2020/12/13

Schodzące dusze kryształowe wykonują misje dla ludzkości jeszcze przed narodzinami. Relacja porodowa

 

     Relacja Ani i Piotra z porodu ich syna, który miał miejsce jesienią:

     Świat jest inny . To zdanie przyświecało nam przez cały okres tworzenia Nowego Życia, dojrzewania i rozwiązania. Bo świat naprawdę jest inny. Prawdziwy świat. Prawdziwy świat, w którym Dzieci Matki Ziemi nie należą do Państwa, a do Matki Absolutnej i do Ojca Absolutnego, rodząc się na Mateńce Ziemi, to w jej ramiona powinny udawać się po pociechę, czy też przed jej oblicze przynosić swoje radości.

     Wiedzieliśmy, że my powołamy Dziecię, jedynie, gdy będziemy gotowi, gdy wszechświat nam to podpowie. To w wielu religiach, szczególnie Wedy indyjskie o tym ładnie mówią, że tak powstaje pożądana populacja. Niestety większość ludzi dziś należy do populacji niepożądanej. Naszym marzeniem było również, by Nowy Obywatel planety Ziemia przyszedł na świat naturalnie, bez asysty, lotosowo, a cały proces dojrzewania, czyli "stanu błogosławianego", obył się bez badań, szczególnie badania USG. (ten ruch już ma nazwę- freebirthing)

     Podczas aktu tworzenia zadbaliśmy o doskonały czas astronomiczny. Akurat Ziemia była w linii prostej z Centrum naszej Galaktyki. Wiedzieliśmy, że to jest właśnie ten moment, choć sytuacja życiowa mogłaby być lepsza (mógłby ktoś powiedzieć), nawet to nie stanowiło wówczas problemu, bo był to styczeń, a marzec dopiero miał nadejść i problemy, które ze sobą przyniósł (choć i tak jakoś gładko to przeszliśmy)

     Jesteśmy wegetarianami, w tym ja - Mama- jestem witarianką 100 procent od 5 lat. Obiecałam malcowi, że nigdy nie zrobimy mu badań USG i w ogóle żadnych badań  bez potrzeby(nawet nie zrobiłam testu ciążowego). Obiecałam mu również, że nie będę przez ten czas, że postaram się nie zaciągnąć długów energetycznych. I nie będę jadła nic odzwierzęcego. Przestałam jeść miód (bo nie wiedziałam, jak były traktowane pszczoły), nie piłam mleka, itp.

     Nie miałam żadnych mdłości. Na początku nie wierzyłam, że po pierwszej próbie tzw. "starania się" jestem w stanie błogosławionym. Mąż mój śmiał się ze mnie, bo on wiedział. Widział to, jak promienieje. Wypiękniałam. Miękka cera, wspaniałe włosy. Dużo się ruszałam. Codziennie robiłam jogę i gimnastykę słowiańską (dostosowaną do wieku ciąży). Chodziłam trzy/dwa razy dziennie na długie spacery po lesie. Początkowo zimą, trochę krótsze, ale im bliżej lata tym się wydłużały. Sadziliśmy na wiosnę drzewka i krzewy na naszym siedlisku, pracowałam w ogródku (niestety domek, który miał powstać, przez sytuację z "srandemią"- przepraszam za wyrażenie - nie powstał). Pracowałam do ósmego miesiąca- jestem nauczycielką (ale prywatną - szkoły nie mogę wesprzeć energetycznie swoją obecnością z oczywistych względów). Ostatnie dwa i pół miesiąca zamieszkaliśmy z mężem w namiocie pseudo-jurtowym 16 m2, bez prądu, cywilizacji i bieżącej wody, ale z piecykiem na gaz. I to były najpiękniejsze dwa i pół miesiąca w naszym życiu.

     Przez cały czas rozmawialiśmy z Dzidziusiem. Śpiewaliśmy mu. Opowiadaliśmy i zaznaczaliśmy, że urodzi się kiedy chce i jak chce (ale nie braliśmy innej opcji pod uwagę jak tylko porodu lotosowego- jednak życie może zaskoczyć).

     Synek powiedział mi już na początku, że będzie synkiem oraz wybrał sobie imię. Mąż mój również czuł, że to będzie chłopiec, jednak na wszelki wypadek podkreślaliśmy w rozmowie do niego "albo dziewczynka".

     Termin wyliczyłam sobie z kalkulatorów w internecie. Synek urodził się tydzień po tzw. terminie niestety w szpitalu i nie lotosowo, nad czym nieco ubolewałam, dopóki nie wyjaśnił mi tego on sam, nasz syn (choć to dziwnie brzmi). Poród trwał bardzo długo, był bardzo bolesny. Po ok. 10 godzinach od odejścia wód i wielkiego bólu dostałam dreszczy i drgawek. Nie spałam poprzedniej nocy, bo już się zaczynało i nic nie jadłam cały dzień (po prostu nie byłam w stanie). Postanowiliśmy udać się do szpitala. Jednak wybraliśmy mały szpital w innej miejscowości niż nasza i to była bardzo dobra decyzja. W szpitalu powiedziano, że urodzę za pół godziny, bo już główka była w kanale rodnym. Obiecano mi również nie odcinać łożyska od razu, tylko odczekać 2 godziny. Niestety przez pięć godzin starań główka się nie przemieściła. Postanowiono zrobić mi cesarskie cięcie. Tak też się wydarzyło. Młody dostał 10/10 w skali Apgar. Jest niesamowicie silny i ekspresowo się rozwija. Jest też niesamowicie spokojny (nie lubi tylko się przebierać, co nas zupełnie nie dziwi :)- używamy wielorazowego pieluchowania z otulaczami wełnianymi).

     Zapytałam dlaczego to wszystko? Dlaczego tak się pokomplikowało? Dlaczego Młokos nie mógł wyjść?

     Mój mąż zrobił w szpitalu rewolucję myśli. Wszystkim opowiadał o ważności łożyska. Wszystkim zaszczepił ową myśl. Gdy zrodzi się w ludziach potrzeba to w szpitalach otworzą się wrota na porody lotosowe. I po to nasz syn urodził się właśnie tam. W najbardziej ze światłych szpitali, jakie znam o zgrozo! Mało pań (ok 4 na całym oddziale) , zero taśmówki. Piękna opieka nad kobietami i dziećmi. Żadnego mycia tylko osuszanie Dzidziusiów. Pomimo iż nie miałam ubezpieczenia traktowano mnie z godnością. Nawet zaserwowano mi witariańskie śniadanie! Po królewsku! Zaraz po wyciągnięciu Synka, jedynie dał znak, że jest, pokazano mi go, po czym zaniesiono tacie. Jak tylko wróciłam, położono go na mnie i już tak został ze mną przez cały czas.

     Nie mieliśmy żadnych problemów z odmówieniem szczepień, badań przesiewowych itp. Na wszystko trzeba wyrazić zgodę, więc wystarczyło nie wyrazić :) Było pytanie dlaczego? Dlaczego nie chcemy USG mózgu w prezencie? Dlaczego nie chcemy badań genetycznych? Dlaczego nie chcemy szczepień?  Ale bez naciskań, bez pouczeń, bez sarkazmów.

     Rodziłam z przemiłą położną. Niesamowita kobieta, do końca chciała byśmy przyszli na świat naturalnie. Wytworzyła się między nami nić przyjaźni i porozumienia. Mamy kontakt ze sobą.

     Nie mieliśmy żadnych niedoborów z powodu diety, wręcz odwrotnie. Wyniki świetne. Synek ważył 3 kg, mierzył 52 cm. Powodu ugrzęźnięcia nie znamy. Trochę mnie podtruli, ale najważniejsze, że jemu nic się nie stało. Nie suplementowałam niczego. Żadnej B12, żadnego żelaza. Po prostu jem surowe maślaki i kanie, maliny i jabłka, i zioła, i pokrzywę i wszystko z tzw. Obrusa Samobranki.

     Synek "powiedział" nam, że właśnie po to to wszystko. Że gdyby nie to, to informacja nie dotarłaby tam, gdzie była potrzebna. Nie zawiązałyby się przyjaźnie. Widziałam jak Ci lekarze miękną. Jak znika mars z ich twarzy. Jak się uśmiechaja, bo tak naprawdę coś w ich wnętrzu nas kocha i pęka ten pancerz utkany z programów umysłu. Że wiedzą, gdzieś wewnątrz, iż tylko tak jest sensownie, tylko jeszcze do tego nie dorośli, że nie mają odwagi żyć w wolności. Że świat jest inny.

     Ania i Piotr

 

 

     Posłowie od Czcibora i Edyty:

     Opublikowany wyżej artykuł dokładamy do cyklu w naszej kampanii dla przywrócenia powszechnego słowiańskiego porodu lotosowego. Historia porodu Ani potwierdza wszystko, co stanowi o takim porodzie, ale też uzupełnia naszą wiedzę o istotne rzeczy. Kryształowe dusze schodzące do naszej ziemi wybierają Rody, które zaprosiły je w szczerych intencjach serca i obiecały uczynić wszystko dla zabezpieczenia ich potencjału. Dusze wiedzą, gdzie i do kogo schodzą. Wiedzą, na jakie zabezpieczenia i ochronę mogą liczyć. I wiedzą - ile zaznają miłości.

     Przygotowania do domowego porodu lotosowego są częścią tej "obietnicy serca" - ale jak pokazuje załączona historia, może nie dojść do skutku, jeśli dusza przywołanego dziecka zdecyduje inaczej. Co zatem to oznacza?

     - dusza podjęła decyzję o wykonaniu misji dla ludzkości (każde działanie punktowe/regionalne ma rezonans planetarny) już podczas świętego czasu prenatalnego i porodowego, i wybrała sobie w tym celu portal nie w domu, lecz w szpitalu. Takie wydarzenie Mocy w takim miejscu wywołuje zmiany u wszystkich tam zgromadzonych osób tak świadome jak podświadome. 

     - dusza kryształowa wie, na co może sobie pozwolić i decyduje się na to, co nie zagraża jej potencjałom. Cały czas działa na nią pole ochronne jej Wyższej Jaźni oraz praktyki ochronne i Moc serca Rodziców. 

     Historia Ani i Piotra i dokonany święty rytuał porodowy, mimo niezakładanych komplikacji (ale i niezmiennej ochrony dziecka) dokładają do procesu przemian w Kraju Lachów. To jeden z porodów poszerzających świadomość zbiorową Polaków i Polek, szczególnie zaś odwagę planujących poród kobiet. Setki lat działań odebrały kobietom nie tylko wiele z ich boskiej sfery godności (nietykalności i dumy) i świadomości (łącze z dzieckiem zaczyna się w chwili zaproszenia go do Rodu myślą) - ale też odwagi. Wszystko to odwraca się, a zatopienie jezuickiego i masońskiego szpitalnictwa przez sfabrykowaną pandemię tylko przyspieszy uzdrowienie lechickiego świętego rytuału narodzin.

     Dużo Mocy, zdrowia, odwagi, światła i spokoju Mateczkom i ich dzieciom!

     Czcibor i Edyta

    

     Słowiańskie porody lotosowe wzniosą przestrzeń Kraju na nowy poziom Mocy:

     - Porody lotosowe wyciągają Lechickie Rodziny i Naród z babilońskiego Matrixa - https://lechickieodrodzenie555.blogspot.com/2019/12/porody-lotosowe-wyciagaja-lechickie.html

     - Słowiański poród lotosowy - pierwszy po wiekach w Gnieźnie. Pełne spektrum doznań i korzyści - https://lechickieodrodzenie555.blogspot.com/2020/06/sowianski-porod-lotosowy-pierwszy-po.html 

     - Jak wprowadzić Laszęta w życie? - https://lechickieodrodzenie555.blogspot.com/2020/07/jak-wprowadzic-laszeta-w-zycie.html



 Dzieci nowej ery wiedzą, na co mogą sobie pozwolić jeszcze przed narodzinami. W przeciwieństwie do wielu ludzi przechodzących ze Starego do Nowego Świata, nie potrzebują żadnego szkolenia ani oswajania się z naturalnymi praktykami duchowymi.

 

"Wielka tajemnica" świętego rytuału porodowego Słowian: łącze matki z dzieckiem zaczyna się w chwili zaproszenia jego duszy do Rodu myślą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz