Kilka słów wstępu...
Dobromiła spisała swoją historię nie tylko dlatego, aby przekazać,ile znaczy dla odparcia demonicznych bytów siła wolnej woli Istoty Boskiej, i ile znaczy siła dwóch połączonych dusz, i wreszcie - ile znaczy siła Rodziny. Mamy nadzieję, że pokrzepi to tych Rodaków, którym mogło się zdawać, że są samotni w takich doświadczeniach. Ponieważ przekaz mojej Żony jest pełny i oddaje wszystko w kwestii starcia między człowiekiem, a diabłem, dopiszę tylko od siebie kilka zdań. Warto wiedzieć, że wszelkie środki ochrony, takie jak zioła, amulety, sól, czerwona nić, symbole w rodzaju rodzińca, afirmacje, wolna wola i tak dalej - dają pożytek nie tylko w odpieraniu rzeczywistych demonów, ale też uroków, złorzeczeń i negatywnych energii emitowanych ku nam przez ludzi.
Oczywiście nie jest korzystne skupiać myśli na takich zagrożeniach, by ich nie kreować sobie w życiu - lepiej afirmować pieczę nad Rodziną i dobrostan niż walkę ze złem. To jest: lepiej afirmować treść pozytywną, niż stan zagrożenia. Użyte słowa i wizualizacje są kluczowe: zasilają to, co wyrażają dosłownie obrazem i częstotliwością.
Być może nadal część naszych Rodaków nie ma pełnej świadomości tego, że widoczne, plastyczne niczym w kinowych horrorach, manifestacje i ataki demonów czy samego Szatana to jedynie mały ułamek ich działań przeciw ludziom. Większość to skryte, zwyczajnie niewykrywalne, tak przebiegłe jak cierpliwe osaczanie upatrzonych ofiar podsyłanymi pokusami i myślokształtami. I wiele złości, zemsty, kłótni, upokorzeń, chorób, depresji, rozstań czy sięgań po autodestrukcyjne środki i nawyki, to nie efekty ułomności ludzkiej natury, tylko właśnie praca ciemnych sił. Bo ich cele zasadniczo są dwa: rozbijanie Rodzin i przejmowanie dusz. Tym samym cele te wymierzone są przeciw Stwórcy. I o to tu chodzi...
Jako ojciec odkryłem cudowną cnotę, którą mógł mnie obdarować tylko sam Stwórca. Choć mam respekt przed siłami zła, choć nigdy nie poszedłbym w nocy na cmentarz, a idąc w ciemności mam oczy dookoła głowy - to mając za plecami Dzieci i Żonę, a przed sobą zagrożenie - natychmiast zmieniam się w Lwa. Kategoria przeciwnika nie ma znaczenia.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że mają tak wszyscy ojcowie tego świata. I czyż nie jest to kolejny dobry powód, aby wyściskać Stwórcę? Jeśli tylko da nam kiedykolwiek taką okazję... :)
Zapraszam do historii mojej Wiedźmy.
Czcibor
MOJE KONFRONTACJE Z SIŁAMI CIEMNOŚCI
Masz w sobie światło i jesteś ostatnim ogniwem w swoim Rodzie, które może przerwać jego karmę. Powinnaś się chronić. Pamiętaj, jeśli widzisz ciemność, to miej świadomość, że ona widzi ciebie.
To słowa, które zawsze będę miała w sercu. Wypowiedziała je kobieta bardzo mi bliska duchowo. Kobieta, która pomogła mi wejść w świat duchowości i uświadomiła mi, jaką mam Moc. To ona przekazała mi pierwsze techniki samoochrony, i to ona podkreśliła mi ich znacznie, i wagę regularnego, codziennego ich praktykowania.
Zacznę jednak od początku. Często tak jest, że z jakichś powodów Dzieci z otwartym trzecim okiem rodzą się w Rodzinach zupełnie na to niegotowych, lub co gorsza takich, które usilnie starają się zgasić światło duszy takiego Dziecka. Tak niestety było ze mną. Przyszłam na świat wśród krewnych, którzy od samego początku traktowali mnie z nienawiścią i brakiem akceptacji. Byłam jedyną dziewczynką w Rodzinie, od strony mojego ojca. Moja ciotka i babcia (matka mojego ojca) nie mogły znieść tego, że moja mama, osoba bardzo sensytywna, urodziła córkę. Jak tylko sięgam pamięcią, moja mama była zawsze moją tarczą. Zawsze stała przy moim boku, zawsze mnie wspierała i nigdy nie bagatelizowała tego, co było mi dane zobaczyć. A pierwsze kontakty z istotami niecielesnymi miałam już jako dziecko. Pamiętam ten pierwszy raz i moja mama też go wspomina.
Tej nocy obudziłam się z krzykiem, miałam może z cztery, pięć lat. Za uchylonymi drzwiami w moim pokoju stała czarna, wysoka postać w kapeluszu. Nie miała twarzy - a jednak wyraźnie czułam, że patrzy na mnie, ukrywając się w mroku. Ta sytuacja powtórzyła się kilkukrotnie, wszystkie te noce już do rana mama spędziła w moim łóżku. Bałam się, a to coś ewidentnie karmiło się moim strachem. Po jakimś czasie sytuacje, w których byłam nękana przez mroczne byty przeniosły się w moje sny. Jako kilkuletnie dziecko miałam wciąż powtarzający się sen. Przed moimi oczami stawała przerażająca kobieta o demonicznej twarzy i zza pleców wyciągała jakiś kwadratowy materiał, na którym były dziwne znaki. Dziś wiem, że były to runy. Wtedy nie miałam o tym pojęcia. Patrzyła mi prosto w oczy i warczała jak zwierzę. Oczywiście wybudzałam się płacząc i bałam zasnąć. Czasem jak tylko zamknęłam oczy, sen powracał.
W wieku dziewięciu lat przystąpiłam do tzw ''komunii świętej". Każdy świadomy człowiek wie o tym, że sakramenty to blokady. Tak też to zadziałało u mnie: przytępiło sensytywność i przestałam dostrzegać nietypowe zjawiska i istoty. Na kilka lat. Po tym czasie zaczęłam mieć sytuacje, w których potrafiłam opuścić ciało. Patrzyłam wtedy na siebie śpiącą w łóżku, unosząc się pod sufitem. Zaczęły mnie też odwiedzać osoby zmarłe, które znałam. Najczęściej w dniu swojego pogrzebu (mam tak po dziś dzień).
Jako że w rodzinie uchodziłam za ''dziwaka'', nikomu o tym nie mówiłam. Nikomu, poza moją mamą. Wiedziałam bowiem, że i ona ma wizyty gości z tak zwanej drugiej strony. Do dziś pamiętam, jak przyszedł się ze mną pożegnać kolega, który zmarł, kiedy mielibyśmy oboje po osiemnaście lat. Odwiedził mnie we śnie. Jako, że zmarł z powodu guza w mózgu, odprowadzając Go w mroku ku światłu, zapytałam, czy nadal boli go głowa. Odpowiedział, że nie i że będzie za nami tęsknić (mając zapewne na myśli grupę naszych znajomych).
W pewnym momencie dotarliśmy do oświetlonych barierek. Uniósł je lekko i przeszedł pod nimi na drugą stronę. Nie myśląc długo, chciałam wykonać ten sam ruch. Na co On szybko zareagował i stanowczo mnie zatrzymał. Powiedział, że dalej mi nie wolno iść i mam wracać, bo to nie mój czas. Wtedy w mgnieniu oka znalazłam się w swoim ciele. A na ręce nadal czułam uścisk Jego dłoni.
Pamiętam też ze swojego życia sytuacje, w których budziłam się z braku powietrza, ponieważ przy moim łóżku stała wysoka czarna postać zaciskająca dłonie na mojej szyi. Którejś nocy, jedna z takich istot chciała skrzywdzić - zabić moje nowonarodzone Dziecko (siły zła robiły wiele, żeby obniżyć moje wibracje, żeby skutecznie zgasić moją duszę). Tej nocy byłam poza ciałem. Widziałam z góry całe mieszkanie i łóżko, w którym spałam z Dzieckiem. Obok niego stał cień. Ciemniejszy niż najczarniejsza czerń. Pochylał się. Tuż nad naszymi głowami wisiała półka. A na niej stały bardzo ciężkie albumy, klasery w twardych okładkach. Każdy z nich ważył tyle, że byłoby mi ciężko utrzymać go w jednej ręce. W tym momencie ta istota sprawiła, że jeden z tych albumów zaczął spadać. To co stało się dalej, zrozumiałam dopiero po chwili. Ocknęłam się, kiedy już wróciłam do ciała. To "coś'' zniknęło. A album, który ponad wszelką wątpliwość powinien spaść na głowę mojego Dziecka, leżał na końcu kanapy. Tam gdzie znajdowały się moje stopy.
Co się zatem stało? To ja uratowałam syna. Odepchnęłam album z całej siły, dlatego znalazłam go półtora metra od miejsca, gdzie powinien był spaść. Roztrzęsiona wtuliłam się w swoje maleństwo i płacząc zasnęłam. To wszystko były lata, gdzie nie potrafiłam się chronić. Gdzie takie ataki zdarzały się często. Trzy z takich sytuacji zapamiętam na zawsze. Podczas dwóch z nich, byłam zaatakowana fizycznie. Mieszkałam w domu, do którego przywarło coś demonicznego. Na korytarzu widywałam czarne postaci. W nocy słychać było warczenie i zapach siarki rozciągający się po całym domu. Budziłam się w nocy słysząc szepty, lub za sprawą poruszających się energicznie w niezrozumiałym kierunku dzwonków wietrznych. Tam też, coś z impetem ściągało ze mnie kołdrę, chwytając przy tym moją stopę w kostce. Uciekłam stamtąd, dosłownie uciekłam do domu Rodziców. Z tego, co mi wiadomo, kolejne dwie Rodziny, które kupiły ten dom, rozpadły się. Nie wiem, czy dziś jest on w czyimś posiadaniu. Niemniej jednak to co tam było, jest w nim nadal.
Kilka lat po tym wydarzeniu, wykryto u mnie guz jajnika. Natychmiast zostałam skierowana na onkologię. Tam w ramach ''ryzyka przerzutów'' zaproponowano mi usunięcie macicy i jajników. Oczywiście odmówiłam. Gdyby nie to, dziś nie mielibyśmy Milanka. Przerażające, do czego są zdolni lekarze. No i jaką presję strachu potrafią wywołać w kobiecie, że ta decyduje się na sugerowany przez nich krok autodestrukcji...
Jednak nie o tym chcę pisać. Mianowicie, pierwszej nocy, którą spędziłam w szpitalu zostałam brutalnie zaatakowana przez ducha pacjentki. Jako że była to onkologia, myślę, że umarła na tym oddziale. Obudził mnie hałas otwieranych drzwi. Leniwie otworzyłam oczy i w nogach łóżka zobaczyłam postać. Miała szpitalną koszulę, rozpuszczone ciemne włosy, które lekko opadały na ramiona. Jej twarz była sina, blada i mimo młodego wieku bardzo zmęczona. Stała tak bez ruchu, do momentu, aż nie zorientowała się, że ją widzę. Wtedy krzycząc przeraźliwie ruszyła w moją stronę. Zaczęła pięściami okładać mnie po głowie i twarzy. A ja w desperacji zasłaniałam się, ile tylko mogłam. W chwili, gdy odwróciłam od niej wzrok i zamknęłam oczy, odsunęła się do miejsca w którym stała pierwotnie. Rano obudziłam się z zadrapaniami na przedramionach i ogromnym bólem w sercu. Myślę że zaatakowała mnie z rozpaczy. Ja żyłam, ona nie. Nie chciała, żeby ktokolwiek oglądał ją w tym stanie, w jakim się znalazła przez chorobę. Od tamtego czasu minęło kilka lat, zanim po raz kolejny musiałam mierzyć się z paranormalnymi rzeczami w moim życiu. W między czasie doszło do sytuacji, w której uświadomiłam sobie, że nigdy więcej nie podzielę się tym co widzę czy czuję, z moją Rodziną (od strony mojego ojca).
Otóż mąż mojej cioci zmarł kilka lat wcześniej. Ona po jakimś czasie zaczęła się spotykać z pewnym mężczyzną (o czym ja nie wiedziałam), na co zareagował mój zmarły wuj. Zobaczyłam go we śnie. Siedział przy stole i płakał. Podeszłam do Niego i zapytałam dlaczego jest taki smutny. Przecież Jego synowie są już dorośli, układają sobie życie, są szczęśliwi... Na co On pokręcił głową i odpowiedział, że nie o to chodzi, że zwyczajnie nie jest w stanie znieść widoku swojej żony z innym mężczyzną w ich wspólnym domu. Po tych słowach zniknął. Uznałam, że moim obowiązkiem jest powiedzieć o tym Jego żonie. Spotkałyśmy się na uroczystości rodzinnej. Byli na niej moi bracia, babcia od strony ojca, ciocia i jej synowie. Opowiedziałam im z przejęciem i łzami w oczach całą sytuację. A w ramach podziękowania wyśmiano mnie, nazywając psychicznie chorą i rozmawiającą z duchami idiotką. To była ostatnia próba rozmowy na takie tematy z Rodziną. Byłam załamana, czułam się skopana emocjonalnie. Na taki stan mojej psychiki tylko czekały negatywne byty. One żywią się bólem i strachem. Wtedy byłam naprawdę zagubiona. Pojawiły się myślokształty samobójcze i zaczęła się walka o moją duszę. Działałam jak automat. Praca, Dzieci, praca, Dzieci, dom i tak bez celu, wciąż zadając sobie pytanie: po co ja właściwie żyję? Kto normalny czuje z taką precyzją energię każdej istoty? Kto normalny rozmawia z duchami? Kto normalny przytula drzewa, czując ich wibracje? Myślałam: Boże, ja nie należę do tego świata, on we mnie wszystko zabija.
Wtedy nagle zupełnie znikąd pojawił się w moim życiu anioł. Anioł, który był jasnowłosą kobietą. Moją przewodniczką, która krok po kroku pozwoliła mi zrozumieć, kim jestem, co potrafię i przede wszystkim: jak mam się chronić. Po dziś dzień jestem Jej wdzięczna i błogosławię Jej każdego dnia. Mam nadzieję w duchu, że kiedyś to przeczyta. To dzięki Niej odnalazłam w sobie siłę, by zerwać kontakt z toksyczną Rodziną. To Ona nauczyła mnie używać wahadła i samoleczenia. Pokazała jak mogę kontrolować swoją przestrzeń, sprawdzając, czy nie dostał się w nią jakiś niskowibrujący byt. To cytat Jej słów rozpoczyna ten artykuł. Trochę to trwało, ale w końcu podniosłam swoje wibracje na tyle, że zaczęłam działać samodzielnie. Oczyściłam matrycę z poprzednich związków, zrobiłam odcięcia od ludzi, którzy mnie zranili. Stałam się pewną siebie i swoich zdolności wiedźmą. Wtedy, którejś nocy, przyśnił mi się dom moich ukochanych dziadków, Rodziców mojej mamy (moja babcia jest moim opiekunem Rodowym). Otworzyłam drzwi do ich domu i stanęłam w progu pokoju. Poczułam się, jakby czas się zatrzymał na okresie mojego dzieciństwa. Wszystko tam było takie jasne, tonęło w promieniach słońca. Dziadek był pszczelarzem, dlatego wokół czuć było zapach miodu. W piecu paliły się, strzelając głośno, drwa. Dziadek nie zauważył mnie stojącej w drzwiach i jak zwykle zgniatał orzechy, po czym układał je w sobie tylko znany sposób. Babcia zerwała się na równe nogi i podeszła do mnie, pytając: Co ty tu robisz dziecko? Odpowiedziałam: Tęsknię za Wami. Wtedy Ona przytuliła mnie z całych sił i powiedziała: Jestem z Ciebie taka dumna! Zza jej pleców zobaczyłam dziadka wpatrującego się w nas obie. Po jego policzkach płynęły łzy. Pokiwał znacząco głową, jakby na potwierdzenie słów babci. Wtedy się obudziłam. Płakałam tak, że ciężko mi było się uspokoić. Tak bardzo potrzebowałam usłyszeć te słowa. Tak wiele one dla mnie znaczyły z Jej ust. Od tamtej chwili wszystko w moim życiu zaczęło się stopniowo układać. Ciemne siły wykonały jeszcze jeden atak fizyczny, czułam, że powodowany wściekłością za utratę łupu, który był już dzieloną skórą na niedźwiedziu - mojej duszy. Pewnego dnia zajmowałam się Dzieckiem mojej koleżanki. Zabrałam wtedy ze sobą moją siedmioletnią córkę Laurę. W pewnym momencie poczułam nagły ból: silne pieczenie pod obojczykiem. Mimo że bluzka nie została uszkodzona, na skórze pod nią ujrzałam trzy krwawe zadrapania. Trzy - charakterystyczne dla demonów, zawsze są trójpalczaste i zawsze zostawiają taki ślad. Poleciłam Laurze pilnować koleżanki i skupiłam się na ochronnych afirmacjach. To wystarczyło. Nigdy więcej nie zostałam w taki silny sposób zaatakowana.
Jednak wściekłość demonów skupiła się też na tej, która mnie wsparła, one potraktowały ją jako osobę, która ukradła im coś ustalonego już za ich własność. Wkrótce zadzwoniła do mnie i powiedziała, że na jakiś czas musimy przerwać kontakt (nie mamy go do dziś), ponieważ skupiła się na niej tak wściekła agresja, że aby ją odeprzeć, musi się odizolować w ochronnym miejscu. Jej słowa pamiętam do dziś:
- Nie wiem, co to jest za energia, która próbuje ciebie osaczyć, ale dostała się do mnie, żeby się zemścić za to, że ci pomagam. Od tej chwili poradzisz sobie sama, tylko musisz w siebie uwierzyć.
Mimo początkowego strachu musiałam się zmobilizować, choćby dla Dzieci. Wiedziałam już, że od lat trwała walka o moją duszę, wiedziałam też, że wcześniejsze myśli samobójcze były podsyłanymi przez demony myślokształtami. A te zawsze mają dostęp do nas wszystkich, kiedy lęk obniża wibracje. Wiedziałam jednak i to, że moje pierwsze stosowane techniki działały, pozostawało więc tylko udoskonalić je, uczynić codziennym rytuałem i pozbyć się strachu, który ma własności przyciągania negatywnych istot. I tak to poszło.
Brakowało mi tylko mojego wojownika, który sprawiłby, że poczułabym się bezpieczna w pełni. Napisałam więc afirmację. Miała ona na celu postawić na mojej drodze mężczyznę. Świadomego, godnego i u którego boku poczuję się wyjątkowa. Moja dusza powiedziała mi, że mam być cierpliwa. Ponieważ On jest, jest blisko. Mój mąż przyszedł do mnie we śnie. Stał na drugim końcu mostu, po którym musiałam przejść, by trafić w Jego objęcia. Most ten znajdował się nad rwącą, brudną rzeką. Kiedy tylko na niego weszłam, zarwał się, a ja zaczęłam tonąć. Nagle poczułam, jak ktoś chwyta moją dłoń i jednym ruchem wyciąga mnie z zimnej otchłani. To był On. Wtuliłam się w Niego, a energię jego ciała czułam jeszcze po przebudzeniu. Znamienny sen.
W tamtym czasie działałam bardzo aktywnie jako administrator kilku grup słowiańskich na Facebooku. W jednej z nich natknęłam się na profil mojego męża. Spojrzałam na Jego zdjęcie, w Jego oczy, i moja dusza oszalała. Wiedziałam że Go znam, chociaż nie miałam pojęcia skąd. Wiedziałam, że Go kocham chociaż było to irracjonalne. Takie były odczucia duszy, natomiast racjonalnie działający mózg mówił mi, że ten mężczyzna ubrany w podkoszulkę i stojący na tle sprzętu z siłowni jest tanim ochroniarzem z dyskoteki i powinnam dać sobie z Nim spokój - po dziś dzień śmiejemy się z tego jak odebrałam to zdjęcie oboje (przepraszam Cię, Kochanie Moje).
W związku jednak z tym, co czułam całą swoją duszą, postanowiłam zadać Jej pytanie, kim On dla mnie jest?Dlaczego czuję to co czuję? Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Zostało mi pokazane nasze poprzednie wcielenie. Pamiętam każdy detal z tej wizji. Żyliśmy w Japonii. Schodziłam po schodach w stronę ogrodu, który tonął w różnych odcieniach różowych kwiatów kwitnących wiśni. Przy czymś co przypominało fontannę stał mężczyzna. Nie widziałam Jego twarzy. Kiedy podeszłam bliżej odwrócił się i przytulił mnie mocno. Wtedy moja dusza została wyrwana z ciała kobiety, którą byłam w tamtym wcieleniu i unosząc się w powietrzu zobaczyłam, jak ciała tych dwojga będąc wtulone w siebie zamieniają się w symbol yin - yang. Tutaj wizja się zerwała.
Co szczególnie poruszające w tym wszystkim, i co dowodzi mistycznej więzi między mną, a córką, mimo że nigdy jej o tej wizji spotkania w japońskim ogrodzie nie powiedziałam, ona jakiś czas później ją narysowała. Na rysunku, który mi przyniosła, ujrzałam moje spotkanie z Czciborem pośród różowych kwiatów.
Nie mogłam tej informacji zostawić tylko dla siebie. Powiedziałam o tym Czciborowi. Dalej wszytko potoczyło się szybko. Nasze dusze poznały się natychmiast. Energia między nami była i jest nieporównywalna z żadną inną, jaka towarzyszyła naszym poprzednim związkom. Dużo mogłabym o tym napisać, ale nie to jest celem. Musiałam wspomnieć o Nas, abyście zrozumieli jak ogromne znaczenie ma fakt, że jest się w związku z odpowiednią świetlistą duszą. Wiele osób nam bliskich mówi, że bije od nas światło. Więc jeśli tak jest i widzą je postronni ludzie, jest to naszą bronią i tarczą. Nigdy nie czułam się bardziej bezpieczna niż u boku swojego męża. Nigdy nie czułam się bardziej kochana niż u boku mojego męża. A siła jaką mamy będąc razem niepokoi ciemne siły.
Ostatnia próba zastraszenia mnie przez siły demoniczne miała miejsce trzy lata temu. To był ciężki czas dla nas obojga, ponieważ moja ukochana mama dostała zawał serca. Stan był bardzo poważny. wprowadzono Ją w śpiączkę farmakologiczną i nie było pewności, czy kiedykolwiek się obudzi. To spowodowało, że wpadłam w złość. Powiedziałam sobie, że nie oddam jej "im" (zawały serca są często powodem podczepienia). Usiedliśmy z Czciborem i zrobiliśmy dla mamy silną afirmację przesyłając Jej światło wspomagające Jej połączenie z samym Źródłem. Cały ten "zabieg" nie był na rękę siłom ciemności. Dlatego Tamtej nocy przyszedł do mnie demon. Dokładnie pamiętam wszystko, co mi pokazał. Zacznę od początku. Zobaczyłam ciemny pokój w którym oświetlone stało tylko jedno krzesło. Na tymże krześle siedziało dziecko. Mogło mieć z dwa może trzy lata. Zaraz za jego plecami stał dziwny osobnik. Wysoki ciemny i wyglądający nieco jak marionetka podczepiona pod wyżej wspomniane dziecko. Pomyślałam, że to Coś go chroni - pilnuje. Postanowiłam podejść bliżej i przyjrzeć się niemowlęciu. Kiedy przekroczyłam linię światła padającego tylko wokół krzesła twarz dziecka zmieniła swoje rysy. Stała się demoniczna, zdeformowana, a jego oczy kipiały nienawiścią i mrokiem. Patrzył na mnie jakby chciał mnie zabić. Nagle podniósł dłoń. Palce miał długie i zakończone pazurami. Oczywiście nie miał pięciu palców, a trzy. Pogroził mi, złowieszczo warcząc przy tym. Po czym złapał mnie za lewy nadgarstek i zaczął ciągnąć z całych sił w mrok. Krzyczałam i krzyczałam, wołając imię męża. A co się później okazało, Czcibor w tym czasie starał się mnie obudzić. Nie mógł jednak tego zrobić. W końcu przytulił mnie mówiąc Kocham Cię, jestem tu. Wtedy dopiero zapłakana otworzyłam oczy.
Uspokoiłam się w ramionach męża. Z jeszcze większą siłą powtórzyliśmy ochronę dla mamy. To co do mnie przyszło chciało mnie wystraszyć, zablokować na pomoc jej. Nie miało jednak szans, ponieważ byliśmy razem. Nie ma nic silniejszego niż miłość i wolna wola.
Moja mama prędko wróciła do zdrowia i wspiera nas całym sercem, a ja nie czuję już strachu. Po tym wydarzeniu odwiedziła mnie jeszcze jedna osoba. Był to brat mojego męża. Nie mieliśmy okazji poznać się za Jego życia, a wiedziałam jak bardzo Czcibor Go kochał. Mamy w domu kilka przedmiotów, które należały do Oskara. Często brałam je do ręki i zamykałam w dłoni, chcąc poczuć ich energię. Którejś nocy kiedy już mieszkaliśmy razem i meblowaliśmy nowe mieszkanie, odwiedził mnie Oskar. Wszedł do mieszkania i z pokerowym wyrazem twarzy zaglądał w każde pomieszczenie. Ja natomiast niecierpliwie chodząc za Nim czekałam na jedno Jego słowo. Tak wiele serca włożyłam w wystrój naszego domu. Tak bardzo chciałam, żeby Czcibor czuł się tutaj wreszcie szczęśliwy. Dlatego na opinii Jego brata bardzo mi zależało. No i chciałam, żeby powiedział mi czy cieszy się, że to ja jestem u boku Czcibora. Oskar jednak zachował tajemniczy wyraz twarzy, do momentu, aż nie weszliśmy do salonu. Tam natychmiast skierował się w stronę półki, na której leżała Jego papierośnica (ta którą to ja chwytałam w dłonie celem wyczucia energii). Spojrzał na mnie, uśmiechnął się i chwycił tę papierośnicę dokładnie tak, jak ja robiłam to wielokrotnie. To uświadomiło mi, że widział jak to robię ponieważ jest z nami. Wtedy On wyjął z kieszeni spodni zdjęcie i podał mi je do ręki. Na zdjęciu był On przechodzący przez barierki, jak na granicy. Dokładnie to samo widziałam lata wcześniej żegnając mojego kolegę. Myślę, że to jest symbol mówiący o tym, że dusza idzie gdzieś dalej, że przekracza nowy etap. Kiedy podniosłam wzrok, Oskar zniknął. Niemniej jednak odwiedza nas czasem. Słyszę jak siada na wiklinowym fotelu, kiedy bawię się z synem (wytykam mu wtedy żartobliwie, że mnie straszy). A wokół fotela czuć zapach papierosów (Oskar za życia palił). Wiem, że to co potrafię jest darem. W czym każdego dnia utwierdza mnie mój ukochany mąż.
I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o rozdział Ja i atakujące mnie siły demoniczne. Jako podtytuł można by dodać, że robiły to usilnie, od pierwszych lat mego życia, i że najwyraźniej ich celem było zastraszyć mnie i powstrzymać w rozwoju, a najwyraźniej też zabić (doprowadzić do samobójstwa) i przejąć duszę. Teraz zaś mogę dodać inny rozdział: Ataki demoniczne, a siła Rodziny. Trzeba tu bowiem uzupełnić, że intencjonalna agresja demonów, Szaraków, gadów to jedno, a trafianie w nawiedzone miejsca, domy, czy interakcje z duchami przechodzącymi przez mieszkanie - to drugie.
Ostatnio rzeczy paranormalne dotknęły nas oboje w lipcu tego roku, kiedy wyjechaliśmy na wakacje. Wynajęliśmy piękny domek nad morzem. Sypialnie znajdowały się na piętrze, dlatego, kiedy Milan był śpiący, szłam usypiać Go do góry. Czasem zdarzało mi się przysnąć. Czcibor w tym czasie oglądał z Laurą jakiś program w telewizji, albo jadł późny posiłek czytając książkę. Tak właśnie było drugiej nocy. Siedząc w kuchni na parterze, usłyszał koło północy łoskot ciężkich kroków na górze, a nawet na schodach. Pewnych dźwięków nie da się zepchnąć na banalne przyczyny, takie jak wiewiórki biegające po dachu, czy szyszki spadające z sosen otaczających domek. Tak było i w tej chwili - kroki nie tylko że były ciężkie i gwałtowne, wręcz dudniące; one brzmiały, jakby ktoś biegał dynamicznie, z pasją, po budynku, w nagle urywanych sekwencjach. To nie wszystko - do tego wrażenie doszło nagłe uczucie niepokoju; Czcibor chciał rozstrzygnąć, czy źródłem hałasu jesteśmy my - czy jakiś intruz - i szybko wbiegł na górę.
Na górze jednak nikogo nie znalazł, a my spaliśmy. Jednak Czcibora przeszło silne odczucie obcej obecności, agresywnej. W tym momencie obudziłam się całkowicie wytrącona z równowagi. To co weszło na górę, pokazało mi się we śnie. Było wielkie, pokryte sierścią i starało się wpełzać na łóżko w którym spaliśmy. Wyrwałam się z tego snu na czas - bo już czułam na stopach demoniczny byt. Oczywiście był to sen - niesen, co więcej, powtórzył się dwa razy z rzędu (Czcibor zjawił się już po powtórce). Mając zbieżne odczucia natychmiast przystąpiliśmy do usuwania intruza i otaczania domku pierścieniem zabezpieczeń. Czyniliśmy to nade wszystko afirmacjami i stanowczymi poleceniami odstąpienia - bazującymi na energii serca i wolnej woli. Wola człowieka dużo znaczy - nie warto, by uczucie strachu kazało zapomnieć, że się ją ma, a tym samym - nie wyraża głośno i zdecydowanie. Obecność Dziecka podwaja siły i determinację. A determinacja to niedoceniana broń Istoty Boskiej - wiele znaczy, wiele czyni.
Dla oczyszczenia i zamknięcia "bazy" zapaliliśmy w oknach i na wychodzącym w mroczny las tarasie afirmowane kadzidełka. Tu muszę wspomnieć, że oboje jednocześnie mieliśmy myśl, że TO przyszło z lasu. Na drugi dzień kupiliśmy sól i otoczyliśmy domek klasycznymi "liniami obronnymi". Co wieczór robiliśmy już rytuały obronne, aczkolwiek nigdy więcej napaść się nie powtórzyła. Z kolei idąc w las za dnia, odkryliśmy niereklamowaną atrakcję, bardzo blisko pensjonatu: cmentarz.
I tak też bywa, że cmentarze bywają blisko domów, osiedli, a przecież nie raz i nie dwa jakieś krążące po nich zagubione (i bywa że agresywne albo przynajmniej sfrustrowane) dusze przyczepią się do napotkanych ludzi i pójdą za nimi, nawet do domu. My mieszkamy w bloku - to już samo w sobie wymaga dyscypliny w trzech kwestiach: ochronie przed natężonym promieniowaniem nadajników i urządzeń, zabezpieczaniu przed mieszaniną ludzkich energii oraz przed wizytą, a przynajmniej agresją przechodzących duchów. Co więcej, nasze osiedle graniczy ze szpitalem psychiatrycznym, a nawet z jego kostnicą. To już dodatek extra do mobilizacji w samoochronie...
Ponieważ dbamy o to, mieliśmy tylko dwa incydenty. Raz Milan dostrzegł COŚ w narożniku łazienki pod sufitem. Ponieważ to dostrzegł i się wpatrywał - też został dostrzeżony. Nagle się rozpłakał wyraźnie wystraszony. Podjęliśmy błyskawicznie działania wypraszania niechcianej i niekoniecznie życzliwej energii z mieszkania. Podziałało natychmiast, a Milan, który pamiętał jeszcze jakiś czas o tym i spoglądał w to miejsce - niczego już nie ujrzał.
Pewnego wieczoru szklane drzwiczki od szafki w salonie zaczęły silnie drżeć. Nic nie mogło tego wywołać, ani jakieś użycie wiertarki przez sąsiada, ani inna przyczyna zewnętrzna (nic nigdy tego nie spowodowało zresztą) - wszędzie wokoło panowała kompletna cisza. Tylko szkło silnie wibrowało. Towarzyszyło temu specyficzne uczucie interakcji z nieznaną energią. Dodam, że nocą obudził nas łoskot jakichś spadających na stolik przedmiotów, jakby z sufitu spadały piłki. Niczego nie znaleźliśmy. Czcibor podszedł do szafy i afirmował z serca coś w rodzaju "to jest nasza przestrzeń, usuwam poza nią wszelkie obce istoty i energie, taka jest moja wola" - po tych afirmacjach drżenie szyb z nagła minęło.
Po takich manifestacjach zawsze oczyszczamy całe mieszkanie dymem z białej szałwii i afirmacjami, zresztą jest dobrze robić to regularnie co tydzień czy dwa, zważywszy obecne procesy i istne łowy ciemnych energii za wczepieniem w ciało człowieka. Do tego wszystkiego możemy dodać z humorem , że Milan nie raz i nie dwa widział kogoś i się do niego śmiał, ale z całą pewnością nie byli to szkodliwie nastawieni intruzi. Ani jakoś bardzo nieurodziwi. :)
Trzeba dodać coś jeszcze. Silny związek i silny Ród nigdy nie były i nadal nie są na rękę tym ciemnym siłom, które zeszły na naszą planetę w drapieżnych celach. I nie trzeba być takim małżeństwem, które jak Warrenowie rozsławieni filmem Obecność, przez całe życie ścierali się wspólnie, serce w serce, z demonami czy gniewnymi duszami opuszczonych ludzi. Wystarczy, że siłą uczucia, wzajemną, więc podwójną, działa się dla dobra innych, niesie Słowo, wspiera prawdę lub wolność innych, czy choćby własną. To już drażni tamtych. Tuż przed naszą swaćbą mieliśmy natężenie negatywnych przejawów, które miały na celu stopić nasz entuzjazm i obniżyć wibracje (zatem i siłę samego rytuału ślubnego). Obojgu w jednym czasie przyśnił nam się straszny sen, i oboje wybudziliśmy się z niego w tym samym momencie, równocześnie.
Jest istotą rzeczy, jak mi wyraźnie zaznaczyła Wiedźma, która w krytycznym momencie zjawiła się w moim życiu, aby samoochronę i pozytywne afirmacje praktykować codziennie. Nawet - a raczej zwłaszcza - gdy jesteśmy w niżu energetycznym. Bo wtedy są dziury w tarczy.
Jest oczywiście coś mocniejszego od afirmacji i amuletów: miłość tworząca ying-yang, lojalne wsparcie, porozumienie dusz, i mobilizacja dla Dzieci. To jest największą siłą Rodziny.
Nigdy, ale to nigdy nie ignorujmy tego, co powiedzą nam Dzieci, zwłaszcza wystraszone. Bo może być to rozpaczliwe szukanie wsparcia wobec prawdziwego i strasznego zagrożenia - a nie owoc wyobraźni. Dzieci mogą poradzić sobie z traumami - pod warunkiem, że nigdy nie opuści ich niezachwiana pewność, że nie są zostawione same sobie, że Rodzice są z nimi zawsze.
Zaufajcie Waszej intuicji. Niech Was prowadzi.
I jeszcze coś... Moje Dzieci przyśniły mi się jeszcze przed ich poczęciem. Dlatego wiedziałam wcześniej, że będą mi dane, że niejako "są w drodze". Tak stało się i tym razem... Więc korzystając z okazji chcę Wam ogłosić, że jestem Wiedźmą w stanie błogosławionym. :)
Dobromiła
Kochani jesteście pięknymi ludźmi i to nie tylko fizycznie lecz również duchowo. Oby Wasza miłość prowadziła Was przez życie i chroniła Was i Waszą rodzinę. Cieszę się Waszym szczęściem a na pewno razem podołacie różnym niespodziankom życiowym. Wrażliwość i intuicja to wspaniałe dary lecz czasem kosztowne. Ciesząc się ze wspaniałej wiadomości jaką przekazała Dobromiła życzę Wam niezachwianej wiary w siłę Dobra. ❤️
OdpowiedzUsuńTak, dary bywają kosztowne... Ale świadomość zawsze jest lepsza od niewiedzy. 🌾 Dziękuję Ci 🙂 Dobromiła
UsuńDobromiło, bardzo dziękuję za to, że podzieliłaś się swoją historią. Masz cudny Dar. Jestem ogromnie zaskoczona, że moja historia jest tak bardzo podobna do Twojej! Serdeczności, Wiedźma💃🌞
OdpowiedzUsuńWitaj, Wiedźmo 🙂 Napiszesz coś o swoich doświadczeniach? To zawsze poszerza wiedzę nas wszystkich. 🙂
UsuńOj, moi drodzy, dłuuugo by pisać😉 też wychodziłam z ciała jako dziewczynka i fruwałam pod sufitem😉, też kolega z podstawówki który zginął odwiedzał mnie w snach, walczyłam o syna wiele lat (kilka razy targnął się na swoje życie), byłam nękana ale przez rodzinę męża, ciągłe ataki na nasze dziecko i nas jako rodzinę, też miałam przez guzy mieć wycięte narządy ale się nie dałam, mieszkamy niedaleko ruin szpitala psychiatrycznego dla dzieci gdzie robiono eksperymenty w czasie wojny, czułam kiedy odeszła moja kochana babcia która miała dar widzenia tego czego inni nie widzą, a historia jak wybrałam sobie męża to też bajka nie z tej ziemi😁 także Dobromiło mogłybyśmy razem się pośmiać i zadumać nad historiami naszych żyć💃🌞 błogosławię Wam! Wiedźma
UsuńTo niedowiary' jak wiele podobnych sytuacji również i mi się przytrafiło.
UsuńYrwalo to praktycznie do ub roku.
Gdy w momencie wybuchu tej sciemy' właśnie się obudziłam.
I też poznałam swego Anioła ' i w tej chwili nic takiego już nie ma miejsca.
Jest spokoj i radość.
Tak tylko w skrócie opiszę.
Zaskakująco mnóstwo zbieżności, to prawda!
UsuńMoże być, że kiedyś okazja się nadarzy do takich rozmów już nie tylko w Internecie. Światy się dzielą, a który wybrały Wiedźmy, to wiadome. ;)
Dziękujemy Ci, cenne i trudne doświadczenia wykuły Ci warsztat Mocy. :)
💖💖💖
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię 🙂
UsuńPoruszyła mnie Twoja historia z wielu względów... Wywodzimy się przecież z jednego drzewa. Jakże niewiarygodnie silną musisz być kobietą?! To z pewnością dowodzi Twojej wyjątkowości. Życzę Tobie i Twojej rodzinie, której opiekunką i patronką jesteś, miłości i siły.
OdpowiedzUsuńTo bardzo piękne słowa, poruszające i zarazem zasilające mnie, bardzo Ci za nie dziękuję. Tak, jesteśmy z jednego Drzewa, z jednego Źródła. Czasem między niektórymi ludźmi zaznacza się to mocniej.
UsuńZ pewnych powodów nie zamieściłam tego w artykule, ale tutaj dopiszę to, zakładając, że przeczytają to ci, którzy powinni. Dotyczy to mojego ojca. Pod koniec życia ciężko chorował, czekając na przeszczep płuc i było mu tak ciężko oddychać, że samodzielnie nie potrafił nawet dotrzeć do toalety oddalonej o 2 metry. Zajmowałam się nim z mamą. Do dziś pamiętam sytuację, kiedy dostał silnego ataku duszności. Ja, zalewając się łzami, nalewałam mu leki do nebulizatora. Pamiętam jego przerażone oczy i to jak ciężko łapał powietrze, pewnie przekonany, że nadszedł koniec. Trzymałam go za rękę i tonęłam w rozpaczy.
OdpowiedzUsuńPo którymś z powrotów ze szpitala i utracie z nim przytomności - COŚ go podczepiło. Wrócił do domu, nie będąc już sobą. Jego oczy zmieniły się do tego stopnia, że nie byłam w stanie nie patrzeć, widząc zło, które w nim siedzi.
Nagle zyskał ogromną siłę fizyczną, co zaskoczyło nawet prowadzącą go lekarkę. Mężczyzna, który do tej pory nie był w stanie zrobić kilku kroków, nagle zaczął intensywnie jeździć na stacjonarnym rowerze. Którejś nocy moja mama obudziła się z krzykiem, ponieważ on siedział na niej i usiłował złamać jej rękę. Kiedy z przerażeniem zapytała go, co robi, odparł, że nic, obrócił się na bok i zasnął. Każdego dnia powtarzał mojej mamie, jak bardzo nienawidzi mnie i moich Dzieci. A kiedy zapytała go dlaczego, odpowiadał: "nie wiem".
Któregoś dnia wpadł na szatański pomysł, że wyrzuci nas z domu. To była zima. Powiedział mojej mamie, która była mu bezgranicznie oddana, że to koniec małżeństwa i wystawia dom na sprzedaż. Wszelki opór był daremny, ojciec emanował agresją, a pozostali byli psychicznie zadręczeni i słabi.
W jednej chwili zostałam wystawiona za drzwi z Dziećmi. Dzięki sąsiedzkiej poczcie pantoflowej w kilka godzin w okolicy znalazło się mieszkanie do wynajęcia. Mama pomogła mi przetransportować rzeczy na sankach. Jego stan był tragiczny - był to garaż, do którego wpadał i mróz, i śnieg. Rurami właziło robactwo. Spaliśmy w temperaturze 17 stopni, okien nie tylko że nie otwieraliśmy, musiały być zasłonięte. Dzięki wsparciu dobrych dusz z sąsiedztwa garaż ten został odmalowany, przyniesiono mi dary, na przykład pościel i naczynia.
Żeby odbić z takiego dna, musiałam pracować na dwa etaty i do tego opiekować się dziećmi obcych mi ludzi. Ale jednocześnie pracowałam już sercem i głową, korzystając z Wedy: afirmacje, wizualizacje, ochrona... To co tu dopisałam, zdarzyło się 4 lata temu. A dziś jestem, gdzie jestem...
Dobromiło piękna duszo,widzę że trudne doświadczenia Cię nie złamały, lecz wzmocniły.
UsuńPodziwiam Twoją mądrość ufność we własną intuicję. Bije z Ciebie światło. To dobrze, że podzieliłaś się swoimi przeżyciami, bo wielu z nas czytających będzie pokrzepionymi, wiedząc że nie są sami z tym co czują i czego doświadczyli. A propos tego co się może podczepić w szpitalach coś wiem, odwiedzałam swoją córkę w szpitalu psychiatrycznym... Odczułam to na sobie samej, gdy jedna z pacjentek ewidentnie opanowana przez takie "coś" zaczęła nagle mówić o moim życiu, z pozycji mojej zmarłej przedwcześnie siostrzenicy.
A gdy ordynatorka ze śmiechem mówiła, że nagle wątłe staruszki rzucają bardzo ciężkimi przedmiotami, których normalnie by nie uniosły mnie nie było do śmiechu. Zresztą czułam, bo przecież nie raz tam byłam, że tam jest gęsto od tego "czegoś". Modliłam się przed i po każdej wizycie. Dobromiło życzę Ci wszystkiego co najlepsze, niech wasza miłość trwa, niech szczęście i dobrzy ludzie zawsze będą na waszej drodze.I duuuużo zdrowia. :)))
O szpitalach psychiatrycznych nie musisz mówić. Mieszkamy obok niego. Często przechodzimy przez jego teren idąc po zakupy, skracając w ten sposób drogę. Często mam wrażenie, że coś patrzy na nas zza drzewa. Nigdy nie weszłabym na żaden z jego oddziałów. Przeraża mnie sama myśl. Znasz zasadę, że każda ćma lgnie do światła. Oni nas widzą i chcą po czerpać z naszej energii. Teraz dzięki ochronie i wizualizacji tak nie mam, ale kiedyś jeszcze w liceum miałam przypadek dotyczący takiego podczepionego osobnika. Stałam na holu dworca, wokół był tłum ludzi, jak to na dworcu. Wszedł tam jakiś ćpun. Pijany i mówiący sam do siebie. Ja stałam w kącie gdzieś na końcu tego holu. Wyobraź sobie, że on ominął wszystkich i podszedł bezpośrednio do mnie! Uciekłam stamtąd, ale byłam przerażona. Dziś czuję to, co siedzi w tych ludziach. Kiedy mijają mnie na ulicy, wpatrują się we mnie, a ja wizualizuję światło i lustro, które mnie otacza. To wystarcza. A przede wszystkim nie patrzę im w oczy. Kiedyś przez krótki czas pracowałam w sklepie, wiesz jaka jest rotacja energii w takich miejscach. Odwiedził nas jakiś bezdomny. Ten to zdecydowanie nie był sam w swoim ciele. Unikałam go, a on i tak podszedł i podał mi drobne na wino. Boże... Jak tylko wzięlam te pieniądze do ręki, dostałam zawrotów głowy. Musiałam wyjść na zaplecze i oczyścić się z tej energii, uziemiając się przy tym na podwórku. To też dobra metoda. Natychmiastowe uziemienie. Zdejmujesz buty i wypowiadasz szybką afirmację : To co złe, niech zabierze ziemia, to co złe, niech w dobro się zmienia.
UsuńTeż dobrowolnie nie weszłabym do takiego miejsca, ale tam było moje dziecko...
UsuńWszystkiego dobrego na waszej linii życia
OdpowiedzUsuńSerce
Zdrowia
Moc
Sława wam i gratulacje
DZIĘKUJEMY CI ZA AFIRMACJĘ.
Usuń:)))
Piękna opowieść .
OdpowiedzUsuńBłogosławię Tobie Wiedźmo Dobromiło w stanie błogosławionym i całemu Twojemu Rodowi ❤
Indygo
Dziękuję Ci, moja droga za te Słowa wsparcia, niech już nas Moce nie opuszczają, niech tylko rosną. :)
UsuńO,piękna Boska Istoto, że też zgodziłaś się na tak trudne doświadczenia na tej Planecie,jesteś nie do
OdpowiedzUsuńpokonania bo jesteś Światłem i Miłością, dlatego dałaś radę. Ale teraz patrzymy w przyszłość z radością
Bo! jesteś w stanie Błogosławionym i co może być piękniejszego?
Zdrowia Radości i nieustającej Miłości dla Waszej Pięknej Rodzinki.
Oli - jak zawsze dziękujemy Ci za wsparcie prosto z serca!
UsuńTak, Rodzina, Dzieci, Zycie... :)
Super opowiedziane i przekazane. Naprawdę wiele przeszłaś. Dziw mnie bierze że Twoja babcia ta żyjąca jako osoba starsza tak cię od zawsze odpychała skoro byłaś jedyna wnuczka a ona była z czasów amuletów i kaznodzieja. Miałam podobna sytuację może nie tak wiele jak ty ale mnie akurat babcia pomagała i choć może nie do końca wierzyła to wiele dawała.
OdpowiedzUsuńRóżnie to bywa, moja babcia coś musiała w sobie przerobić. Takie doświadczenia nie będą już częścią Nowego Świata. :)
UsuńBardzo ciekawy materiał Dobromiło wracam chyba do niego już 5 raz wieże we wszystko, co cię spotkało bo przeżyłem to na własnej skórze po śmierci prababci mojej żony, którą się opiekowaliśmy jej duch przyszedł w nocy się pożegnać ale nie będę się rozpisywał o tym. Były też ataki, żeby człowiek się bał teraz bym postąpił jak opisaliście w artykule jeszcze raz bardzo ciekawy materiał. 🙏
OdpowiedzUsuńWszyscy się od siebie nawzajem teraz uczymy, i to pięknie nas rozwija i chroni. :)
UsuńDziękuję wszystkim za wpisy, tu, na FB i maile, dużo osobistych podobnych historii.
OdpowiedzUsuńKtoś napisał w mailu tak:
"
Dzień dobry. Witam Was serdecznie . Bardzo się cieszę ,ze Dobromiła jest w stanie błogosławionym. Wasze dzieci to wielki skarb dla Waszego Rodu i dla nas wszystkich.
Dobromiło, dziękuję, że podzieliłaś się swoimi przeżyciami. Mam podobnie. Od dzieciństwa toczy się walka o moją duszę, również powtarzają się fizyczne ataki na mnie, także pozbawienia mnie życia. Jednak w ostatniej chwili ktoś wybawia mnie z opresji, nagle pojawia się nieznajoma osoba, która nie pozwala , aby coś złego się wydarzyło.
Zmarli przychodzą do mnie tuż po śmierci, nie widzę ich, lecz czuje ich obecność lub przekazują mi wieści w snach. Czuję też na parę dni wcześniej, że ktoś odejdzie z tego świata. Nocne ataki były wcześniej bardzo częste, łącznie z przybyciem zakapturzonego mnicha bez twarzy, który dusząc mnie, próbował pozbawić mnie, chyba duszy. Jednak wówczas usłyszałam wielki huk i słowa, zostaw ją, odejdź natychmiast, ona jest nasza i wszystko uspokoiło się. Teraz , kiedy nauczyłam się być w polu serca i czuć Jedność ze wszystkimi i bezgraniczna miłość, nie mam tych ataków. Próbują mnie atakować inaczej. Komentowałam czynnie na blogu Tajne Archiwum Watykańskie i musiałam przestać z powodu silnych nocnych ataków istoty demonicznej, która wysysała ze mnie energię seksualną / to były wręcz nocne gwałty we śnie, pomimo mojego sprzeciwu/. W ciągu dnia chodziłam jak w amoku i czułam czyjś dotyk na moim ciele. Dopiero jak przestałam komentować i nie zaglądałam na wpisy, wszystko uspokoiło się.
Ostatnio komentowałam na blogu regionalnym, wydawało mi się, że znalazłam osoby, które podobnie jak ja pojmują ten świat. I co się stało. Nie ma nocnych ataków, lecz czuję , że coś chce mnie osaczyć jakby pajęczą nicią i wciągnąć w swój świat. Przestałam komentować i ataki są już słabsze. Administator tego bloga, poeta piszący piękne wiersze o naszym terenie, o Roztoczu, również napisał, że czuje się jakby był w pajęczej sieci. Nie wiem, czy jest świadomy tego , że jakieś byty ciemności wykorzystują w niecnych celach jego blog. Również przestałam komentować i zagladać do tego bloga.
Miałam też ciekawą sytuację kilkanaście lat temu. Stałam na placu Św. Piotra w Rzymie razem z moja rodziną, gdy nagle poczułam się jakby wciągnięta do innej rzeczywistości. Ogarnął mnie paniczny strach , bo zobaczyłam, że otaczają mnie inni ludzie, inaczej ubrani i patrzą się na mnie z zaciekawieniem, tak jak ja na nich. Po chwili znalazłam się znowu wśród swoich. Czy to był inny wymiar, może świat równoległy? Nie wiem.
Wydawało mi się, że potrafię się zabezpieczać i bronić. Najważniejsze jest pole serca , silne połączenie ze Źródłem, silna wola i uczucie miłości, wdzięczności, spokoju, wszystko co pozytywne. Jednak proszę Was podzielcie się z nami dokładniej swoimi formami obrony i ochrony przed tymi bytami. Tak , używają różnych podstępnych myślokształtów , tak aby ściągnąć nas w swoja przepaść.
Niedoczekanie ich ,jak pisze SłowiAnka.
Pozdrawiam Was serdecznie..."
Ta osoba przekazała mi problem, ja zaproponowałam jej pewne rzeczy, po czym dzień później napisała tak:
Usuń"Dzień dobry.Witam Was serdecznie. Dobromiła, bardzo mi pomogłaś.Dziękuje Ci .Zaraz zrobiłam odcięcia i odpięcie portalu. Używałam Twoich słów i wizualizacji. Nie szlam po piasku, bo jestem przeziębiona, ale wyobrażam to sobie. Poprosiłam o pomoc istoty z pola serca. Na następny dzień wszystko ustąpiło. Tkwiłam już mocno w tej sieci, nie wiem, z którego bloga i sama nie poradziłabym sobie. Chyba zadziałała synchronia, pewnie miałam się z Tobą skontaktować.Przed chwilą otrzymałam przesyłkę z czarnym nieoszlifowanym turmalinem. Mam go już na szyi.Teraz wiem, ze są osoby, które widza i czuja to co ja. Błogosławię Wam z całego serca i Waszemu Rodowi.Dziękuje za prace, która wykonujecie dla nas wszystkich chcących żyć jak wolni ludzie.Dobromiła , masz w sobie wielka MOC💕"
A ja dziękuję Tobie, bo mnie dreszcze przeszły po Twych słowach, i też dzięki Tobie mam zasilenie.
CDN od Iw:
UsuńDużo by opisywać, trochę tego jest, wspomnę jeszcze, że ja często chodziłam na cmentarz od dziecka, nigdy z tego powodu nie miałam żadnych „dolegliwości” – czułam tam spokój, zawsze sie wyciszałam, no ale może to złudne… Ja często budziłam sie w nocy o 3 godzinie, to co nazywałam atakiem silnej nerwicy, być może był atakiem energetycznym na mnie, po takiej ostrej jeździe, kiedy przez parę godzin trzęsłam sie a puls krwi miałam podwyższony, przyginało mnie do ziemi i myślałam, że umrę, byłam jak balon z którego wypuszczono powietrze… na czas obecny od 2 lat nie mam tych przypadłości, myślę, że jestem bardziej świadomą i wyżej wibrującą istotą, więc lepiej siebie potrafię chronić, nie widza mnie skurczki😂
Zdrawiam Was Kochani i mocno przytulam cała Waszą wspaniałą RODzinę❤
Dobromiło, szczególne moje BŁOGOSŁAWIEŃSTWO dla Twego STANU❤
Iw na blogu Tajne Archiwum Watykańskie pisze:
OdpowiedzUsuń"
A teraz coś z moich doświadczeń i nie tylko… Zmarli odwiedzają mnie w snach, raz próbował mnie zmarły stryj ciągnąć we śnie gdzieś, gdzie nie chciałam iść (opisywałam ten sen już) – ja nie chciałam pójść, a on uparcie, że chce mi coś pokazać, a ja uparcie, że nie. Dodam, że bardzo kochałam stryja, najmłodszy brat mego taty, wesoły bardzo czuły człowiek, nigdy nic złego z jego strony mnie nie spotkało. W tym śnie w pewnym momencie złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć, na co ja odepchnęłam go z całej siły i krzyknęłam – zostaw mnie! W tym momencie otworzyłam oczy i leżąc na prawym boku twarzą do męża, kątem oka widziałam fosforyzujące węże fluidowej energii unoszące się w kierunku ode mnie pod sufit. Pod sufitem uformowało się z tej energii coś na kształt trupiej czaszki i zniknęło, a ja w tym momencie otworzyłam oczy na dobre i leżałam dokładnie w takiej pozycji jak „widziałam” siebie we śnie.
Ponad dwadzieścia lat temu miałam sen, w którym walczyłam z potężną demoniczną siłą, w pięknym ciele mężczyzny, walczyliśmy na miecze, bo on i ja mieliśmy rycerskie zbroje, i ja niestety spojrzałam w jego piękne, ale tak złe oczy, że w momencie doszło do mnie, jak zło lubi przybierać właśnie piękną otoczkę i na to dajemy sie nabierać. Widziałam te oczy i traciłam moc, ta walka była tak realistyczna, ale zwycięska dla mnie, że obudziłam się zlana potem. W tym śnie miałam jednakże jakieś wsparcie, bo po tym, jak pokonałam zło, odjeżdżałam na koniu (wszak rycerzem byłam) dokądś z moim towarzyszem, przyjacielem czy wybawcą? Myślę sobie, że ktoś daje mi często wsparcie po drugiej stronie, wzmacnia moją Moc… Obudziłam się zlana potem i z okrzykiem – zwyciężyłam!
Często w snach zła energia przybierała kształt starych kobiet. W jednym ze snów taka kobieta dosłownie siadła mi na kolanach i przyduszała a ja siedziałam w kącie pomieszczenia w kucki…Dobra energia emanuje w snach matka mojej matki, zawsze dostaję wsparcie bezbrzeżnej miłości z jej strony…
Pamiętam jak mój ojciec opowiadał jak kilka razy dusiła go zmora, mój obecny mąż też miał takie doświadczenia… Pewnie nie jeden z Was zna takie przypadki z opowiadań bliskich bo temat stary jak ludzkość. Czarna masa czegoś kładzie sie od nóg na piersi śpiącego a ten nie może sie poruszyć – (paraliż senny) – wielokrotnie siłą woli odpycha byt. Śpiący mobilizuje całą swoją wolę i generalnie daje radę. Mój wnuk z którym mieszkam jako małe całkiem dziecko uśmiechał się do kogoś, kto nie miał prawa tam być, jakby co, kogoś widział w tym miejscu. Kiedy już umiał mówić opisywał pewnego wieczoru leżąc już w łóżku, że widzi jakiegoś bezzębnego chłopca obok… A w moim pokoju w ciągu dnia widział starszego starszego mężczyznę (piętro wyżej nade mną miał pokój starszy zmarły ojciec sąsiadki).
Moja młodsza córka ma paraliże nocne, przyduszenia, widzi jakieś energie w nocy w formie dziwnego światła. U mojej siostry w domu (przedwojenna willa w pobliżu cmentarza) mają miejsce dziwne odgłosy kroków, stukania, szepty itp, spadają ze ścian rzeczy, obrazki, rzeźby itd. Siostra mówi, że jej to nie przeszkadza, bo wtajemniczona w szamanizm koleżanka powiedziała, że może przez jej dom przechodzą dusze w inny wymiar czy cos takiego, czyli jakiś portal ma tu miejsce…. Nie było takich ataków jak opisuje Dobromiło u siebie więc zaakceptowała to, stwierdziła, że nie będzie przeszkadzać w przejściu, nie wiem czy dobrze robi..
Justyna (Tajne Archiwum Watykańskie) pisze:
OdpowiedzUsuńCzcibor i Dobromiła –
Drodzy – Ony są w ciemności a Droga do Was jest Jasna.
Jak w życiu.
Nie wchodzę w relacje z namolnymi osobami wyżerającymi energię..
Kiedy byłam spolegliwa -ufałam- doili energię ile wlezie.
Cierpiałam .
Kochani – do Ludzi którzy Świecą lgną Wszyscy.
My-Wy nie możemy Wszystkich Uszczęśliwiać..
Mnie uratowało Życie w Naturze i powtarzanie jak Mantrę
że chce ,…..tu wymieniam…
Dziękowanie za wszystkie doświadczenia…
WYSOKO WIBRUJĄCY KIM SĄ?
To osoby, które mają zero tolerancji dla kłamstwa,
toksycznych i niezdrowych relacji, czyli dla niższych energii.
Kochani. Jesteście Piękni. Piękna RODzina
Ps. Drogi Czciborze – masz sobo…wtóra..
Znajomy ze Szczecina łudząco podobny do Ciebie.
Dobromiło – mam taką torbę ze sznurka jaką widzę u Ciebie..
Sama zrobiłam..wiele lat temu.. ZdRawiam Was . BłogoSławię.
Dziękuję za ten wpis Dobromiło, bardzo mi pomógł. Wszystkiego co najlepsze dla Was. ❤️
OdpowiedzUsuńDo artykułu załączyłem zdjęcie Dobromiły, które chyba idealnie pokazuje efekt przejścia z pozycji nieświadomej ofiary do poziomu świadomej Wiedźmy słowiańskiej.
OdpowiedzUsuńAno... :-)
Kochana Dobromiło, dziękuję Ci bardzo za Twój wpis, jakże ważny, zwłaszcza w tym czasie. Wielu ludzi potrzebuje takich wieści Tu i Teraz. BłogoSławię w całym podwójnym znaczeniu tego Słowa.
OdpowiedzUsuń"Za każdym Słowem stoją Moce Duchowe" to jest jedną z moich mantr na dziś.
Moc jest w nas ❤️
Dziękuję Ci z całego serca :))
UsuńTak, rezonans potwierdza Twoje słowa....
Czciborze i Dobromiło dziękuję że jesteście, bo jesteście ŚWIATŁEM ŹRÓDŁA WSZECHRZECZY. świecącym z daleka w tych odchodzących WRESZCIE mrocznych czasach.Kocham Was 💏 i z Serca błogosławię Wam we wszystkim.🙏
OdpowiedzUsuńWitam czytając takie historie odnosząc wrażenia że jednak są ludzie którzy rodzą się z pewnymi predyspozycjami są czuli inaczej widzą ,świat pod względem duchowym, winno zwać się takich nie bać użyć słowa kandydaci na żerców lub żerczynie w naszej kulturze obyczajach Sławian było nie zwykłe nie każdy się do tego nadawał ale Dobromiło jesteś zorientowana na wiedzmę i rzecz trzeba masz zdolności ku temu i idź w tym że kierunku czyń dobro kierując się wedą naszą prastarą wiedzą mądrość naszych przodków była wyjątkowa i pokoleniowa życzę zdrowia Tobie i Czciborowi.
OdpowiedzUsuńDziękuje Ci z serca. Tak, rozwijam się w tym kierunku, wciąż wiele mam do poznania w prawach wymiarów i rezonansów. Zresztą moje doświadczenia niejako "skazują" mnie na tę drogę. Tak, każda dusza ma zaznaczone predyspozycje i coraz piękniej nam wszystkim to odkrywać w sobie. Co widzisz u siebie?
UsuńZ drugiej strony będzie też rosnąć taki poziom bazowy uniwersalnych zdolności u każdego świadomego Słowianina. Na przykład dla odpierania Ciemności albo leczenia ludzi i zwierząt. Błogosławimy Ci i dziękujemy za wizytę :)
Dobromiła i Czcibor