rodakom: sadź drzewa i krzewy rodzime, nie koś trawy i łąki na twej ziemi. Możesz nieść Słowo, dlaczego tak postępujesz, lub demonstrować swój duch tablicą albo bannerem Słowianin nie kosi traw.  
   
     Co nas czeka w przyszłości? Najlepsze: kompromis i Równowaga. Jeśli ktoś będzie kosić trawy, to tylko w przekonaniu, że dwa-trzy razy w roku (a nie co kilka dni czy tygodni!) służy do Naturze. Większość Lachów od tego odejdzie. Niszczenia i podpalenia traw i łąk ustaną, wycinki drzew ustaną. Przybędzie nasadzeń i pięknych, barwnych łąk kwietnych, co jest już mocną tendencją i na Zachodzie, i w bratniej Rosji. 
     Nowe technologie i rytuały energetyczne sprawią, że będzie możliwe niezwykłe przyspieszenie wzrostu drzew. 
     Lechistan odzyska swój zagubiony słowiański duch, będzie Ojczyzną silnych ciałem i umysłem ludzi, umiłowanych w Przyrodzie, czerpiących z niej, i będących jej niezłomną Strażą. 
     Stań się Zmianą już dziś, Lachu. Stań się Strażą.
     Czcibor 
     
     Po tej rozmowie zadzwoniłem do kierownika rejonu dróg w Gnieźnie, który wysłuchał mnie uprzejmie i zapewnił, że zwrócona będzie większa uwaga na kwestie przycinania drzew.
     Artykuł z roku 2018: Westernizacja, a stosunek Lechitów do trawy:
https://lechickieodrodzenie555.blogspot.com/2018/04/westernizacja-umysow-stosunek-lechitow.html
     Gdynia: zamiast ścinać, drzewa można je przesadzać: 
 https://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Gdynia-przesadzaja-drzewa-zeby-ich-nie-wycinac-n139880.html


 Nasadzanie dębów, mimo że amerykańskich, jest jednym z nielicznych udanych projektów pod zarządem władz systemowych Gniezna, i jaskółką przełomu, który możemy wzmocnić osobistymi działaniami. 



 Akcja objęła szczególną historycznie enklawę zieleni: u stóp Wzgórza Lecha, z jeziorem Jelonek, od którego zaczęło się osadzenie jednej ze starożytnych-nowożytnych stolic Lachów. W tle katedra ulokowana na ruinach siedziby starożytnych władców, będąca generatorem niewoli umysłowej, a zarazem blokadą czakramu Mocy.



     Krótki czas z pięknem niekoszonej łąki dopełniającej krajobrazu unikalnej enklawy, dobiegł końca z chwilą nasłania systemowych kosiarzy, odciętych od ducha Słowiańszczyzny tak samo, jak opłacający ich urzędnicy.






Program kontroli umysłu każe widzieć efekty koszenia jako upiększenie. Losu owadów i innych zwierząt nie widzi wcale.




 Sąsiadujące z historyczną enklawą Cierpięgi to dzielnica kamienic z XIX i XX wieku. W czasach PRL wstawienie kilku prostackich bloków zakłóciło tkankę architektury, w czasach obecnych, "wolności architektów", zamiast pracy nad korektą, trwa polityka degradacji stylu i klimatu dzielnicy.



Urzędnicy Gniezna nie zwracają uwagi ani na charakter architektoniczny dzielnicy, ani na wymagający wyjątkowego potraktowania obszar "najstarszej historii Lachów" - to jest teren jeziora między Cierpięgami, a Wzgórzem Lecha. Efekt to gryzący się z tym wszystkim sztampowy apartamentowiec typowy dla najnowszego, niczym nie imponującego trendu:



Ulica Poznańska z nieregulowaną roślinnością poboczy, jak w PRL...



...i po regulacji, ku chwale amerykanizmu. Który obraz lata naprawdę cieszy oczy, i który świadczy o trosce o ptaki i owady?



Lewa-prawa czyli linia między światem z duchem słowiańskim, a światem bez ducha:






 Lechickie Odrodzenie i odrzucenie systematyzacji Natury, wsparte zmianami w innych krajach świata, nieuchronnie przywróci harmonię i Równowagę Lechistanowi także we wzajemnych relacjach z Przyrodą. Poniżej przykład transformacji z Holandii:





Tendencje na najbliższe lata oznaczają zamieranie widocznych dziś tendencji do poszarzania naszego otoczenia, zgodnie z potrzebami słowiańskiej duszy przywrócimy koloryzacje i troskliwość dla owoców Przyrody:

 






      




3 komentarze:

  1. Tak z tym wycinaniem i przycinaniem, wręcz goleniem drzew to jest obłęd i absurd. Ostatnio widziałem niedaleko mnie na cmentarzu, że ktoś tak obciął drzewo że uciął wszystkie 3 główne konary i została oprócz pnia tylko jedna gałązka. To drzewo pewnie niedługo uschnie. Szlag mnie trafia jak widzę coś takiego.
    Jednak co do Białowieży nie mogę się zgodzić. Kilka lat temu byłem tam służbowo i jechałem szosą Białowieża - Hajnówka. Tamten fragment to nie jest de facto żadna puszcza tylko powiedzmy wprost - monokultura świerkowa albo plantacja świerków. Same świerki. I wszystkie w zasięgu wzroku były suche. Stały suche kikuty, a wiele z nich się zwaliło a jak były blisko drogi to zostały ścięte żeby na drogę się nie zwaliły. Byłem też w lesie wtedy i widziałem. Korniki rzeczywiście dokonały spustoszenia i zabiły te świerki. Widok był straszny - ogromne połacie uschniętych świerków. Gdyby wycięto kilka lat wcześniej zainfekowane przez korniki świerki i je wywieziono i spalono to do tego by nie doszło. Jednak pseudoekolodzy m.in. z GW robili propagandę i ich nie wycięto. No więc kornik zeżarł ogromną połać tych plantacji świerkowych. Gdyby tam był prawdziwy las, a nie monokultura świerkowa tego nie byłoby. Dlatego w tym przypadku popieram to co robił Szyszko. Świerki nawet jeśli były jeszcze zielone, ale miały pod korą korniki należało wyciąć i wywieźć żeby to zatrzymać. Korniki z jednego świerka rozmnażają się i infekują ok. 30 kolejnych. Spustoszenie rozwija się bardzo szybko. A przy takich monokulturach jedyną skuteczną metodą walki jest wycięcie zainfekowanych świerków, aby ocalić resztę, która jest jeszcze niezainfekowana. Skutek tej pseudoekologii jest teraz taki, że ok. 1/3 puszczy nie ma, bo zjadł ją kornik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam dość inne zdanie w tej kwestii. To znaczy - afera z kornikiem została rozdmuchana w celu spreparowania zniszczeń energetycznych i duchowych dóbr Lachów. Chazarska misja niszczenia Przyrody jako wartości i generatora Mocy Narodu na odchodnym.
      Jakiekolwiek zaburzenia Przyrody, kornik, kleszcz i tak dalej, to efekt ingerencji (braku Wed i współodczuwania Natury) ludzi. Na przykład niedoboru dębów albo przyrostu tui, i tak dalej.
      Nie brakowało wielu zdjęć dorodnych drzew wywożonych z Białowieży i relacji oburzonych świadków. Jestem za tym, aby Przyroda broniła się i regulowała sama, przynajmniej dopóki nie uczestniczą w tym prawdziwi przyrodnicy słowiańscy, to jest nie tylko wyszkoleni technicznie i teoretycznie, ale też DUCHOWO.

      Usuń
    2. Problem w tym, że człowiek przekształcił wiele ekosystemów tak, że poradzenie sobie przez przyrodę jest w praktyce niemożliwe. To znaczy jest możliwe, ale zajmie to setki lat. Tam gdzie jest sztuczna monokultura świerkowa (a w Białowieży były duże jej obszary) i zaatakuje ją kornik przyroda sobie sama nie poradzi, bo kornik nie ma tam naturalnych wrogów. Plaga korników zniszczy wszystkie świerki i tak się stało. O tym ostrzegał Szyszko i specjaliści leśnicy, ale pseudoekolodzy ich nie słuchali. Owszem przyroda sobie poradzi - najpierw będzie step, później łąka, później zaczną pojawiać się drzewa pionierskie, a potem odrodzi się las. Zajmie to jednak co najmniej kilkaset lat. Czy o takie coś nam chodzi? Nie tylko my, ale i nasze dzieci, wnuki i prawnuki się na naturalne odrodzenie miejsc po monokulturach świerkowych nie doczekają. Afera rozdmuchana czy nie inwazja kornika jest faktem. Sam byłem i widziałem, rozmawiałem z leśnikami, pokazywali zniszczone świerki z wyrytymi korytarzami w korze przez korniki. Wyglądało to strasznie. Cmentarzysko świerków. Być może też wycinali pod pretekstem kornika duże zdrowe świerki, ale tego nie wiem. A może one tylko wyglądały na zdrowe (bo w początkowej fazie inwazji świerka przez kornika tego nie widać). Duże czy małe nie ma tu znaczenia - jak są w nim korniki musi zostać usunięte. Innej metody walki z kornikiem w monokulturach nie ma. Są pułapki feromonowe, ale one słabo działają. Też je widziałem.
      Co do jednego zgoda - trzeba przywracać bioróżnorodność w naszych lasach i odchodzić od monokutur sadząc zwłaszcza dęby, ale i inne gatunki. Należy dążyć do osiągnięcia składu gatunkowego w lasach jak najbardziej zbliżonego do naturalnego lasu. Wtedy inwazja kornika nie wystąpi.
      Nie wiem czy wiesz, ale faktyczna Puszcza Białowieska ta naturalna, dziewicza stanowi tylko ok. 5000 ha i ona jest objęta ścisłą ochroną. Na pewno nie wywozili dorodnych drzew z tego obszaru.
      Reszta jest mniej lub bardziej przekształcona. W czasach II wojny światowej Niemcy wyrąbali znaczną połać puszczy i wywieźli z niej drewno. Na tych terenach posadzono właśnie świerki zjedzone teraz przez korniki. Nawet powstała linia wąskotorowa do wywozu drewna. Także w czasach II RP puszcza była eksploatowana - drewno kupowali Brytyjczycy, którzy u siebie lasy już wytrzebili. Tak więc ta mityczna dziewicza Puszcza, o którą jest taki rejwach stanowi niewielki skrawek całego kompleksu leśnego, a pozostała część jest lasem gospodarczym.

      Usuń