2018/11/18

Aktorstwo to program przeciw duszy, który zniknie w wolnej Lechii


     Jedną z najdziwniejszych form samokreacji ludzi na tej planecie jest odgrywanie innych osób i stymulowanie w sobie stanów emocjonalnych, których akurat dusza nie potrzebuje i odczuwać nie chce. Uważam, że jest to tak szkodliwe i w gruncie rzeczy tak dziwaczne i obce harmonii ludzkiej - że najpewniej zostało jako część społecznego życia wmanipulowane. Kto mógł wmontować cywilizacji taki rodzaj zajęcia i... programowania umysłu, jeśli nie wrogie zdrowej duszy i porządkowi rzeczy rody ciemne lub po prostu pozaziemskie?
     Czy wchodzenie umysłem i w gruncie rzeczy duszą w obcą postać, wielokrotnie, i z intensywnym afirmowaniem, może być wolne od wpływu na psychikę i duchowość człowieka?
     Czy przeżywanie dramatycznych i skrajnych emocji - bo aktor, który dobrze gra, je wywołuje i przeżywa - może być wolne od takich skutków?
     Czy nie jest to dziwne, jeśli się nad tym zastanowić?
     Czy nie jest nie mniej dziwnym ze strony milionów ludzi, aby codziennie poświęcać swój czas (zamiast na relaks, uzdrawianie, samokreację, uświadamianie, rozwój) oraz emocje na współprzeżywanie i współodczuwanie takich fałszywych postaci i ich fałszywych stanów emocjonalnych?
     Szczególnie niekorzystnym dla równowagi psychicznej i duchowej aktorów wydają mi się odgrywane przez nich sceny miłości, ponieważ oprócz wyjątkowo wibrujących emocji wytwarzana jest często między parą takich ludzi energia seksualna. Takie ''zwody'' na sercu, duszy i umyśle, nie do pomyślenia u Słowian żyjących w zgodzie z prawami telegonii, skutkują zaburzeniami etyki, psychiki, a być może i samego serca, wrażliwego przecież na wzajemną synchronizację seksualną. Udawanie miłości i samego seksu na ekranie uważam za największą patologię tego zajęcia, przy czym destruktywne skutki dotyczą i odtwórców, i ich widzów. Przecież myśli widza ściągane są w ten sposób z bliskich osób na kogoś najzupełniej obcego, który jawi się w jego osobistym polu miłosnych marzeń i projekcji.
     Najlepszym dowodem szkodliwości i zwodniczości filmowego życia i jego twórców są sami aktorzy. Aktorów masowo dotykają depresje, rozpusta, narkotyki, alkohol, zdrady i rozwody, słowem rozpad duchowy i psychiczny. O czym w taki dosłowny sposób się nie mówi.
     Jeżeli zatem takie zajęcie powoduje niekorzystne efekty dla aktorów i ich Rodzin, to czy nie wypadałoby rozważyć wyprowadzenia tego osobliwego zjawiska z naszej słowiańskiej kultury?
     Czy trzeba więcej dowodów, że teatr i telewizja omamiają i osłabiają moce Narodu?
     Czyż aktorzy i wszelcy celebryci nie demonstrują braku odpowiedzialności za ten Naród i za własne Rodziny i dzieci?
     Czy liczni aktorzy nie wypierają się polskości i nie wspierają wrogiego nam lobby chazarskiego w branży?
     Czy nie szkalują Ojczyzny?
     Czy nie programują swoich widzów w tym duchowo i rozumowo słabej młodzieży i dzieci na niemoralny i lekkomyślny tryb życia? Na tryb całkowicie sprzeczny z telegonią i innymi naukami Wed?
     Świadomie lub nie - aktorzy jako narzędzia iluminackiej kampanii szkodzą nam wszystkim. Nie zaskoczę przecież nikogo, jeśli napiszę, że z każdym dziesięcioleciem jest gorzej (telewizja oferuje coraz więcej przemocy i seksualizacji, jednocześnie obniżając zapory wiekowe) i że dalej może być i będzie tylko gorzej? Telewizja jest technologią zaprojektowaną do mentalnego przeobrażenia całych narodów. Ostatecznym celem jest uczynienie z nich otępiałych, bezwolnych, nieświadomych swego marnego losu zbiorowości kukieł. Ludzie, którzy wybierają zajęcie aktora lub prezentera, wpadają w matnię współuczestnictwa w tym antyludzkim projekcie.
     Czy naprawdę tego potrzebujemy telewizji, aby żyć bez nudy? Dlaczego mimo tego wszystkiego, o czym wyżej napisałem, większość z nas codziennie żyje iluzjami z telewizora? Większość Lechitów robi to, ponieważ:
     - wprogramowano to nam jako normę społeczną i radosny luksus
     - zaprojektowano życie na tyle uciążliwie, żeby brakowało nam energii na aktywność ciałem i umysłem, a kanapa i telewizja dawały poczucie wytchnienia i nagrodzenia (za trud dnia)
     - brak nam odwagi do myślenia i działania naprawdę
     - brak nam inspiracji
     I pora to zmienić. Ludzie, którzy wyrzucili telewizory, są silniejsi pod każdym względem. 
     Są też bardziej wolni, czujni i świadomi. I w gruncie rzeczy szczęśliwsi.  





     Wśród dawnych Słowian nie było fałszu w ogóle, bo i udawania nie było wcale. Każdy człowiek uczył się praw życia zagłębiając dłonie w prawdziwym strumieniu, prawdziwych liściach, i patrząc w oczy prawdziwemu człowiekowi. Współprzeżywając i współodczuwając z emocjami prawdziwej istoty, a nie iluzji. 
     I taką przyszłość przewiduję naszej odrodzonej Ojczyźnie. Będzie ona wolna od wszelkich zainstalowanych mechanizmów, które stoją w sprzeczności z prawdziwą eksploracją świata, życia, dusz ludzkich wokół.
     Jesteśmy Lechitami. Odłóżmy już maski, przydomki, iluzje i wejdźmy w Nurt Życia.
     Sława!
     Czcibor

28 komentarzy:

  1. Autorze... W zasadzie to byłabym skłonna się z Tobą zgodzić, gdyż kina nie lubię, a za telewizją też nie przepadam...Jednak w kwestii teatru mam nieco odmienne zdanie...
    I wydaję mi się, że tylko ktoś kto nigdy w tego typu przedstawieniu nie uczestniczył, może się wypowiadać negatywnie...
    Osobiście byłam kilka razy-na pewno nie pierwszy i nie ostatni!
    UWIELBIAAAAAM teatr!
    Przekraczając próg-przekraczasz inny świat-zostawiasz za sobą rzeczywistość...
    Zdecydowanie jest to jedno z niewielu miejsc wypełnionych pozytywną ENERGIĄ. Zresztą teatr to jedna z najstarszych rozrywek.To sztuka... Prawdziwa sztuka... Ale też nauka, to żywa dekoracja, gra aktorska, prawdziwe emocje, napięcia, śmiech i radość-wyjątkowy nastrój.Nawiązuje się tu bezpośredni kontakt między widzem i aktorem.
    Twierdzisz, że odgrywanie innych osób jest dziwaczne, a nawet szkodliwe...za przykład podajesz choroby jak depresja, alkoholizm, narkomania...uważam, że zbyt daleko posunołeś się z tym stwierdzeniem, nie łączyłabym zawodu aktora z tego typu problemami-status zawodowy niewiele ma z tym wspólnego, znam alkoholików, ćpunów, zboczeńców i na deskach oni nie grają...
    Uważam, że teatr rozwija i kształtuje, uczy nas kultury, obycia, również tego, jak należy się ubrać, że nie zawsze rozciągnięty dres "bo tak nam wygodnie" możemy założyć...
    Po spektaklu w teatrze nie można wyjść obojętnym, każda sztuka wzbudza niesamowite odczucia i długo nie pozwala o nich zapomnieć...
    A to, że grając nakładamy "maskę" i możemy się w ten sposób wcielić w różne postacie, w kogoś zupełnie innego...wydaje mi się być ciekawym doświadczeniem-To po PIERWSZE.
    Po DRUGIE posunę się do stwierdzenia, że każdy z nas w pewnym sensie jest takim aktorem i gra-tyle tylko, że w życiu, nie na scenie...
    Nawet dzieci często bawiąc się w dom, czy w szkołę...przybierają postać osoby dorosłej, matki, żony, ojca, nauczyciela... W ten sposób doświadczają i uczą się jak to jest być kimś-kim się nie jest...ale kim być można...
    Czy to złe? W mojej ocenie NIE.
    Po TRZECIE- nawet taki pisarz, który stuka na maszynie, też w pewnym sensie jest aktorem...
    Wchodzi w inny świat, identyfikuje się z bohaterami, przejmuje ich rolę...
    Po prostu-w momencie pisania przestaje być sobą?
    W końcu to o czym pisze, i co chce przekazać czytelnikom musi sam poczuć-niczym na własnej skórze...
    Jakby doświadczyć tego...
    Czy to nie jest aktorstwo?
    Czy to nie jest stymulowanie w sobie pewnych stanów emocjonalnych?
    Ja myślę, że jest :)

    Zatem Czciborze...
    Telewizor, komputer, telefony i inne "dogadzacze" jestem skłonna wyrzucić ze swego życia... Ale teatr i książki-zostawiam!

    POZDRAWIAM i polecam wybrać się do teatru...
    Naprawdę WARTO!

    J.W

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie napisałem, że tylko aktorstwo powoduje zaburzenia i nałogi. Ale skala takowych dotycząca środowiska aktorskiego jest wymowna. ;)
    Skąd wniosek że nie byłem w teatrze? Byłem w teatrze w liceum, i widziałem teatr telewizji nie raz. Telewizja nie oddaje za bardzo owego klimatu czy magii teatru, ale styl gry, owszem. I ten styl mnie bardzo często wydawał się egzaltowany i zupełnie nieżyciowy, jakby aktorzy teatralni wpadali w jakiś wir manier.
    Poza tym teatr też gnije - afery z niesmacznymi scenami kopulacji, fekaliami, erotyzmem wobec symboli religijnych, obnażanie przed dziećmi - to też teatr.
    Coś niepokojącego dzieje się z aktorami (i reżyserami), ale jak dałem do zrozumienia, to dziwaczne zajęcie i ryzykowne dla czegoś, co się ociera o rozdwojenie jaźni i moralne rozmycie.
    Są wyjątki. Jak wszędzie. Tak jednak postrzegam to zjawisko.
    Nie wątpię, że są aktorzy stabilniejsi duchem i umysłem, i że są teatry, gdzie można bezpiecznie zasiąść dla swego poczucia smaku, czy dla dzieci. Jednak to nie zmienia głównej osi tego, o czym piszę - emocjonalnie wgłębiamy się w emocjonalność fałszywą, odegraną w dekoracjach. Mam odczucie takie, że wkrótce zostawimy takie coś za sobą. :)
    Co do masek, nigdy nie było obyczajem dawnych Słowian ich zakładanie, tak jak nie było nim udawanie innych osób ANI TWORZENIE TAJNYCH STOWARZYSZEŃ. Nasi przodkowie byli zawsze jednym prawdziwym sobą wobec wszystkich.
    Jeśli uważasz, że każdy jest aktorem w życiu, to nic mi do tego. Trudno mi zweryfikować, ilu ludzi gra i dlaczego - nie mam nawet takiej potrzeby. Natomiast generalnie mało kto jest naprawdę w pełni wolnym sobą, ponieważ system masoński i zaprogramowane na ich "normy" społeczeństwo traktują każdego prawdziwie wolnego człowieka jako odmieńca, dziwaka albo wariata. Stąd liczne niestety udawanie kogoś innego.
    Pisarz, który pisze dla ludzi, pobiera treść z serca i wyobraźni, i jeśli się tym wzrusza, to naturalnie i niewymuszenie. Wzruszy się - albo nie. :)
    Natomiast aktor wywołuje u siebie emocje, które ktoś podał mu na kartce i za które zapłacił. Dla mnie jakaś różnica w tym jest. :)
    Dziękuję za wypowiedź, co Lech i Lechitka, to pogląd i potrzeba. :) Ja spodziewam się zaniku aktorstwa w przyszłej Ojczyźnie Słowian, a czy trafnie, czas pokaże... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie powiedziałem, że oglądanie TV nie daje przyjemności. :) Ja lubię coś obejrzeć, ale że robię to świadomie, to co chwilę widzę akt sabotażu. ;)
      Są tak naprawdę tylko 2 kwestie:
      1. Oczyścić przekazy aktorów z treści szkodliwych (antynarodowych, seksualizujących, wulgarnych).
      2. Czy potrzeba oglądania aktorów się utrzyma.

      Usuń
    2. Chciałabym żebyś teraz poszedł do teatru, być w latach licealnych... A teraz... To nie to samo-zupełnie inne odczucia.
      Naprawdę fajnie zagrana sztuka to dobra zabawa,i duża przyjemność-stokroć lepsza niż kino :)
      spróbuj kiedyś... Tak z ciekawości chociażby ;)

      J.W

      Usuń
  3. Pułapki matrixa są zastawione dosłownie wszędzie. Nie czytałem jeszcze artykułu (tylko tytuł i 1 akapit), bo łamie mnie spanie, a chcę skupić na treści należytą uwagę.

    Chcę tylko tu i TERAz napisać, że dość podobna zasada jest z piosenkami, które lecą w radio, mp3 czy gdziekolwiek indziej.

    Jakaś tam Pani śpiewa dajmy na to, że "kochałam Cię, ale odszedłeś do innej" i jakieś tam smętne "bla bla bla w refrenie..." - po czym w wywiadzie opowiada, że jej płyta jest bardzo osobista i pisana na podstawie jej przeżyć i przemyś-leń, bardzo intymna.

    Następnie inna osoba - w tym konkretnym przypadku słuchacz - odbiera ten przekaz i się z nim identyfikuje. Bierze go do siebie i przetwarza, wpajając w swoją strukturę energetyczną.

    Ale... jest to przekaz autora tekstu, jego wykonanie, energia, przeyś-lenia są tylko i wyłącznie jego. My powinniśmy mieć swoje własne, nie identyfikować się z tym, że ktoś tam odszedł od kogoś, napisał o tym piosenkę i puścił w eter, aby ludzie do tego lgnęli i na pewnym poziomie postrzegania zatracali siebie na rzecz innej osoby i siły, która za nią stoi.

    Nie wiem czy napisałem jasno, bo oczy mi się już dość mocno kleją - spróbujcie wyjść mocno poza schemat, a zrozumiecie w czym tkwi pułapka, którą powyżej nakreśliłem.

    Przeżywajmy swoje emocje, wyrażajmy siebie (w tym przypadku śpiewajmy i twórzmy własne piosenki) na ogniskach, występach, reczitalach - nie zachwycajmy się cudzymi emocjami utkanymi w ich własne melodie.

    Biały VVilk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biały Wilku być może Ty masz dar tworzenia własnych piosenek... Ja NIE:) albo jeszcze go nie odkryłam...
      Przerabiam ostatnio Totalną Biologię i uczę się tego, że moje odczucia są reakcjami na które ja sama się decyduje...
      Żadne czynniki zewnętrzne nie mają z tym nic wspólnego-kiedy zatem uświadomimy sobie, że jesteśmy w stanie kontrolować swoje emocje to nie będziemy musieli wybierać uczuć które nam szkodzą.
      To nie smutne wydarzenia wpędzają nas w zły nastrój, ale my sami! Bo społeczeństwo nas nauczyło, że skoro wydarzyło się coś co nie poszło po naszej myśli-automatycznie odczuwane przez nas jako coś złego...to powinniśmy mieć w sobie smutne i złe emocje... Jest to tak mocno zakorzenione w naszej podświadomości, że nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.
      Np śmierć bliskiej osoby...wydarzenie to czyni nas nieszczesliwymi ludźmi, pogrążonymi w smutku i żalu. Samo sytuacja nie jest przyczyną depresji tylko nasze myśli i wyobrażenia dotyczące tej osoby...
      A bo taka młoda...
      A bo całe życie przed nią...
      A bo nie zdążyła nawet doświadczyć macierzynstwa...itp/itd
      A gdyby pomyśleć w inny sposób?
      Że tam jej będzie lepiej...
      Że w końcu nie będzie cierpieć z powodu choroby...
      Że w końcu rodzina odzyska spokój...
      Gdyby po prostu pozwolić tej osobie odejść... Bez żalu i bólu...
      Dlaczego wszyscy przerabiamy wersję pierwszą?
      Dlatego, że się nam wpaja, iż śmierć to coś złego, wszyscy w takiej sytuacji oczekują od nas takich a nie innych zachowań, takich a nie innych emocji...
      Jakby to miało nam przynajmniej w czymś pomóc, albo sprawić że czas się cofnie...albo sytuacja się odmieni...
      Należy wiedzieć, że potrafimy kontrolować swoje myśli-kto nie umie-niech się uczy
      (ja się uczę) :)
      nasze uczucia są pochodną naszych myśli, a skoro umiemy kontrolować nasze myśli, a uczucia są ich pochodną...to potrafimy też kontrolować swoje uczucia.
      Czyli? Mamy władzę nad naszymi myślami tym samym nad naszym samopoczuciem :)
      Tylko my decydujemy o tym jakie myśli i emocje kiełkują w naszej głowie, a zwalanie odpowiedzialnosci na innych jest wielkim nieporozumieniem.
      Kolejny banalny przykład? POGODA...któż z nas swojego depresyjnego samopoczucia nie zwalał na nostalgiczną jesień?
      Jakie to wygodne! Zrzucić wszystko na pogodę...
      A przecież pogoda w żaden sposób nie wpływa na nasze samopoczucie, to my sami sobie to wmawiamy a następnie odczuwamy...
      Kultura w której żyjemy nauczyła nas zresztą kilku powiedzeń-parę z nich przytoczę...

      1. WKURWIASZ MNIE...
      Nikt nie jest w stanie wejść w Twój umysł i cię wkurwić!
      Fajnie byłoby mieć takie moce, ale nic z tego...nikt jej nie posiada, sami się wkurwiamy a później szukamy winnego.
      (Czcibor... Wiem! Słownictwo...
      Ale musiałam... Często tak mówiłam...to takie moje ;))
      2.NIC NIE MOGĘ PORADZIĆ NA TO CO CZUJĘ...
      Możesz sobie z tym poradzić, ale wolisz okazywać niezadowolenie np.
      3.ONA MNIE NAPRAWDĘ PODNIECA...
      Wyidealizowałeś sobie jej obraz i sam się podniecasz gdy jesteś blisko niej!
      4.NAROBIŁEŚ MI WSTYDU PRZY WSZYSTKICH...
      Sam spowodowałeś że czułeś się jak idiota, przejmując się tym co inni pomyślą, tym samym wierząc że inni myślą tak jak Ty.

      Czyli? Czujesz to co myślisz!
      Jeżeli czujesz się źle w danej sytuacji to zacznij ją zmieniać, albo spostrzegać inaczej, w sposób pozytywny.
      Społeczeństwo dało nam wiele złych wzorców do myślenia, spostrzegania i naśladowania rzeczywistości, ale to my sami jesteśmy odpowiedzialni za swoje niezadowolenie-akceptując ten wzorzec.
      Czy izolowanie się w czymś pomoże?
      Wydaje mi się, że NIE.
      Należy się zatem nauczyć w tym społeczeństwie egzystować, nie ulegając wszelkim manipulacjom, wypracowując sobie swój własny model myślenia, odczuwania i postępowania.

      J.W

      Usuń
    2. Istotną częścią samoświadomości jest nazywanie rzeczy i spraw po imieniu. Im dokładniej poznajemy zasady rządzące światem, im dogłębniej zanurzamy się w duchowość, tym większe znaczenie mają używane przez nas słowa. Każde z nich zresztą niesie w sobie ładunki: energetyczny i emocjonalny.
      Abstrahując od meandrów duchowości, a także własnej wrażliwości, warto mieć na uwadze, że wyrażane w eterze wulgaryzmy trafiają do uszu, głów, pamięci, serc i dusz INNYCH ludzi. Jestem definitywnie zniesmaczona, ale również rozzłoszczona użytym przez panią wulgaryzmem na blogu Lechickiego Odrodzenia. Jeszcze nie tak dawno Czcibor pisał odrębny artykuł o języku polskim, a w niemal każdym jego poście wyraźnie zaznacza jakie szkody niesie ze sobą wulgaryzacja. Nie inaczej było w powyższym artykule. Pani natomiast w długim komentarzu, który notabene jest uzewnętrznieniem się w zupełnie innej tematyce TB, niż powyższy artykuł, napisała wielkimi literami przekleństwo, niżej jeszcze dając sobie do tego przyzwolenie, bo to "takie pani". Nie, nie musiała pani tego robić. Autora pani nie przeprosiła, tylko dodała kumoterską wzmiankę. A Biały Wilk? A ja i setki, tysiące innych osób odwiedzających Lechickie Odrodzenie?

      Usuń
    3. No cóż... Po Pani wpisie wnioskuje, że nie zrozumiała Pani w jakim kontekście to słowo zostało użyte...
      Przykro mi.
      Doskonale zdaję sobie sprawę o szkodliwości używania słów wulgarnych...
      Sama też na ten temat pisałam post...i śledzę ten blog...
      I wiem jaki stosunek do tego ma Czcibor-a jednak pozwoliłam sobie użyć to słowo, więc o czymś to świadczy...
      W Pani odczuciu zapewne o moim braku kultury :)
      ale to Pani odczucia i Pani problem-ja nie zamierzam za to przepraszać.

      J.W

      Usuń
    4. Sprawa jest bardziej złożona, jak myślę. Człowiek jest istotą zbudowaną z kilku ciał, generalnie jesteśmy strukturami bardzo zmysłowymi i wrażliwymi na wszelkie bodźce, a słowa i dźwięki niosą energie i wpływają na wibracje. Dlatego zgadzam się z Białym Wilkiem, że dla poprawy naszej indywidualnej i narodowej formy należy oczyścić przestrzeń ze szkodliwych przekazów. Przecież nawet zarzucenie harmonizującej z nami częstotliwości 432 Hz jest celową manipulacją archontów.
      Nie twierdzę, że należy z desperacją to robić i bać się każdego złego słowa, wyrazu twarzy itp. :)
      Ale matrix utrzymuje ludzi w ogłupieniu i lęku w dużej mierze dzięki stałemu trwaniu ich w przekazach je stymulujących.
      Zresztą z czystej naturalnej życzliwości i POCZUCIA RADOŚCI ŻYCIA - jak harmonijny człowiek może śpiewać o bólu i krzywdach, a harmonijny Naród tego słuchać.
      Masz rachę, J. W. że możemy dzięki podnoszeniu swej świadomości i wibracji chronić swój umysł i psychikę o takich przekazów, jednak pytanie, na ile będzie to szczelne, zważywszy wpływ afirmacji czy mantr na podświadomość. Zresztą ilu Lechitów dziś taką odporność posiada. ;) Naród dopiero się budzi, ale idzie to mozolnie, bo jest otępiany programami. Ja w pracy zmuszony jestem słuchać przez głośniki najgorszej możliwej systemowej i westernizującej umysł stacji RMF FM... :) I czasem to drażni, nawet jeśli moja świadomość odrzuca to programowanie.
      Jak najbardziej masz rację, że dużo można wypracować czy odeprzeć swoim wolnym umysłem, ale jak to wygląda wokół, sama widzisz, z tymi wolnymi umysłami jest. :) Poza tym we wspólnej przestrzeni dźwięku i słowa są dzieci, a dzieci nie są wojownikami, tylko raczej owocami pod ochroną. :) Co zaś trzeba podkreślić, wszystkie umysły we względnie wspólnej, bliskiej przestrzeni, są połączone polem elektromagnetycznym, które przekazuje impulsami myśli i odczucia. Złożone, jak napisałem. :)
      Dobrze będzie dopiero wtedy Narodowi, gdy w końcu będzie równoczesna możliwość pracy nad sobą indywidualnie i wspólna nad całym funkcjonowaniem i formą społeczeństwa (czyli nad telewizją, mediami, sądami, władzą, dyplomacją...)
      Czy pogoda naprawdę nie wpływa na nas? Hm, ja tam wiem jedno - w słońcu jestem mocniejszy i szczęśliwszy. ;)

      Usuń
    5. Autorze... Skoro pogoda wpływa na Twoje samopoczucie, to znaczy, że w Twoim życiu są pewne braki... Gdybyś był szczęśliwy i spełniony-gdybyś kochał to co robisz i odczuwał z tego satysfakcję... Ani słońce, ani śnieg, ani deszcz nie miałyby wpływu na Twoj stan ducha :)

      J.W

      Usuń
    6. J.W. Można gdybać na temat czyjegoś życia, zgadywać kto ma jakie braki... ja bym był z tym ostrożny, zresztą łatwo tu o nietakt, poza tym z zasady nie lubię wyrokować i osądzać innych. Cóż, powtórzę - ludzką dusze (i komórki organizmu) karmi ŚWIATŁO. Jego niedobory odczuwam niekorzystnie. Uczucia nadmiaru słońca sobie nie przypominam. :)
      To, co robię - spełnia mnie i uszczęśliwia... i chyba bym tu zamknął moje osobiste sprawy, bo nie po to powstał ten blog.

      Usuń
  4. Ważka... Pozwolę sobie jeszcze dodać...
    Że łatwo jest siedzieć w ukryciu i nic nie dawać od siebie-a jednocześnie krytykować innych...bo do tej pory nie zauważyłam ani jednego Pani wpisu.
    Ważne jest zrozumieć odczucie drugiej osoby poprzez język, zobaczyć jej świat i uczucia, które wyrażają się przez różne przymiotniki-Tobie się to nie udało, ale nie łam się... Wszystkiego można się nauczyć :)
    Nie patrz przez swój intelekt-patrz sercem :)

    J.W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważka siedzi w ukryciu podobnie jak każdy, kto pracuje na tym blogu... I pomaga mi w pracy, sporo tematów konsultujemy :)
      I spokojnie - wiem o co najmniej dwóch artykułach, które Ważka szykuje i zapowiadają się świetnie. :)
      Uważam, że ten napastliwy wpis był niepotrzebny.

      Usuń
    2. Autorze Drogi...
      Ważka sama za siebie wypowiadać się nie potrafi?
      Trzeba jej bronić?

      J.W

      Usuń
  5. Co do wulgaryzmów, to jestem że tak powiem w kampanii by przestrzeń Ojczyzny została z nich całkowicie oczyszczona, są to bowiem moim zdaniem dość mocno niekorzystne "modyfikacje" na pięknym onegdaj, energetyzującym i harmonizującym słowem i dźwiękiem języku, przy czym wpływ ten dotyczy bezpośrednio mówcy i jego odbiorców, ale impulsowo większego grona i w sumie całej przestrzeni Narodu. Gdyby wszyscy zaczęli mówić poprawnym językiem, byłoby to odczuwalne także na poziomie duszy...
    Z tych powodów prosiłbym, by nie używać wulgarnych wyrażeń na tym blogu, bo niezależnie od kontekstu nie jest to nigdy nieodzowne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak nie używajmy wcale brzydkich słów, bo i po co...
      Nic do rozmowy nie wnoszą-a już na pewno nic pozytywnego.Racja.
      Tylko, że tutaj nawet dupa-która przecież jest częścią naszego pięknego ciała-nie jest mile widziana :)
      Nie lubię popadać w paranoje Czcibor...

      J.W

      Usuń
  6. Czytając komentarze zapomniałem tematu artykułu....to mój problem...krótka pamięć....
    Achaa...teatr i aktorstwo !
    Nie jestem miłośnikiem teatru ale też parę razy w nim byłem. Moja Kochana Żona czuwa nad moim rozwojem kulturalnym, czasami jej ulegnę, ubiorę świeżą koszulę, napiję się kawy i udaje że rozumiem co aktorzy chcą mi powiedzieć, czym się podzielić, ze mną - z widzem.
    Nie jestem przeciwnikiem teatru, uważam że jest to jakaś forma rozrywki, która może skłonić do refleksji, wzruszyć a może i czegoś nauczyć. Niestety współczesny teatr "odleciał" gdzieś jakby w inny wymiar, jakby nie był dla nas ludzi.
    Rozumiem, że dawniej teatr był pewną formą zapisu jakiś wydarzeń, które były dzięki temu lepiej zapamiętane. Które można było przedstawić następnym, młodym pokoleniom. Które wzbogacały słowny przekaz naszej historii (naszej, ogólnie ludzi) a którą musimy pamiętać żeby wiedzieć kim jesteśmy.
    Współczesny teatr jest tworem chorej wyobraźni, co trzeba mieć w głowie żeby powstawały takie sztuki.
    Nie chcę podawać tutaj konkretnego przykładu, ale w minioną niedzielę byliśmy w teatrze (wcześniej wypiłem kawę, żeby pobudzić mózg do pracy) Gdybym wcześniej nie przeczytał o co w niej chodzi nie zrozumiałbym nic, a tak może 5-10% sztuki było dla mnie jasne. A tak w ogóle to poszedłem na nią tylko dla tego że poprzedni ich spektakl miał tytuł ....Słowiańskie...
    Jaki sens ma takie przedstawienie gdy większość widzów nic z tego nie rozumie, chociaż później mogą godzinami dyskutować nad mistrzowska grą aktorów (których twarzy nie było widać, centymetr makijażu) czy wspaniałą wizją reżysera itp...itd... Owacja na stojąco, żałosne !
    Kiedy widzimy że grupa coś aprobuje to boimy się przyznać że nam się coś nie podobało żeby nie uznano nas za dyletanta, a nie wiemy że większość myśli tak jak my.
    Podsumowując, teatr jest dobry ale nie w każdej formie. I nie próbujmy sobie wmawiać że to jest kwestia postępu czy rozwoju intelektualnego człowieka.

    A tak na marginesie - teatr, film, książki czy telewizja - to jest życie cudzym życiem. Nie tworzymy sami. Spróbujcie przeżyć życie nic nie robiąc, podziwiając tylko osiągnięcia innych.

    Piotr Lechita, Sława !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrze...
      Cóż za obłuda!
      Nie lubić teatru, ale regularnie na spektakle uczęszczać?
      Wszystko po to,by żonie zrobić przyjemność? Czy z obawy, że mogłaby pójść sobie z kimś innym i świetnie się bawić?
      Ludzieeeee
      Pewnie z całą resztą jest podobnie...
      Na blogach pięknie ładnie...
      A w rzeczywistosci życie?
      Przekleństwa, wcale nie słowiańska muzyka, i kino co weekend?
      Chciałabym widzieć jak żyjecie, oj chciałabym :)

      J.W

      Usuń
    2. J.W...
      Widzę że masz jakieś przykre doświadczenia życiowe i pod ich wpływem wyrzucasz z siebie słowa, które ktoś mógłby potraktować jako obraźliwe/przykre. Ale to dla Ciebie nie ma znaczenia, ważne żebyś TY się dobrze poczuła. Oczywiście możesz powiedzieć że to tylko dyskusja.
      Prawdopodobnie masz idealną receptę na życie, żyjesz wg niej (prosta linia) jesteś tego świadoma i czujesz się przez to lepsza - gratuluję!
      A może tylko odgrywasz taką rolę ?

      Piotr Lechita, Sława!

      Usuń
    3. Piotrze...
      Każdy z nas ma jakieś przykre doświadczenia życiowe...
      Też do pewnego czasu robiłam rzeczy na które nie miałam kompletnie wcale ochoty...
      Tylko po to, by sprawić przyjemność drugiej osobie-sama na tym ucierpiałam...
      Wiec, polecam robić i chodzic w takie miejsca, które lubimy i w których przebywanie sprawia nam przyjemność.
      Żyć w zgodzie z samym sobą :)

      P.S mój teatr właśnie się kończy :)

      Pozdrawiam

      J.W

      Usuń
    4. J.W.
      Niestety takie podejście do życia gwarantuje nam - SAMOTNOŚĆ !!!
      Kompromis - jest to słowo które nie blokuje możliwości bycia sobą a czasami wręcz pomaga się rozwijać.

      Piszesz bardzo mądre i ciekawe komentarze, miło się je czyta. Zawsze wnoszą coś nowego do tematu.
      Gdyby u Czcibora był oddzielny dział pt. "Dowolne dyskusje" można by rozwinąć wiele tematów które pojawiają się "przy okazji".
      Uszanujmy gościnność gospodarza i nie piszmy o sprawach które nie dotyczą tego bloga.

      Również Pozdrawiam
      Piotr Lechita

      Usuń
    5. Piotrze Lechito, nie po raz pierwszy mam takie same przekonania jak Twoje!
      Oczywiście, że teatr, kino, TV to jest rozrywka, przy tym zresztą fascynująca także ze strony technologicznej...
      Ja nie jestem wolny od tej przyjemności, bo jak całe powojenne pokolenia, zostałem w tym zanurzony jako w rozrywce, części rzeczywistego-nierzeczywistego życia, jakby w normie dotyczącej "milszej strony dnia" ;)
      To nie przeszkadza mi jednak mieć wrażenia, że w odgrywaniu kogoś innego jest coś dziwnego.. Czy takie rzeczy wzbogacają duszę aktora? Czy rozchwiewają - oto jest pytanie.
      Nawet i to pytanie można sobie darować - bo to tylko moje odczucie, jedno z wielu osobistych zafrapowań, których inni podzielać nie muszą. :)
      Mnie dręczy tylko i wojowniczo nastawia masoński aparat degeneracji, który działa poprzez TV, a aktorzy uczestniczą w tym mniej lub bardziej świadomie. Kiedy z TV znikną seks, przemoc, brak szacunku dla starszych, kobiet, Przyrody, Ojczyzny - i mój gniew i udręka przeminą.
      To nie zmienia też innego odczucia - że aktorstwo i emocjonowanie się sztuczną rzeczywistością i jej odtwórcami przeminą, bo obecnie rodzące się pacholęta słowiańskie nie będą miały takiej potrzeby... No cóż... czas pokaże. :)

      Usuń
  7. Z tymi piosenkami to tylko moja sugestia - Ja tak czuje, ta pułapka muzyczna jest bardzo, bardzo subtelna. To wręcz wysoki poziom zniewolenia, może jeden z ostatnich, jakie musimy dostrzec i pokonać.

    Odtwarzanie cudzych emocji poprzez śpiewanie o ich sytuacjach życiowych. Zapominamy wtedy o naszych... ile razy słyszeliście, że ta piosenka mi "pomogła w życiu"? Bo zapomnieliśmy na moment o własnym - przykład dość nietypowy, bo koniec końców prowadzący do happy endu, ale obrazujący mechanizm tego zniewolenia. Można też sytuację odwrócić - piosenki dołują, przypominają o złych sytuacjach, ludziach - wywołują nostalgię itp.

    Kiedyś widziałem w piosenkach lecących w radio klucze. Nie wiem jak, ale widziałem w przestrzeni masę kluczy, kluczyków.

    Życie każdego z nas to indywidualna pieśń, każdy potrafi tworzyć - tylko nie pamięta jak, bo jest zniewolony.

    W jakimś idealnym świecie chodziliby po Ziemi śpiewacy, którzy zarabialiby na życie (w innym znaczeniu niż pomyśleliście) poprzez barter - śpiewałby koncert ze swoimi pieśniami i szedł dalej. Tak to widzę. Nie powinno być odtwarzania i kopiowania. Każdy powinien tworzyć swoją melodię i słowa, prosto z serca i je prezentować światu.

    Nie umiem tego lepiej przekazać, wybaczcie :)

    Oczywiście sam słucham piosenek na potęgę, ale nie identyfikuje się z żadną

    Biały VVilk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biały Wilku...
      myślę, że bardzo dokładnie i zrozumiale podzieliłeś się z nami swoimi spostrzeżeniami...i ja całkowicie się z Tobą zgadzam.
      Bardzo często obserwuję jak ktoś utożsamia jakieś wydarzenie w swoim życiu z daną piosenką a później np puszcza ją na "swój pierwszy taniec", albo rocznicę zawartej znajomości...
      Osobiście nie mam swoich ulubionych kawałków, a i muzyki rzadko słucham...
      Pewnie dlatego, że lubie słyszeć swoje myśli :)

      J.W

      Usuń
    2. Jaka prawda

      Usuń
  8. Czcibor... Miałeś racje!!
    Teatr również jest mocno zseksualizowany...
    Byłam całkiem ne tak dawno... Na przedstawieniu pt" umrzeć ze śmiechu"
    Czytałam o czym mniej wiecej spektakl jest i kompletnie nic, ale to nic! Nie wskazywało na striptiz i rozmowy o analu!
    Byłam zniesmaczona... Tym bardziej, że na sali było kilkoro całkiem młodych dzieci...
    Cóż mogę rzec...
    MASZ RACJĘ :(

    J.W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Satysfakcja tak smutna, że żadna...
      Gniew i opór pozostają te same.
      ...ale i spokój. Jeszcze trochę i tę patologiczną strzechę wiatry rozniosą. ;)

      Usuń